Posty

Wyświetlanie postów z 2009

Poświątecznie

Święta.. Czas wyróżniony w kalendarzu i w sercach. Czas podsumowań, dobrej kuchni i spotkań. Jaki był? Spokojny, leniwy, radosny. Nowy, inny, bo spędzony na obserwowaniu radości Synusia. Wojtek niewiele jeszcze rozumie z magii Świąt, ale bardzo podoba mu się to, że mama i tata są w domu. Że często widział dziadków, że wszyscy byli uśmiechnięci. Od jutra powrót do codzienności, do pracy i smutku rozstania o ósmej rano, kiedy przychodzi Ciocia Krysia. Ale jest jeszcze dzisiaj- ostatnie chwile wypoczynku, spacer po obiedzie i myśl, że jesteśmy bardzo szczęśliwi..    

To już rok...

Obraz
      Mój synuś. Moja duma..   A ja? Jakoś się trzymam..

Widoki

Nawet na lekach życie jest mniejsze niż dawniej. Zaczynam się z tym godzić, zaczynam tą myśl oswajać. Jak warczącego szczeniaka. Życie rodzinne takie jest. Od do. Od zakupów do zmycia podłóg. Od prania do gotowania. Od mini mini do Dr Housa.. Czasem wpada jakaś lampka wina, czasem jakiś fajny seks, czasem po prostu trochę spokoju. To na razie i może na zaś musi wystarczyć. Spoglądam z mojego okna na 10 piętrze i widzę tak duuużo z tak małej kuchni. Widzę most, po którym ktoś się gdzieś spieszy, widzę pracę, której nie mogę dostać, widzę wieżyczkę kościoła, w którym chcieliśmy brać ślub. A czasem nic nie widzę. Czasem mgła spowija świat i ten zostaje gdzieś poniżej. A ja widzę tylko niebo.   To życie. Czasem mięsny i poczta, a czasem przestworza.

Ja żyję!

Okazało się, że mam depresję. Może poporodową, może jakąś tam.. Fakt, że jest. Tudzież mija właśnie. Czwarty tydzień z prochami i wracam do siebie. Znowu mam animusz, jak powiedziałby mój tato:) Mamy nowe m-4. 60 metrów wolności! Młody śpi obok, w swoim mały, przesłodkim pokoiku, mąż ogląda tv na salonach, ja skrobię w sypialni. Tak można żyć. Tak się żyć chce. Żeby jeszcze praca była...   Depresja, to taka ciemna otchłań, z której ciężko się wygramolić samemu. To żaden wstyd. To moje dokonanie tego roku. Że ją leczę. Że nie udaję dłużej.   Mały zaczyna chodzić, żuje bułeczkę na spacerku, okazuje swoją wolę, najczęściej odmienną od naszej:) Jest słodki.   Dawno nie czułam szczęścia. Znowu je czuję. Pachnie ciastem ze śliwkami i kremem dla niemowląt.   Pachnie marzeniami o przestrzeniach do zdobycia. Pachnie planami i odwagą, żeby je snuć.   Patrzę w lustro i widzę Olę. Kobietę zadowoloną, pełną życia i cichej radości. Że znowu się udało... Dziękuję!

Jestem

Jestem tu, nawet jak mnie nie widać.. Nic się nie dzieje, a jednocześnie dzieje się wszystko. Kupujemy mieszkanie, straciłam pracę, synuś ma problemy neurologiczne. Jestem. Jestem zmęczona. Zniechęcona. Nerwowa. Smutna. Omawiam w nocy różaniec, żeby powstrzymać złość.   Jestem. Nadal zakochana. Już od dwóch lat. 20 sierpnia 2007 roku poznałam mojego męża. To było najlepsze, co mogło mi się przytrafić. Nadal Cię kocham mężu. Nawet taka zmęczona, a może zwłaszcza. Jesteś moim spokojem. Dziękuję Ci za każdy wspólny dzień, za każdy uśmiech naszego synka...

Zaskoczenie

Obraz
    Bardzo dziękuję L. Bardzo to miłe, że komuś się moje pisanie przydaje:) Ja wyróżniam Uliszkę. Za całokształt. Za to, że czytam ją jak dobrą książkę:)

Matka matce

Byłam na Twoim blogu L. i tak strasznie mi smutno... Jak można przeżyć śmierć swojego dziecka? Nie można.. wiem.. Tak mi przykro, tak Ci współczuję. Jak matka matce.  

Lubimy się tulić lulić..

Obraz
   

Brak tytułu

Obraz
   

Minęło kilka miesięcy...

Wiem, że czas ucieka, a mnie tutaj nie ma.. Wiem.. Wybaczcie ci, którzy tu jeszcze zagladają. W międzyczasie miałam dwa wpisy, ale je pożarło, a nie miałam cierpliwości pisać raz jeszcze. Te kilka kolejnych miesięcy to ciąg dalszy poprzednich. Czyli czas utraty siebie na rzecz życia. Wiem, ze brzmi to dziwnie, ale tak jest. Zgubiłam siebie i nie potrafię siebie odnaleźć. Siebie dawnej, ciekawej świata, towarzyskiej, kreatywnej, pełnej marzeń, energicznej i pomysłowej... Jestem teraz... mamuchą. Myślę, że w sumie dobrą, tyle, że maksymalnie sfrustrowaną. Moje całe myśli wypełniają terminy u lekrzy, zakupy, słoiczki hippa, mleko, które nam wycofano z produkcji, pranie, które suszy się kolejny dzień i prosi o złożenie.. Znikam w tym całym mamuchowaniu i rodzinnowaniu do tego stopnia, że brakuje mi tematów do rozmowy. Innych niż obiad, szczepienie, pierwsza szczoteczka do zębów. Kocham moje dziecko ponad życie. I przestaje powoli kochać siebie.. Cóz, dobrze, że o tym wiem. Czas coś z t

Dzień Matki( zaginiony post)

Patrzę za okno i widzę akacje. Całe masy akacji. Mąż marudzi, że go duszą, ja z małym pociągam nosem, ale i tak i się podobają. Kolejne akacje.. Kiedy uciekł miniony rok? Nie wiem. Minął Dzień Matki, pierwszy świętowany przeze mnie. Na parapecie stoi fiołek od synka, który pomógł mu zakupić tatuś, bo sam jeszcze nie dosięga do lady w kwiaciarni:) Wszystko się zmienia. Ja też. Macierzyństwo wyciska piętno na duszy tak mocne, że czasem aż zaboli. Codzienność stała się na wskroś codzienna. Radosna i zmartwiona. Troskliwa i rozdrażniona. Nie ma już czasu ani siły na roztrząsanie ewentualności. Jest dzień, trzeba go przeżyć. Chwilami smutnieję na myśl o tej amputacji mojej duszy do kikuta obowiązku. Ale uśmiech synka skutecznie wynagradza mi owe smutki.Uśmiech synka wypełnia mnie całą, jest jak dobry masaż po ciężkim dniu, jak spacer brzegiem morza o zachodzie słońca i dobra kolacja na tarasie w Hiszpanii. Ten uśmiech potrafi przegonić najgorszy front atmosferyczny. Jest jak zaklinacz po

Życie

Obraz
        To my:) napisałam notkę, ale mi ją zeżarło://// wrrrr... Wyszłam z wprawy:) Jak widać Młody Człowiek dołączył już do grona kosumentów/smakoszy. Na razie lepiej to wygląda na zdjęciu niż faktycznie, ale to jakieś początki:) Mnie jest mało, a wręcz coraz mniej, etat mamuchy wepchnął Olenę w ciemny róg niepamięci.. Czasu brakuje na wszystko. Niestety. Ale nie narzekam, jestem szczęśliwa, choć chwilami mam doły, jak rów mariański. Czekam na wiosnę i odrobinę wytchnienia. I choć jedną przespaną noc;) To już pewnie niedługo.. pewnie już ja kilka miesięcy:))))