Coś a'la jesień..
Za oknem ściana deszczu, w domu leniwy spokój, w brzuchu olimpada w Pekinie. Synuś ćwiczy pełzanie na czas, a my z mężulkiem celebrujemy jego, mężusia, pierwszy dzień urlopu. Taki dobry piątek. Ostatnie dni upłynęły pod znakiem leżenia w łóżku, bo się macicy zachciało kurczyć. Całe godziny polegiwałam zatem obłożona książkami, gazetami i ciszą. Aż mi ta cisza bokiem wychodziła, ze tak łagodnie to określę... Jeszcze 8 tygodni ciszy. Potem zacznie się koncertowanie małego obywatela:) Chcieliśmy wykorzystać urlop na jakiś wyjazd kilkudniowy, ale macica powiedziała "pass", więc zostaniemy w pobliżu. Kanapy, szpitala i niespakowanej jeszcze torby okołorodzeniowej. Za to w tym tygodniu obchodzić będziemy rocznicę naszego poznania się. Planujemy miły wieczór, kolację i kino.. Jeszcze we dwoje, a już we troje...