Posty

Wyświetlanie postów z listopad, 2005

Zaniemowilam.

Zaniemowilam juz calkowicie. Od wczoraj porozumiewam sie ze swiatem szeptem. I swistem.., kiedy probuje spiewac. A jak wolam Sunie, co dala noge na spacerku, to mi taki rozpaczliwy skrzek wychodzi. Znajomy zapytal, czy koniecznym jest, zeby on tez szeptal, bo to sie udziela. Uswiadomilam mu, skad inand bardzo inteligentnemu czlowiekowi, ze uszy mam zdrowe, wiec spokojnie moze gadac normalnie;). Caly wieczor, do prawie polnocy, spedzilismy wczoraj w gronie znajomych. Spotykamy sie tutaj w takim skladzie, co dwa tygodnie, zeby pogadac, pospiewac, pomodlic, powymieniac troskami. No i wczoraj bylo naprawede zatroskanie... K. rzucila na stol informacje, ze chce sie rozwodzic, bo juz nie moze... A wlasnie kupili dom, maja piatke dzieci itd.. Przykre jest takie patrzenie na czyjac bezradnosc i cierpienie. Smutnym jest przygladanie sie smierci czegos, co mialo byc na zawsze... Ja tam singel jestem nieopierzony, a do tego bez glosu, wiec nie gadalam za wiele, inni- malzonkowie z doswiadczenia

Jak choroba w tancu moze pomoc.

Wlasnie sie troche wolniejszym czlowiekiem zrobilam... wyslalam prace o Zydach do sprawdzenia! Witaj czasie wolny od liter i mysli naukowych!;) U nas zima zabielila sie na calego... zimno, bialo, sniezy... Takie adwentowe klimaty. Calkiem przyjemne w sumie, gdyby nie fakt, ze ziscilo sie moje marzenie zapasci na chorobe jakas i w zwiazku z tym troche umieram. Niech nikt nie mowi, ze mysl nie ma sily sprawczej! Rzucona w odpowiednim momencie, w odpowiednim czasie z odpowiednim ladunkiem energetycznym napewno sie zrealizuje. Juz kilkanascie razy swiadomie to zaobserwowalam, teraz dolacza do statystyk to cholerne przeziebienie, co mnie wykancza od piatku. Oczywiscie takie tam przeziebienie, z lichym 39 na termometrze, nie powstrzymalo mnie przed wczorajszym wyjazdem na koncert do K. Troche sie slanialam w miedzyczasie, ale nie podpadlo, bo wszyscy falowali;) Mozna nawet rzec, ze choroba w tancu pomogla. Bylo cudnie. Koncert strasznie rockowy i strasznie dla Boga... Nie da sie opisac kli

Prywata.

Z gory uprzedzam, ze dzisiaj bedzie Prywata... Siostra ma ukochana napisala mi wlasnie smsa, ze bloga zaniedbuje i czy ja aby zyje.. Hmm, ano zyje, ano zaniedbuje, bo sie taplam w tych zydowskich problemach i juz na nic innego nie mam sily. Innego pisanego znaczy sie. Bo na niepisane owszem, np dzisiaj zjadlam cala mase gwiazdek cynamonowych, ktore produkowalysmy wczoraj z M. do poznej nocy. Dla prywaty pocieszenie- jest ich 3 tony, do domu tez przyjada;) Poza tym mam tu troche nerwy, bo mi to cale zycie rodzinne powoli bokiem wychodzi i ja nie wiem, czy to taki brylantowy pomysl miec rodzine z duza iloscia dzieci... Jakies to wszystko takie nerwowe, stresujace, czlowiek malo ma czasu dla siebie... Bleee A do tego G. caly czas narzeka i umiera od czasu do czasu, bo taka juz jej natura. Jako, ze takiej natury byla i jest moja Mader ukochana, doprowadza mnie powyzsze zachowanie do szewskiej pasji, a tym samym wychodza nam tu sytuacje nie zawsze przyjacielskie. Pewnie jestem niesprawie

Jest halas, zeby cisza mogla ciszec..

  Oczywiscie, ze powinnam teraz robic cos innnego, a mianowicie czytac listy Pana Manna do Pana Wassermanna i o nich rozmyslac, tudziez kontemplowac owe. Ale mam to w tej chwili w nosie i siedze tutaj i pisze to...   Napisalam juz dzis rano jednego posta, ale zanim go opublikowalam minelo kilka godzin i zmienil mi sie punkt widzenia. Znaczy odczuwanie mi sie zmienilo, bo rano takie tam dyrdymaly myslowe pisalam, a teraz pisze o zyciu.  Nie wiem, co kogo bardziej interesuje, ale wazniejsze chyba jednak jest zycie. A moje zycie teraz to pisanie pracy, proby pogodzenia obowiazkow i przyjemnosci. To pocieszanie 12 latka, ktory dostal bardzo slabe oceny z kilku przedmiotow. To rozmowy z Przyjaciolka, co dzieki Bogu wygrzebala sie z problemow malzenskich, ale nadal potrzebuje kogos do zwierzen. Moja codziennosc to rowniez przygotowania do zblizajacego sie Adwentu- strojenie z G. domu, pieczenie ciastek, zblizajace sie dwa wyjazdy na koncerty.   Moje dni przepelniaja tez rozmyslania o Bogu

Sobota w cudzym rytmie...

  Wykradajac chwile sobocie, co zaczela sie za pozno i nie potrwa dlugo, klikam tutaj choc kilka slow, bo wiem, ze sa czytane.  Dzien zaczal sie pozno, bo odsypialam wczorajsza kolacje ze znajomymi( 2 w nocy), nie potrwa za dlugo , bo o 18.30 mamy koncert w kosciele, a potem kolacja u B&J. Zaraz musze zajac sie obiadem, poskladac ciuchy w pokoju, bo panuje tam chaos nieziemski( problemy z doborem stroju wczoraj), wyjsc z psami, zobaczyc, co robia dzieciaki, tzn, czy chalupa od gory jeszcze stoi. Siedze na dole, w piwnicy;), kto wie, co nade mna, jakos tak cicho sie zrobilo…    Jak nietrudno zauwazyc, bywam tu nieczesto, choc staram sie do moich ulubionych blogow zagladac, nawet jesli nie pozostawiam tam po sobie znaku. Winne temu sa przerozne, przyziemne zajecia, jakim sie tutaj oddaje, a ktore to nastrajaja mnie niekoniecznie pismiennie. Po ugotowaniu wielkiego gara zupy, tudziez zrobienia prania nie wiele mam przemyslen godnych utrwalenia.  Jakas taka troche uwieziona w nieswo

Olena przelaczona na czuwanie...

  Gdzies mi uciekaja dni i nie wiem sama gdzie… Jakby nie patrzec znowu sroda, znowu po 17tej.. znowu po obiedzie, znowu przed kolacja.. Hmm, co ja robie nie tak, ze ciagle brakuje mi czasu?     G. byla wczoraj operowana ambulatoryjnie, tzn, ze okolo 18 przybyla w stanie lekkiego oszolomienia do domu. Wszystko jest dobrze, tylko biedaczka wyplakuje oczy, bo juz dzieci zadnych nie urodzi.. Biedna. Ona ma bycie mama we krwi i ta operacja bardzo ja przygniotla. Trudno mi powiedziec, jak sama bym sie czula w takiej sytuacji, wiec nie oceniam jej uczuc, tylko sluze ramieniem do placzu.   W domu mam teraz sporo urozmaicen, jak to z dzieciakami bywa, ale w sumie nie narzekam. Dzieciaki sa fajne. Dwa tysiace razy lepsze od dziadka rzecz jasna!!! Dziadka jeszcze ”przerabiam”, bo wychodzi coraz wiecej brzydkich spraw, ktore mnie nieco mecza. Ostatnio nawet jakas nocke troche przeryczalam probujac zrozumiec swiat, dziadka, siebie, cala ta sytuacje. Zastanawialam sie, czego miala mnie nauczyc.

Olena prawie zreanimowana.

  Jestem. Na chwile, bo na chwile, ale jestem..    Moge nawet powiedziec, ze calkiem sie juz zadomowilam. Poustawialam czerwony klapbox na niebieskim, bo tam mniej spraw koniecznych w codziennym obejsciu. W lazience poustawialam tylko 20 butelek, reszta w niebieskim klapboxie. Tu nie potrzebuje az takiej terapii kosmetykowo-relaxujacej, jak u dziadka;) Dziadek zyje. Dowiedzialam sie dzis w kosciele. To gwoli scislosci, jakby kogo mialo interesowac. Mnie na dzien dzisiejszy nie interesuje.  Ostatnie dwa dni skutecznie przesypialam, reanimujac sie z ostatnich miesiecy. Jak mi wczoraj G. wpadla do domu z gromkim okrzykiem na ustach- Nie musze zostawac w szpitalu dluzej niz 2 dni, ty wracasz do mojego taty( dziadka- przypis zrozpaczonej), zbladlam i na moment umarlam. Glupie zarty sie trzymaja tej mojej przyjaciolki, oj glupie…  Dzis w kosciele znowu mnie tym stresowali, ze jak bede niegrzeczna, to tam wroce, na to jednak glos zabral U., syn dziadka( brat G., gwoli scislosci) orzekajac

Z glowa od wina ciezka...

  Juz po ostatnim sniadaniu z dziadkiem. Teraz jeszcze resztki spakuje i.. zmiana miejsca, teleportacja do G.  Wczoraj siedzialam stanowczo za dlugo i stanowczo za duzo wina wypilam... Boli mnie glowa, jestem zmeczona. Ale jakos tak siedzialam i myslalm i pilam... Czasem tak jest dobrze. A, ze potem boli glowa? Hmm .. coz.. Dzis w PL wolny dzien, dlugi weekend, szkoda, ze jeszcze tam nie jestem. Czeka mnie kilka tygodni jako Hausfrau z trojka dzieci, gromada zwierzakow i cudzym mezem. Mam nadzieje, ze to szafniemy, znaczy damy rade.. G. musi do szpitala, a ja wskakuje w jej buty. Znaczy zycie. Uuuu...chyba duzo tu teraz nie napisze, taka zamglona wczorajszym winem jestem. Nawet kawa nie pomaga.. Za oknem buro, w radio delikatny jazz.. W sumie nie jest zle, zeby jeszcze ta glowa nie bolala... U G. nie bede miala sieci, troche sie odetne od swiata. Tego swiata. Swiata slowa i mozliwosci kreowania swojej rzeczywistosci wg uznania. Nie bede tak czesto zagladala na moje ulubione blogi,

Urodziwy Pan E.T. ,przeprowadzki cd.

  Okazujac wczoraj ignoranctwo najwyzszego stopnia zostawilam sobie wiekszosc pakowania na dzien dzisiejszy, przekonana bedac, ze transportaa przybeda wieczorem. Transportaa, czyli G. przybyla juz o 11.00, a zatem hopla, hopla..poskakalam, jak dziki kroliczek upychajac wszystko po klapboxach i kartonach. Zmiana ta zostala ustalona wczoraj poznym wieczorem, kiedysmy to z G. chodzily noca z psami i gadaly o tym, jakie jestesmy piekne. To czasem dobrze robi, tak pogadac. - Jestes taka dzisiaj ladna, tak fajnie wygladasz w tych jeansikach, mowie jej z cala szyczeroscia mego dziewczecego serca.. - Ty wygladasz troche wymeczona, ale jest ok, mowi G. ( no mogla sie byla nieco bardziej wysilic...)   Potem szlysmy w lewo, potem w prawo, gadalysmy o hiperaktywnosci A., jej syna, o Mezu jej H., co ostatnio taki coolowy sie zrobil, o macicy gadalysmy...;) I tak szlysmy, ksiezyc swiecil, taka poswiata nam towarzyszyla tajemnicza.. I nagle G. zapytala, dlaczego jej sie tak przygladam? Hmm, fakty

Jestem chyba balaganiara, albo chomik.

   Mieszkajac juz gdzies, co dosyc czesto mi sie zdarza, ze zmienia sie to miejsce, zawsze w miare szybko znajduje swoj spokoj i swoje poczucie bycia w domu. I juz mnie nawet te przenosiny nie denerwuja i nie stresuja, jak kiedys. Ze czegos zapomne, ze cos zostawie, ze cos zgubie. Wychodze ze zdrowego zalozenia- czego ci zbraknie, dokupisz z czasem...   Jedna sprawa jednakze za kazdym razem doprowadza mnie do do rozpaczy prawie, a mianowicie to, jak strasznie ja sie w kazdym miejscu rozprzestrzeniam!!! Gdziekolwiek bym nie zyla dluzej niz 3 dni uplatam sobie taka prywaciarska siec mojej codziennosci. Tu ksiazeczka, tu kalendarzyk, tu notatki, tu sztapelek plyt... Matko jedyna! Ja chyba jestem ... balaganiara!!! Straszne to. Chodze od wczoraj i zbieram. I znosze do pokoju, zeby jutro moc przewiezc, to co raczej niezbedne. Chiuchy, ksiazki, komputer z PRERIA, Sunie z dobytkiem( calkiem tego sporo sie zrobilo..., jakby nie bylo Sunia duzy piesa sie robi..), jakies tam moje przysmaki, c

Nie ma to, jak rodzinka...:)

  Dzis wieczor pare historyjek rodzinnych. Lepsze to, nizbym mowic miala, ze moj dzien byl zwykly i nic sie nie wydarzylo;)   Historyjka nr 1. Moi Rodzice, od czasu jakiegos mojego zwiazku na dziko, co ciezko przezyli, nie sa uswiadamiani, co i jak sie u nas kreci. Znaczy u nas z Siostra, bo Brat oprocz tokarki ma Syna i Bratowa. Jako, ze uznalysmy to za wyjscie najlepsze, meskie znajomosci ukrywamy do ustalenia daty slubu, a wszyscy chlopcy sa kolegami. Kiedy Siostra zamieszkala na rok z chlopakiem, oczywiscie Kolega;), w jednym pokoju z kuchnia i jednym lozkiem, Mader zapytala:  - Coreczko, a to nie jest krepujace tak razem mieszkac? - Nie, mowi Siostra, my mamy przeciez kuchnie i pokoj.. - No, ale tak sie przebierac... drazy Mader.. - Eeee, mamy lazienke, Mamus.Przebieramy sie w lazience. Mader uwierzyla!   Historyjka nr 2.  W ostatnia Wielkanoc Mader podsluchala moja rozmowe telefoniczna z P., takim lovelasem niedoszlym;). Zalapala, ze to taki wiecej niz Kolega i ze na

Moja niecodzienna rodzina.

  Wczoraj rozmawialam z Kims na temat bycia coolowym i z wyobraznia. Troche tak odnosnie tego kolegi, co w nobla nie uwierzyl. Tak sobie na wiatr rzucilam, ze musze wykasowac z mojego zycia ludzi bez wyobrazni. Ale dodalam, ze nie wiem, jak tego fantagire ugryzc, bo musialabym wykasowac tez np moich rodzicow.   Dzis rano przy sniadaniu zrobilo mi sie glupio za te slowa, bo mam kochanych rodzicow i odszczekalam, ze owszem moze i rodzicow mam niecoolowych, ale dobrych i szczesliwych. I w sumie to zycze sobie i wszystkim takiego szczescia.    Sumienie troche juz uspokojone zapakowalam w parke z futerkiem i poszlam na spacer z piesa, co wczoraj miala urodziny, a dzis juz nie ma. I na tym spacerku (szpacirengejen) sobie cos uswiadomilam i po powrocie znowu odszczekalam, com rzekla. Ja sie normalnie dog vel hund vel piesa robie od tego szczekania. Odszczekalam, ze moi rodzice niecoolowi. Bez wyobrazni. „Tacy codzienni” nawet o nich powiedzialam. Hahahaha. Gorzki smiech mnie ogarnal. M

Historia 7 Odleglosci i nobla sprzed 3 tygodni.

                       są wieczory, co szukają                        ust drżących                        są godziny, co chciałyby                        szybciej pooddychać                        sa minuty, co wracają                       dusznym wspomnieniem                        są noce, co drażnią skórę                       wyobrażeniem dotyku                       są myśli, co irytują pokusą                       jak Diabeł                        Boże chroń..      Kiedys pisalam wiersze. Znaczy nadal czasem mi sie cos napisze. Ale jakos tak stanowczo rzadziej. Stanowczo czesciej czytam Poezje i ja kontempluje. Powyzszy wiersz napisalam jakos czas temu, z mysla o Kims, ale nie powiem o Kim, bo troche tajemnicza w koncu byc musze;)   Dzisiaj napisze Bajke. Jeszcze nie wiem do konca o czym i jak, ale wiem dla Kogo. Dla takiego jednego Kolegi z K.   Powiedzmy, ze to bedzie Bajka o Krolewnie, co nie umiala byc egoistka i o Krolu, co uwielbial egoistki;)   Calkiem nie

Niewybredne slowa, Krzykacze Rynkowi i zle wychowany pies.

  Jezeli wczoraj mialam jeszcze jakies postanowienia odnosnie mojego zycia, to dzis napewno ich nie mam. Bo mi sie nie chce. Najzwyczajniej na swiecie nie chce mi sie miec postanowien. JA PIERDOLE z wczoraj mi minelo, ale nie calkiem tak do konca, cmi sie na dnie duszy, jak zduszony plomien w kominku. Jak tylko znajde dopalke jakas to sobie pobuzuje. Wczoraj bylam na filmie u G., ale” francuski pocalunek”, to nie moje klimaty, jakos mnie Meg R. nie zachwyca. Poza tym wczoraj buzowalo jeszcze bardziej niz sie dzis tli i mnie G. wkurzyla wstawka, ze psa zle wychowuje. W ramach treningu asertywnosci morderczej powiedzialam jej, zeby sobie takie wstawki zachowala w .. pogotowiu ratunkowym. Potem bylo niby milo, ale jakos tak...    W piatek sie tam przeprowadzam, bo G. idzie do szpitala i komus trza sie zajac przyszloscia narodu Niemieckiego. Ja jestem tym kims, dla uscislenia. To tak zaraz tu dodam, ze w zwiazku z tym narodem, kiedys nieprzyjacielskim, teraz juz tylko chwilami wkurzajacy

Marzenia o asertywnosci mordercy seryjnego.

   Niech nikt bron Bog nie pomysli, ze zmieniam konwencje bloga!!! Absolutnie tego nie robie, ale                                              JA PIERDOLE!!!!!!!!   Musiala to napisac! Ja tu zaraz szalu alpejskiego dostane. Ja sie miotam od wczoraj wieczora do teraz i mysle,                                             JA PIERDOLE!!!!! chyba musze komus przylozyc! Tak wlasnie mysle, myslcie, co chcecie.. Moj najdrozszy paraliz ukochany dziadek, co mam mu czasem ochote glowe odkroic, piecze od wczoraj ciasta... Paraliz nota bene totalny prosze Panstwa! Wiec pieka dwa chlopy. Dziadek i Wolfgang. Normalnie uzyje calego imienia, bo zasluguja na odslone. Dziadek jest Theo, a co, niech swiat wie, kto mnie tu wykancza!! Tak bardzo chcialabym byc dzis okrutnym potworem, co zabija wzrokiem, kims bez skrupulow, z asertywnoscia mordercy seryjnego.. Eeeeejjj marzenia   I chodze po chalupie, nie wiem za co sie w tym sajgonie chwycic i coraz wiecej siada mi podlych mysli na glowie. Ciekawe, czy

O waznosci komplementow, czyli slow dobrych.

   Dzis zaczynam pisac juz teraz, znaczy o 12.30. nie wiem jeszcze, kiedy skoncze, bo moze sie zdarzyc, ze cos mnie porwie, poderwie, zniweczy plany.. Ale, co poczatek, to poczatek, nie bede przynajmniej wieczorem gonila ucieknietych mysli;)    Dzis znowu rozmawialysmy z M. Na targu, w bistro, przy kawie. Dlugo rozmawialasmy, bo ma ona problemy zwiazkowe bidulka. I, kurcze, powiem szczerze, ze nie zazdroszcze. Normalnie przechodza mi wszystkie melancholie, ze niby teskno mi do milosci... Znaczy do milosci owszem, ale do problemow, co z nia zawsze lataja absolutnie nie. I tak rozwazalysmy nad ta kawa dlaczego tak jest. Dlaczego milosc nie ma gwarancji, dlaczego ludzie sie rania, dlaczego rozchodza sie drogi, ktore tak ladnie na poczatku sie pokrywaly? I nie chodzi przeciez o to, zeby wszystko bylo super, zeby miec tylko te same zainteresowania i robic wszystko tak samo, razem, z usmiechem na ustach, raczka w raczke.. Tak myslalysmy glosno jedna do drugiej i samo sie ulepilo, ze chodz

Pean dla Zonatego. male sunie gina w ciemnosciach..

  Naprawde chcialam... chcialam dzis kilka razy siasc do klawiatury i pisac, ale wciaz mi cos przeszkadzalo. A tematow zbiera sie i zbiera, choc czlowiek dopiero jeden dzien wypuscil z kalendarza.   Rano biegajac z M. zastanawialysmy sie, gdzie tak naprawde jestesmy soba. Do wniosku wspolnego doszlysmy, ze tak naprawde soba jestesmy w swoich rodzinach, tych rodzonych, nie nabytych. Znaczy ona, bo ja obecnie nie mam takowej nabytej;) Tak sie zastanawialysmy, gdzie kij pogrzebany i jasnym okazalo sie, ze chodzi o milosc i o pewnosc tejze. Bo obie mamy jedna pewnosc 100% towa w zyciu- nasze rodziny nas kochaja. Takimi jakie jestesmy. I dlatego mozemy byc przy nich takie, jakie jestesmy- humorzaste, leniwe, fanatyczne, pyskate, kochane, mile, obzerajace sie, odchudzajace sie potem, ryczace, smiejace, jak konie, zepsute, niemoralne, pobozne, o slabej woli, o woli stalowej, dlugowlose, krotkonozne, glupie, madre, takie jakie jestesmy...punkt!   A jak wrocilam do domu, myslalm dalej... Gdz

Sledz, co lepszy niz kaszanka.

   Korzystajac z okazji, ze onet wrocil z urlopu zadusznego i wypuscil posty w obieg swiatowy, pisze kolejnego;) Zeby bylo smieszniej, polatawszy po cudzych blogach, zauwazylam, ze nie tylko ja bylam na stopie wojennej z oneciarzami. Jeden Piszacy wyprodukowal swojego bloga, znaczy skserowal chyba, az 6 razy..;) Ja sie powstrzymalam przy trzecim, w pore usuwajac kopie;)   Zaczne moze tak... Jako, ze dni bywaja lepsze i gorsze... wczoraj byl taki jeden z najgorszych;) A usmiecham sie przy tym, bo mysle sobie- wczoraj taki podly, to juz dzisiaj mu sie nie uda byc gorszym, mam nadzieje!;) Lazilam wczoraj obok siebie, moj tato mowi „ jak Cajmer o polnocy..”, ciekawe nota bene, kim jest Cajmer.. A zatem lazilam, az prawie odciskow dostalam na stopach i bylo STRASZNIE!!! Pms-y prawie mnie zabily, a napewno zabily moja silna wole- zezarlam 2 kawalki tortu marcepanowego. Omatko! Mozna tylko powiedziec. Pomiedzy lazeniem czytalam ksiazke i ogladalam tv. Ksiazka super, a w tv 2 filmy o zakona

Swieto Zmarlych. Jak sie ma Malysz do PMS-ow.

  Jako, ze bywaja dni lepsze i gorsze wczoraj byl ten gorszy, a dzis nie wiem jeszcze jaki... Dzis Swieto Zmarlych, a ja jestem daleko od domu. Kurcze, jak ja nie lubie byc w Takie Dni daleko od domu. I wcale nie chodzi o wyrzucenie futra z szafy i okazje przeparadowania sie w nim po cmentarzu.. Po pierwsze nie mam futra( tylko to jedno male zyjace), a po drugie i tak nie mam koniecznosci wymarzania nosa na cmentarzu. Jak wspomnialam, Ci, co ich kocham dzieki Bogu zyja. Chodzi jednak o to, ze sa takie dni, co zamyslaja, zadumaja Czlowieka mysla o innym Czlowieku. Nie jednym zreszta. Takie dni, jak dzisiejszy, kiedy to mysle o mojej Siostrze, Bratowych, Rodzicach. I pomimo, ze sa, wiem, ze kiedys ich nie bedzie. I dlatego chcialabym nie tracic naszego wspolnego czasu na moja nieobecnosc. Wiele lat spedzilam z dala od Tych Dni i za kazdym razem bylo to smutne. Przed chwila, przy sniadaniu, pogadalismy z dziadkiem o cmentarzach i takich tam.. I powiem szczerze, ze wcale to nielatwe i n