Urlop, życie i żółte zasłony
Od niedzieli jesteśmy na urlopie. Mój ulubiony synuś, jego mała kuzynka i ja. Mąż pracujący został w domu. Pilnuje inwentarza i nawet trochę tęskni. Mówi- 30 kwiatów, 3 akwaria i kot. Czuję się, jakbym w gospodarstwie pracował!:)) To jego miłość do mnie.. Zwykła, codzienna miłość, której uczymy się każdego dnia. On pracuje, żebyśmy my mogli wypoczywać.. Z okna naszego domku widzę jezioro. Nie zmieniło się od czasu mojego dzieciństwa. Zawija się tak samo na horyzoncie, tak samo otulają je lasy. Ta sama droga na plażę. Te same korzenie na drodze. Tylko ja taka inna. Taka mama. Taka kobieta 40sto letnia pełna wspomnień. Dobrych i złych. Najwięcej jest tych smutnych. Bo moja mama nie robiła mi zdjęć na pieńkach. Nie śmiała się z pozy Napoleona i nie przytulała, kiedy stłukłam kolano. Mnie te kolana nieprzytulone jeszcze bolą. Jadę do rodziców i myślę- po co tam jadę? Po kolejne oskarżenia, że ukradłam rajstopy? Że nie mam przyjeżdżać. Że jestem złą pyskatą córką? Ale jest telefon: nie chcę