Swiat sie nie zawalil, kiedy spalam.

 Po calym dniu przespanym, bo tak wlasnie go spedzilam, ten moj dzien w nosie, siedze teraz i mysle. Mysle, ze nawet taka ucieczka w niebycie niewiele mi pomoze. Ale co sie wyspalam, to moje.

  Przed chwila wrocilam ze spceru, co pachnie coraz bardziej jesienia, bo w nosie moze i mam wiele, ale piesa wyjsc musi. Ona zreszta byla jedynym czynnikiem mnie dzis obchodzacym. Obchodzilo mnie mianowicie, zeby nie narobila w domu i obchodzilo mnie, czy taki maly pies nie dostanie wielkiej depresji przy takiej zdolowanej pani.

Wyglada jednak na to, ze nie dostal. Lezy i chrapie, jak zwykly pies bez depresji. Troche w tym moim roztrzesieniu dzisiejszym bylam niesprawiedliwa i z braku innych ofiar zrobilam jazde psu o zycie. Nie chcial dac uszu do wytarmoszenia, musial zatem wysluchac wyrzutow o wszystko. O te szczepienia, wizyty u weterynarza, paszport europejski psi, smycz karabinkowa, koszyk do spania, orzelka do zabawy... I wiele innych.

  Wieczorem zadzwonilam do siostry i ona mi powiedziala, ze w takich wypadkach dobrze sprawdza sie chlop. Ze jemu mozna super powyrzucac takie rozne, i ze jak dobrze to czlowiek zrobi, to ten chlop bedzie nawet dla nas kochany, bo sie winny naszemu nieszczesciu poczuje. Ewentualnie wystraszy sie zaawansowania histerii. Mniejsza o to.

 Najwazniejsze, ze przezylam, ba nawet calkiem wygodnie przezylam ten dzien. I swiat sie nie zawalil, dziadek jakis taki nabozny, bo on mnie takiej w nosie majacej nie zna, chata stoi, zwierzaki zyja.. No no, nie spodziewalam sie takiego bezkolizyjnego dnia, co w nosie.

Owszem conieco zrobic bylam powinna, ale tym zajme sie jutro. Od samego rana. Najpierw pojde pobiegac, dla przewietrzenia mysli, a potem nadgonie zaleglosci. I moze w koncu bede miala jutro normalny dzien, bez tych wszystkich mysli, co mi od dni paru po glowie lataja.

 Tzn one moga tam byc, tylko niech sie zdecyduja, w ktora strone chca.. Na autostradzie jedni jada w te, a inni we wte. Wiec nich sie juz te mysli zdecyduja. I rusza w trase, trase poszukiwania Sensu.

  Dzis przeczytalam( miedzy spaniem a spaniem) kilka pieknych artykulow i tekstow o Bogu i Milosci i Wierze i Nadzieji.

Jeden fragment szczegolnie utkwil mi w pamieci i nigdy juz nie chce go zapomniec..

 „Gdyby Bóg miał portfel to byłoby w nim twoje zdjęcie. Gdyby mial lodówkę to też byłoby na niej

On przesyła ci kwiaty każdej wiosny i wschód słońca każdego poranka.

Kiedy chcesz mówić On słucha; a mówi do ciebie nieustannie choć ty nie zawsze słuchasz. Mógłby mieszkać gdziekolwiek w całym wszechświecie, a wybrał twoje serce.

Nie widzisz jeszcze?!

 Zrozum to: ON ZA TOBĄ SZALEJE!!! "

 

I jeszcze jeden fragment.

„A jednak Pan Bóg mi zaufał. Powołał mnie do życia, powierzył mi swoje skarby, dał mi mnie samego do zrozumienia i sygnalizuje, że jeśli zrobię krok do przodu, poznam sprawy jeszcze ważniejsze. On ufa każdemu człowiekowi tak samo jak mnie. Bóg po prostu ufa, taki już jest. Dopiero kiedy to sobie uświadamiam, zaczynam rozumieć słowo — „zaufać”. Mało tego — wiem, że nawet jeżeli nie zdołam zaufać człowiekowi i przy najlepszej woli obu stron nigdy się nie dogadamy, to Bóg mu ufa i kocha go. Więc jeżeli ja kocham Boga całym swoim sercem, całą duszą i umysłem, to kocham również tego człowieka, bo w Bogu są wszyscy i wszystko. Ale gdyby nawet udało mi się pokochać kogoś, to w mojej relacji i tak nie wyjdę poza ludzkie ograniczenia, poza swoje fascynacje i rozczarowania. Jeżeli kocham Boga, to tak, jakbym się zwracał do „Centrali”, która ma pełny obraz wszystkich. W Bogu mogę kochać nawet tych, co do których mam poważne wątpliwości i, po ludzku patrząc, „wrzuciłbym wsteczny”... Nawet im ufam, jeśli ufam Bogu...”

 A teraz ide spac, bo jutro ma byc lepszy dzien. Jesli Bog tak zechce. Dobranoc.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rozmowa z Kotem

Dalie