Posty

Wyświetlanie postów z 2011

Minął rok

Wczoraj minął rok od mojej drugiej straty. W blogu, to zaledwie kilka wpisów, w życiu zaledwie kilka miesięcy. A w sercu? W sercu to miliony smutków i zamyśleń. Tysiące zastanowień i spojrzeń w mijane wózki. Kilka słodko-gorzkich wiadomości o czyichś ciążach i narodzinach. Setki myśli, może tak miało być... Wojtek potrzebuje mnie tak dużo, czy byłoby we mnie miejsce na drugie dziecko? Czy miłość byłaby sprawiedliwa? Nie wiem. Wiem tylko, że część moich utraconych dzieci będzie ze mną już zawsze.    

Dzień dla duszy

Jesień zaplątała się dzisiaj w mgłę. Przepuściłam dzień przez palce nie robiąc nic pożytecznego i wcale tego nie żałuję.  Na rytualne pytanie Wojciecha przed snem- opowiedz mi, co dziś robiłaś mamusiu, próbowałam jeszcze w akcie rozpaczy rozciągnąć gotowanie rosołu na cały dzień. Ale poległam na makaronie. Bo kurcze, nawet trzylatek wie, że makaronu nie gotuje się w takich ilościach. Więc mu w końcu szczerze powiedziałam, że najwięcej to się dziś leniłam, patrzyłam w okno, piłam kawę, myślałam o cudach niewidach i nawijałam włosy na palce. I że było mi tak dobrze, nawet jeśli teraz gryzą mnie wyrzuty sumienia, bo za mało się z nim bawiłam. Pomyślał. Westchnął. I powiedział głosem mędrca - Włosi mas teraz na oko i mas ładną flyzulę (fryzurę). Hmm.. Pewnie miała ta wypowiedź drugie dno. Ale nie szukałam. Pogilałam go po brzuszku i pocałowałam w łepek. Czasem tęsknię do takich przemarnowanych, przemarzonych, wylniałych dni. Czasem chciałabym umieć zapomnieć się w lenistwie, czytaniu

Do wglądu dla zainteresowanych:)

Obraz
Wojtek już śpi, Bartek na nocce, a ja posprzątałam w kuchni( mojej tymczasowej pracowni:)) i popijam herbatkę z meliski.. Kolejny fajny dzień dobija brzegu, za chwilę dotrze do portu mojego snu. Nieplanowanie i niespodziewanie miałam wczoraj słabo dodatni test ciążowy.. Kolejny był negatywny. Za kilka dni kwestia się wyjaśni i wtedy zaczniemy się cieszyć i martwić:) A tymczasem moje doniczki do wglądu...                  

Fajna codzienność

Jestem na chwilkę, bo zaraz jadę pomagać siostrze w przeprowadzce. Chłopacy śpią. Mały posapuje w sypialni, duży pochrapuje w dużym pokoju. Kocham ich. Stwierdziliśmy, że nie oddamy jeszcze Wojtka do przedszkola, zostanę z nim kolejny rok w domu. Spotkania adaptacyjne zaowocowało obsesyjnym lękiem separacyjnym, znerwicowaniem i łzami w każdej najmniej przewidywalnej chwili. Przez jakiś czas nie chciał chodzić do dziadków, ani zostać z Bartkiem. Musiała być mamusia. Bo inaczej był straszny płacz. Z jednej strony trudne, a z drugiej... Trzy lata czekałam, żeby moje dziecko odczuwało ze mną więź.. Doczekałam się:)Teraz patrzy mi w oczy i mówi" jesteś taka piękna, kocham cię całą,ale...długa jesteś mamusiu!" No tak, całe 180 cm do kochania, dużo jak na trzylatka:) Poza tym Wojtek nam się poprawił. Ataki szału zdarzają się rzadziej, od tygodni się nie gryzł, nie kręci się. Czasem macha głową, ale to już taki mały wariat:) Jest niesamowicie rozwinięty językowo, pyta o rzeczy, k

Brak tytułu

Siedzę i popijając kawę czytam o "petit mal", czyli małych napadach padaczkowych u dzieci. Jak wyglądają, co je poprzedza, jakie badania należy zrobić, żeby je potwierdzić, albo wykluczyć. Wykluczyć.. no właśnie.. wykluczyć poproszę, bo kolejnego problemu nie potrzebujemy. Nie chcemy, nie możemy, nie zbolimy. Każdy ma jakieś granice bólu, a ja czasem myślę, że dochodzę do brzegu swoich. Jak na razie diagnoza jest na etapie wstępnych przypuszczeń i domysłów. Mały wciąż za mały. Zaburzenia ze spektrum autystycznego, jeżeli w ogóle, to wysokofunkcjonujący autyzm, lub Asperger. Ale może tylko cechy autystyczne. Do tego nadpobudliwość, alergie i na pewno zaburzenia integracji sensorycznej. Co z padaczką- oby nie. Ale symptomy są, od dawna. Oby nie. Bo mogę nie zboleć. A przy tym wszystkim on. Mój synuś, moja radość. Kocham go miłością większą niż cokolwiek mi znanego na świecie. Spojrzenie w jego piękne oczy jest jak odkręcenie kranu z nowymi siłami do walki o niego. O jego

Jak skrzydełko motyla

Ktoś mi dziś napisał, że wzruszył go mój blog.. To miłe. To zobowiązuje. Jestem tu nadal, po drugiej stronie ekranu, tylko milczę już dłuższy czas. Bo razem z Anulką umarły we mnie słowa.. Bo wolałam nie pisać o ostanich miesiącach, które przyniosły tyle cierpienia, że nie wiedziałam jak sobie z nim poradzić. Musiałam poprosić o pomoc lekarza, kiedy zauważyłam, ze przestaje wstawać z łóżka. Że wyjście z domu mnie przerasta, że serce mi zlodowaciało, że chcę odejść od męża.. Dostałam inne leki, pomogły na tyle, na ile mogą pomóc leki.. Pewnie lepiej pomógłby mi Pan Bóg, ale jakoś straciłam z Nim kontakt.. Nie umiem się już modlić, zwątpiłam w sens wiary.. Na dzień dzisiejszy jest raz lepiej, raz gorzej. Ale jakoś jest:) A to najważniejsze. Bo już prawie nie było. Mnie. Każdy dzień to wyzwanie. Wyzywam nieszczęście na pojedynek. I muszę się pochwalić, że od kilku tygodni wygrywam. Ja i szczęście. Znowu je odczuwam, choć na razie muska leciutko. Jak skrzydełko motyla.