Posty

Wyświetlanie postów z 2005

Ostatnie dni przed..

Znowu siedze w bibliotece uniwersyteckiej czekając na jakiegos doktorka od spraw najważniejszych. Strasznie dużo czasu tracę na uregulowanie mojej nieobecnosci, aż sie ciesze, że nie jestem nikim okropnie ważnym, bo jakbym miala teraz jeszcze walczyc z mediami, to bym chyba zastrajkowała:) Jutro jadę do Rodziców przygotować Święta, bo Siostra pracuje i dojadą ze Szwagrem dopiero w Wigilię. Z jednej strony się cieszę, z drugiej nie chce mi się, bo jakoś tak nie czuje tych Świąt, a tam czeka na mnie tyyyle pracy. I Rodzice, co czasem mnie denerwują. Teraz jeszcze Tato sie rozchorowal, a że Mama chora od 30 lat, więc będzie atmosfera szpitalna. No cóż, jakoś to będzie. Za to w Pierwsze Święto bedzie miło, bo zleci się młoda Rodzinka, znaczy się Bratowe, Kuzyny jakieś, itd. Posiedzimy, pojemy, porodzinujemy.. JAkaś taka jestem do luftu, jak by to okreslił mój Tato:), cicho mi jakoś, taka marudna jestem i w ogóle. Siostra mówi, ze musze do roboty, to mi minie, ale ja nie wiem. Dobrze, że

Adwentowa zaduma.

Okazuje sie, ze nie tylko w niemieckich okolicznosciach czas ucieka zbyt szybko. Rowniez tutaj dni mijaja w mgnienia oka, byl czwartek, a juz jest sroda. Kolejna. Nie zrobilam jeszcze nic szczegolnego, chociaz wlasciwie nie wiem, czy cokolwiek co bysmy nie robili ma w sobie jakas nadzwyczajosc... Kazdy ma zadania do spelnienia, jeden takie, drugi inne, ot zwykle zycie. Pozalatwialam kilka spraw formalnych, rozpakowalam( prawie) wszystkie kartony i inne klapboxy. Zostaly tylko trzy kartony z papierami, ksiazkami i materialami do pracy. Za nie zabiore sie jutro. Ewentualnie pojutrze. Na tym poleg komfort mojego wlasnego zycia, zycia u siebie- moge zrobic to nawet za tydzien! Dzis bylam w miescie, musialam pojechac na uczelnie i do banku. Przy okazji polazilam w miescie po oswietlonych ulicach pelnych okien wystawowych zachecajacych swiatecznym wystrojem. Pomimo deszczu i chlodu czulam takie cieplo kolo serca, cieplo powrotowe, ze tak je nazwe. Moje miasto szykuje sie do Swiat. Te ulice

Jak dziury w chodniku mogą uspokoić.

Mam jeszcze mdłości żołądkowe po podroży, Sunia też troche rozbita leży pod stołem, musze się znowu przestawić na PL klawiaturę, rozpakować 18 kartonów i torbę, ale nieważne to wszystko, bo ... jestem w domu! Czuje się chwilami, jakbym nigdy stąd nie wyruszała w żadne dalekie kraje, a przecież wyruszałam. Dowodem jest np patelnia gusowa, co jej nie miałam, a teraz mam. I innych kilka dowodów tez jest. Tych nasercowych i nadusznych. Na przyklad. Podróż była koszmarnie długa i niekonfortowa, bo nie było osobnego miejsca dla piesa i towarzyszyły mi jakieś młodociane osoby płci nadobnej słuchające ludowych nagran chyba tureckich. Panowie kierowcy bardzo szanownie kopcili cygarety oszałamiając tym samym mnie- niepalaczkę od 2 lat.Bylo jednym słowem niekoniecznie romantycznie i magicznie. Żadna tam podróż w czasie i przestrzeni. Zwykłe umęczenie, ot co... Wysiadajac jednak pod domem, wpadając w pierwszą kałużę maskującą wspaniałe dziury na moich osiedlowych chodnikach poczułam ulgę. Poczu

Pozegnalismy sie.

Spotkalam sie z W., zeby sie pozegnac. Bylam u Niego na kawie. Bylysmy razem z Sunia. Dziwnym jest uczucie bycia w miejscu, ktore kiedys bylo moim domem, a teraz juz nie jest. Gdzie wszystkie przedmioty sa takie znajome i zaufane, gdzie wyjecie lyzeczki z szuflady jest najnaturalniejsza czynnoscia wykonana bez zastanowienia. Dziwnym jest spojrzenie na siebie w lustrze w lazience, ktora szumi tak bardzo znanym wentylatorem. Zobaczenie swojego odbicia takiego samego, jak wtedy, ale rownoczesnie  takiego innego, jak wtedy. Tak bardzo smutnym jest uczucie niemocy i niemoznosci i nieodwracalnosci... Na przeciwko siedzi Czlowiek, ktorego tak dobrze znamy, ktory jest taki, mimo wszystko, bliski, a jednoczesnie taki daleki, taki obcy. I tak bardzo chcialam wczoraj W. po prostu przytulic, usciskac tak bardzo mocno i powiedziec, ze nadal i pewnie juz zawsze bedzie w moim sercu. Ze nie jest sam, ze jesli bedzie mnie potrzebowal, to ja jestem. Chcialam powiedziec, ze wiem, jak bardzo jest smut

Dziwne sa nasze uczucia..

Cala noc, chyba, bo to trudno sprawdzic, snil mi sie moj Ex. Ten wazny Ex. Ten, co Go bardzo kochalam. Chyba.., bo tego rowniez nie da sie sprawdzic. Ale mysle, ze tak. Bywa, ze za Nim tesknie. Dziwne, prawda? ponad dwa lata od rozstania. Kilka innych znajomosci w miedzyczasie, masa roznych sytuacji, wydarzen, generalnie zadowolone zycie i takie tam.. I bywa, ze kiedy tak rano otworze oczy, a On byl w moim snie, to tesknie. Moja Siostra kiedys na mnie krzyczala w takich momentach, ze mam sie wziac w garsc, ze nie myslec, nie rozpuszczac sie, jak aspiryna. Mysle, ze teraz juz nie nakrzyczy, bo sama to zna. Dziwne, absurdalne uczucie tesknoty, ktorej nie rozumiemy i nie chcemy. Znacie to? Zeby bylo smieszniej, kiedy tak sobie mysle, a wlasciwie mysli same po glowie gonia, to nie wspominam zadnych extra wydarzen z zycia naszego zwiazku. Widze inne obrazy. Nowy dywan, ktory kupilismy, bo tak golo bylo na podlodze. Wspolnie przygotowywane sniadania. Sprzatanie domu i przeprowadzki w szafa

Zaniemowilam.

Zaniemowilam juz calkowicie. Od wczoraj porozumiewam sie ze swiatem szeptem. I swistem.., kiedy probuje spiewac. A jak wolam Sunie, co dala noge na spacerku, to mi taki rozpaczliwy skrzek wychodzi. Znajomy zapytal, czy koniecznym jest, zeby on tez szeptal, bo to sie udziela. Uswiadomilam mu, skad inand bardzo inteligentnemu czlowiekowi, ze uszy mam zdrowe, wiec spokojnie moze gadac normalnie;). Caly wieczor, do prawie polnocy, spedzilismy wczoraj w gronie znajomych. Spotykamy sie tutaj w takim skladzie, co dwa tygodnie, zeby pogadac, pospiewac, pomodlic, powymieniac troskami. No i wczoraj bylo naprawede zatroskanie... K. rzucila na stol informacje, ze chce sie rozwodzic, bo juz nie moze... A wlasnie kupili dom, maja piatke dzieci itd.. Przykre jest takie patrzenie na czyjac bezradnosc i cierpienie. Smutnym jest przygladanie sie smierci czegos, co mialo byc na zawsze... Ja tam singel jestem nieopierzony, a do tego bez glosu, wiec nie gadalam za wiele, inni- malzonkowie z doswiadczenia

Jak choroba w tancu moze pomoc.

Wlasnie sie troche wolniejszym czlowiekiem zrobilam... wyslalam prace o Zydach do sprawdzenia! Witaj czasie wolny od liter i mysli naukowych!;) U nas zima zabielila sie na calego... zimno, bialo, sniezy... Takie adwentowe klimaty. Calkiem przyjemne w sumie, gdyby nie fakt, ze ziscilo sie moje marzenie zapasci na chorobe jakas i w zwiazku z tym troche umieram. Niech nikt nie mowi, ze mysl nie ma sily sprawczej! Rzucona w odpowiednim momencie, w odpowiednim czasie z odpowiednim ladunkiem energetycznym napewno sie zrealizuje. Juz kilkanascie razy swiadomie to zaobserwowalam, teraz dolacza do statystyk to cholerne przeziebienie, co mnie wykancza od piatku. Oczywiscie takie tam przeziebienie, z lichym 39 na termometrze, nie powstrzymalo mnie przed wczorajszym wyjazdem na koncert do K. Troche sie slanialam w miedzyczasie, ale nie podpadlo, bo wszyscy falowali;) Mozna nawet rzec, ze choroba w tancu pomogla. Bylo cudnie. Koncert strasznie rockowy i strasznie dla Boga... Nie da sie opisac kli

Prywata.

Z gory uprzedzam, ze dzisiaj bedzie Prywata... Siostra ma ukochana napisala mi wlasnie smsa, ze bloga zaniedbuje i czy ja aby zyje.. Hmm, ano zyje, ano zaniedbuje, bo sie taplam w tych zydowskich problemach i juz na nic innego nie mam sily. Innego pisanego znaczy sie. Bo na niepisane owszem, np dzisiaj zjadlam cala mase gwiazdek cynamonowych, ktore produkowalysmy wczoraj z M. do poznej nocy. Dla prywaty pocieszenie- jest ich 3 tony, do domu tez przyjada;) Poza tym mam tu troche nerwy, bo mi to cale zycie rodzinne powoli bokiem wychodzi i ja nie wiem, czy to taki brylantowy pomysl miec rodzine z duza iloscia dzieci... Jakies to wszystko takie nerwowe, stresujace, czlowiek malo ma czasu dla siebie... Bleee A do tego G. caly czas narzeka i umiera od czasu do czasu, bo taka juz jej natura. Jako, ze takiej natury byla i jest moja Mader ukochana, doprowadza mnie powyzsze zachowanie do szewskiej pasji, a tym samym wychodza nam tu sytuacje nie zawsze przyjacielskie. Pewnie jestem niesprawie

Jest halas, zeby cisza mogla ciszec..

  Oczywiscie, ze powinnam teraz robic cos innnego, a mianowicie czytac listy Pana Manna do Pana Wassermanna i o nich rozmyslac, tudziez kontemplowac owe. Ale mam to w tej chwili w nosie i siedze tutaj i pisze to...   Napisalam juz dzis rano jednego posta, ale zanim go opublikowalam minelo kilka godzin i zmienil mi sie punkt widzenia. Znaczy odczuwanie mi sie zmienilo, bo rano takie tam dyrdymaly myslowe pisalam, a teraz pisze o zyciu.  Nie wiem, co kogo bardziej interesuje, ale wazniejsze chyba jednak jest zycie. A moje zycie teraz to pisanie pracy, proby pogodzenia obowiazkow i przyjemnosci. To pocieszanie 12 latka, ktory dostal bardzo slabe oceny z kilku przedmiotow. To rozmowy z Przyjaciolka, co dzieki Bogu wygrzebala sie z problemow malzenskich, ale nadal potrzebuje kogos do zwierzen. Moja codziennosc to rowniez przygotowania do zblizajacego sie Adwentu- strojenie z G. domu, pieczenie ciastek, zblizajace sie dwa wyjazdy na koncerty.   Moje dni przepelniaja tez rozmyslania o Bogu

Sobota w cudzym rytmie...

  Wykradajac chwile sobocie, co zaczela sie za pozno i nie potrwa dlugo, klikam tutaj choc kilka slow, bo wiem, ze sa czytane.  Dzien zaczal sie pozno, bo odsypialam wczorajsza kolacje ze znajomymi( 2 w nocy), nie potrwa za dlugo , bo o 18.30 mamy koncert w kosciele, a potem kolacja u B&J. Zaraz musze zajac sie obiadem, poskladac ciuchy w pokoju, bo panuje tam chaos nieziemski( problemy z doborem stroju wczoraj), wyjsc z psami, zobaczyc, co robia dzieciaki, tzn, czy chalupa od gory jeszcze stoi. Siedze na dole, w piwnicy;), kto wie, co nade mna, jakos tak cicho sie zrobilo…    Jak nietrudno zauwazyc, bywam tu nieczesto, choc staram sie do moich ulubionych blogow zagladac, nawet jesli nie pozostawiam tam po sobie znaku. Winne temu sa przerozne, przyziemne zajecia, jakim sie tutaj oddaje, a ktore to nastrajaja mnie niekoniecznie pismiennie. Po ugotowaniu wielkiego gara zupy, tudziez zrobienia prania nie wiele mam przemyslen godnych utrwalenia.  Jakas taka troche uwieziona w nieswo

Olena przelaczona na czuwanie...

  Gdzies mi uciekaja dni i nie wiem sama gdzie… Jakby nie patrzec znowu sroda, znowu po 17tej.. znowu po obiedzie, znowu przed kolacja.. Hmm, co ja robie nie tak, ze ciagle brakuje mi czasu?     G. byla wczoraj operowana ambulatoryjnie, tzn, ze okolo 18 przybyla w stanie lekkiego oszolomienia do domu. Wszystko jest dobrze, tylko biedaczka wyplakuje oczy, bo juz dzieci zadnych nie urodzi.. Biedna. Ona ma bycie mama we krwi i ta operacja bardzo ja przygniotla. Trudno mi powiedziec, jak sama bym sie czula w takiej sytuacji, wiec nie oceniam jej uczuc, tylko sluze ramieniem do placzu.   W domu mam teraz sporo urozmaicen, jak to z dzieciakami bywa, ale w sumie nie narzekam. Dzieciaki sa fajne. Dwa tysiace razy lepsze od dziadka rzecz jasna!!! Dziadka jeszcze ”przerabiam”, bo wychodzi coraz wiecej brzydkich spraw, ktore mnie nieco mecza. Ostatnio nawet jakas nocke troche przeryczalam probujac zrozumiec swiat, dziadka, siebie, cala ta sytuacje. Zastanawialam sie, czego miala mnie nauczyc.

Olena prawie zreanimowana.

  Jestem. Na chwile, bo na chwile, ale jestem..    Moge nawet powiedziec, ze calkiem sie juz zadomowilam. Poustawialam czerwony klapbox na niebieskim, bo tam mniej spraw koniecznych w codziennym obejsciu. W lazience poustawialam tylko 20 butelek, reszta w niebieskim klapboxie. Tu nie potrzebuje az takiej terapii kosmetykowo-relaxujacej, jak u dziadka;) Dziadek zyje. Dowiedzialam sie dzis w kosciele. To gwoli scislosci, jakby kogo mialo interesowac. Mnie na dzien dzisiejszy nie interesuje.  Ostatnie dwa dni skutecznie przesypialam, reanimujac sie z ostatnich miesiecy. Jak mi wczoraj G. wpadla do domu z gromkim okrzykiem na ustach- Nie musze zostawac w szpitalu dluzej niz 2 dni, ty wracasz do mojego taty( dziadka- przypis zrozpaczonej), zbladlam i na moment umarlam. Glupie zarty sie trzymaja tej mojej przyjaciolki, oj glupie…  Dzis w kosciele znowu mnie tym stresowali, ze jak bede niegrzeczna, to tam wroce, na to jednak glos zabral U., syn dziadka( brat G., gwoli scislosci) orzekajac

Z glowa od wina ciezka...

  Juz po ostatnim sniadaniu z dziadkiem. Teraz jeszcze resztki spakuje i.. zmiana miejsca, teleportacja do G.  Wczoraj siedzialam stanowczo za dlugo i stanowczo za duzo wina wypilam... Boli mnie glowa, jestem zmeczona. Ale jakos tak siedzialam i myslalm i pilam... Czasem tak jest dobrze. A, ze potem boli glowa? Hmm .. coz.. Dzis w PL wolny dzien, dlugi weekend, szkoda, ze jeszcze tam nie jestem. Czeka mnie kilka tygodni jako Hausfrau z trojka dzieci, gromada zwierzakow i cudzym mezem. Mam nadzieje, ze to szafniemy, znaczy damy rade.. G. musi do szpitala, a ja wskakuje w jej buty. Znaczy zycie. Uuuu...chyba duzo tu teraz nie napisze, taka zamglona wczorajszym winem jestem. Nawet kawa nie pomaga.. Za oknem buro, w radio delikatny jazz.. W sumie nie jest zle, zeby jeszcze ta glowa nie bolala... U G. nie bede miala sieci, troche sie odetne od swiata. Tego swiata. Swiata slowa i mozliwosci kreowania swojej rzeczywistosci wg uznania. Nie bede tak czesto zagladala na moje ulubione blogi,

Urodziwy Pan E.T. ,przeprowadzki cd.

  Okazujac wczoraj ignoranctwo najwyzszego stopnia zostawilam sobie wiekszosc pakowania na dzien dzisiejszy, przekonana bedac, ze transportaa przybeda wieczorem. Transportaa, czyli G. przybyla juz o 11.00, a zatem hopla, hopla..poskakalam, jak dziki kroliczek upychajac wszystko po klapboxach i kartonach. Zmiana ta zostala ustalona wczoraj poznym wieczorem, kiedysmy to z G. chodzily noca z psami i gadaly o tym, jakie jestesmy piekne. To czasem dobrze robi, tak pogadac. - Jestes taka dzisiaj ladna, tak fajnie wygladasz w tych jeansikach, mowie jej z cala szyczeroscia mego dziewczecego serca.. - Ty wygladasz troche wymeczona, ale jest ok, mowi G. ( no mogla sie byla nieco bardziej wysilic...)   Potem szlysmy w lewo, potem w prawo, gadalysmy o hiperaktywnosci A., jej syna, o Mezu jej H., co ostatnio taki coolowy sie zrobil, o macicy gadalysmy...;) I tak szlysmy, ksiezyc swiecil, taka poswiata nam towarzyszyla tajemnicza.. I nagle G. zapytala, dlaczego jej sie tak przygladam? Hmm, fakty

Jestem chyba balaganiara, albo chomik.

   Mieszkajac juz gdzies, co dosyc czesto mi sie zdarza, ze zmienia sie to miejsce, zawsze w miare szybko znajduje swoj spokoj i swoje poczucie bycia w domu. I juz mnie nawet te przenosiny nie denerwuja i nie stresuja, jak kiedys. Ze czegos zapomne, ze cos zostawie, ze cos zgubie. Wychodze ze zdrowego zalozenia- czego ci zbraknie, dokupisz z czasem...   Jedna sprawa jednakze za kazdym razem doprowadza mnie do do rozpaczy prawie, a mianowicie to, jak strasznie ja sie w kazdym miejscu rozprzestrzeniam!!! Gdziekolwiek bym nie zyla dluzej niz 3 dni uplatam sobie taka prywaciarska siec mojej codziennosci. Tu ksiazeczka, tu kalendarzyk, tu notatki, tu sztapelek plyt... Matko jedyna! Ja chyba jestem ... balaganiara!!! Straszne to. Chodze od wczoraj i zbieram. I znosze do pokoju, zeby jutro moc przewiezc, to co raczej niezbedne. Chiuchy, ksiazki, komputer z PRERIA, Sunie z dobytkiem( calkiem tego sporo sie zrobilo..., jakby nie bylo Sunia duzy piesa sie robi..), jakies tam moje przysmaki, c

Nie ma to, jak rodzinka...:)

  Dzis wieczor pare historyjek rodzinnych. Lepsze to, nizbym mowic miala, ze moj dzien byl zwykly i nic sie nie wydarzylo;)   Historyjka nr 1. Moi Rodzice, od czasu jakiegos mojego zwiazku na dziko, co ciezko przezyli, nie sa uswiadamiani, co i jak sie u nas kreci. Znaczy u nas z Siostra, bo Brat oprocz tokarki ma Syna i Bratowa. Jako, ze uznalysmy to za wyjscie najlepsze, meskie znajomosci ukrywamy do ustalenia daty slubu, a wszyscy chlopcy sa kolegami. Kiedy Siostra zamieszkala na rok z chlopakiem, oczywiscie Kolega;), w jednym pokoju z kuchnia i jednym lozkiem, Mader zapytala:  - Coreczko, a to nie jest krepujace tak razem mieszkac? - Nie, mowi Siostra, my mamy przeciez kuchnie i pokoj.. - No, ale tak sie przebierac... drazy Mader.. - Eeee, mamy lazienke, Mamus.Przebieramy sie w lazience. Mader uwierzyla!   Historyjka nr 2.  W ostatnia Wielkanoc Mader podsluchala moja rozmowe telefoniczna z P., takim lovelasem niedoszlym;). Zalapala, ze to taki wiecej niz Kolega i ze na

Moja niecodzienna rodzina.

  Wczoraj rozmawialam z Kims na temat bycia coolowym i z wyobraznia. Troche tak odnosnie tego kolegi, co w nobla nie uwierzyl. Tak sobie na wiatr rzucilam, ze musze wykasowac z mojego zycia ludzi bez wyobrazni. Ale dodalam, ze nie wiem, jak tego fantagire ugryzc, bo musialabym wykasowac tez np moich rodzicow.   Dzis rano przy sniadaniu zrobilo mi sie glupio za te slowa, bo mam kochanych rodzicow i odszczekalam, ze owszem moze i rodzicow mam niecoolowych, ale dobrych i szczesliwych. I w sumie to zycze sobie i wszystkim takiego szczescia.    Sumienie troche juz uspokojone zapakowalam w parke z futerkiem i poszlam na spacer z piesa, co wczoraj miala urodziny, a dzis juz nie ma. I na tym spacerku (szpacirengejen) sobie cos uswiadomilam i po powrocie znowu odszczekalam, com rzekla. Ja sie normalnie dog vel hund vel piesa robie od tego szczekania. Odszczekalam, ze moi rodzice niecoolowi. Bez wyobrazni. „Tacy codzienni” nawet o nich powiedzialam. Hahahaha. Gorzki smiech mnie ogarnal. M

Historia 7 Odleglosci i nobla sprzed 3 tygodni.

                       są wieczory, co szukają                        ust drżących                        są godziny, co chciałyby                        szybciej pooddychać                        sa minuty, co wracają                       dusznym wspomnieniem                        są noce, co drażnią skórę                       wyobrażeniem dotyku                       są myśli, co irytują pokusą                       jak Diabeł                        Boże chroń..      Kiedys pisalam wiersze. Znaczy nadal czasem mi sie cos napisze. Ale jakos tak stanowczo rzadziej. Stanowczo czesciej czytam Poezje i ja kontempluje. Powyzszy wiersz napisalam jakos czas temu, z mysla o Kims, ale nie powiem o Kim, bo troche tajemnicza w koncu byc musze;)   Dzisiaj napisze Bajke. Jeszcze nie wiem do konca o czym i jak, ale wiem dla Kogo. Dla takiego jednego Kolegi z K.   Powiedzmy, ze to bedzie Bajka o Krolewnie, co nie umiala byc egoistka i o Krolu, co uwielbial egoistki;)   Calkiem nie

Niewybredne slowa, Krzykacze Rynkowi i zle wychowany pies.

  Jezeli wczoraj mialam jeszcze jakies postanowienia odnosnie mojego zycia, to dzis napewno ich nie mam. Bo mi sie nie chce. Najzwyczajniej na swiecie nie chce mi sie miec postanowien. JA PIERDOLE z wczoraj mi minelo, ale nie calkiem tak do konca, cmi sie na dnie duszy, jak zduszony plomien w kominku. Jak tylko znajde dopalke jakas to sobie pobuzuje. Wczoraj bylam na filmie u G., ale” francuski pocalunek”, to nie moje klimaty, jakos mnie Meg R. nie zachwyca. Poza tym wczoraj buzowalo jeszcze bardziej niz sie dzis tli i mnie G. wkurzyla wstawka, ze psa zle wychowuje. W ramach treningu asertywnosci morderczej powiedzialam jej, zeby sobie takie wstawki zachowala w .. pogotowiu ratunkowym. Potem bylo niby milo, ale jakos tak...    W piatek sie tam przeprowadzam, bo G. idzie do szpitala i komus trza sie zajac przyszloscia narodu Niemieckiego. Ja jestem tym kims, dla uscislenia. To tak zaraz tu dodam, ze w zwiazku z tym narodem, kiedys nieprzyjacielskim, teraz juz tylko chwilami wkurzajacy

Marzenia o asertywnosci mordercy seryjnego.

   Niech nikt bron Bog nie pomysli, ze zmieniam konwencje bloga!!! Absolutnie tego nie robie, ale                                              JA PIERDOLE!!!!!!!!   Musiala to napisac! Ja tu zaraz szalu alpejskiego dostane. Ja sie miotam od wczoraj wieczora do teraz i mysle,                                             JA PIERDOLE!!!!! chyba musze komus przylozyc! Tak wlasnie mysle, myslcie, co chcecie.. Moj najdrozszy paraliz ukochany dziadek, co mam mu czasem ochote glowe odkroic, piecze od wczoraj ciasta... Paraliz nota bene totalny prosze Panstwa! Wiec pieka dwa chlopy. Dziadek i Wolfgang. Normalnie uzyje calego imienia, bo zasluguja na odslone. Dziadek jest Theo, a co, niech swiat wie, kto mnie tu wykancza!! Tak bardzo chcialabym byc dzis okrutnym potworem, co zabija wzrokiem, kims bez skrupulow, z asertywnoscia mordercy seryjnego.. Eeeeejjj marzenia   I chodze po chalupie, nie wiem za co sie w tym sajgonie chwycic i coraz wiecej siada mi podlych mysli na glowie. Ciekawe, czy

O waznosci komplementow, czyli slow dobrych.

   Dzis zaczynam pisac juz teraz, znaczy o 12.30. nie wiem jeszcze, kiedy skoncze, bo moze sie zdarzyc, ze cos mnie porwie, poderwie, zniweczy plany.. Ale, co poczatek, to poczatek, nie bede przynajmniej wieczorem gonila ucieknietych mysli;)    Dzis znowu rozmawialysmy z M. Na targu, w bistro, przy kawie. Dlugo rozmawialasmy, bo ma ona problemy zwiazkowe bidulka. I, kurcze, powiem szczerze, ze nie zazdroszcze. Normalnie przechodza mi wszystkie melancholie, ze niby teskno mi do milosci... Znaczy do milosci owszem, ale do problemow, co z nia zawsze lataja absolutnie nie. I tak rozwazalysmy nad ta kawa dlaczego tak jest. Dlaczego milosc nie ma gwarancji, dlaczego ludzie sie rania, dlaczego rozchodza sie drogi, ktore tak ladnie na poczatku sie pokrywaly? I nie chodzi przeciez o to, zeby wszystko bylo super, zeby miec tylko te same zainteresowania i robic wszystko tak samo, razem, z usmiechem na ustach, raczka w raczke.. Tak myslalysmy glosno jedna do drugiej i samo sie ulepilo, ze chodz

Pean dla Zonatego. male sunie gina w ciemnosciach..

  Naprawde chcialam... chcialam dzis kilka razy siasc do klawiatury i pisac, ale wciaz mi cos przeszkadzalo. A tematow zbiera sie i zbiera, choc czlowiek dopiero jeden dzien wypuscil z kalendarza.   Rano biegajac z M. zastanawialysmy sie, gdzie tak naprawde jestesmy soba. Do wniosku wspolnego doszlysmy, ze tak naprawde soba jestesmy w swoich rodzinach, tych rodzonych, nie nabytych. Znaczy ona, bo ja obecnie nie mam takowej nabytej;) Tak sie zastanawialysmy, gdzie kij pogrzebany i jasnym okazalo sie, ze chodzi o milosc i o pewnosc tejze. Bo obie mamy jedna pewnosc 100% towa w zyciu- nasze rodziny nas kochaja. Takimi jakie jestesmy. I dlatego mozemy byc przy nich takie, jakie jestesmy- humorzaste, leniwe, fanatyczne, pyskate, kochane, mile, obzerajace sie, odchudzajace sie potem, ryczace, smiejace, jak konie, zepsute, niemoralne, pobozne, o slabej woli, o woli stalowej, dlugowlose, krotkonozne, glupie, madre, takie jakie jestesmy...punkt!   A jak wrocilam do domu, myslalm dalej... Gdz

Sledz, co lepszy niz kaszanka.

   Korzystajac z okazji, ze onet wrocil z urlopu zadusznego i wypuscil posty w obieg swiatowy, pisze kolejnego;) Zeby bylo smieszniej, polatawszy po cudzych blogach, zauwazylam, ze nie tylko ja bylam na stopie wojennej z oneciarzami. Jeden Piszacy wyprodukowal swojego bloga, znaczy skserowal chyba, az 6 razy..;) Ja sie powstrzymalam przy trzecim, w pore usuwajac kopie;)   Zaczne moze tak... Jako, ze dni bywaja lepsze i gorsze... wczoraj byl taki jeden z najgorszych;) A usmiecham sie przy tym, bo mysle sobie- wczoraj taki podly, to juz dzisiaj mu sie nie uda byc gorszym, mam nadzieje!;) Lazilam wczoraj obok siebie, moj tato mowi „ jak Cajmer o polnocy..”, ciekawe nota bene, kim jest Cajmer.. A zatem lazilam, az prawie odciskow dostalam na stopach i bylo STRASZNIE!!! Pms-y prawie mnie zabily, a napewno zabily moja silna wole- zezarlam 2 kawalki tortu marcepanowego. Omatko! Mozna tylko powiedziec. Pomiedzy lazeniem czytalam ksiazke i ogladalam tv. Ksiazka super, a w tv 2 filmy o zakona

Swieto Zmarlych. Jak sie ma Malysz do PMS-ow.

  Jako, ze bywaja dni lepsze i gorsze wczoraj byl ten gorszy, a dzis nie wiem jeszcze jaki... Dzis Swieto Zmarlych, a ja jestem daleko od domu. Kurcze, jak ja nie lubie byc w Takie Dni daleko od domu. I wcale nie chodzi o wyrzucenie futra z szafy i okazje przeparadowania sie w nim po cmentarzu.. Po pierwsze nie mam futra( tylko to jedno male zyjace), a po drugie i tak nie mam koniecznosci wymarzania nosa na cmentarzu. Jak wspomnialam, Ci, co ich kocham dzieki Bogu zyja. Chodzi jednak o to, ze sa takie dni, co zamyslaja, zadumaja Czlowieka mysla o innym Czlowieku. Nie jednym zreszta. Takie dni, jak dzisiejszy, kiedy to mysle o mojej Siostrze, Bratowych, Rodzicach. I pomimo, ze sa, wiem, ze kiedys ich nie bedzie. I dlatego chcialabym nie tracic naszego wspolnego czasu na moja nieobecnosc. Wiele lat spedzilam z dala od Tych Dni i za kazdym razem bylo to smutne. Przed chwila, przy sniadaniu, pogadalismy z dziadkiem o cmentarzach i takich tam.. I powiem szczerze, ze wcale to nielatwe i n

Dzien o czystym niebie.

  Przynioslam sobie miske winogron i jem. I zegnam dobry dzien o czystym niebie. Sunia biega mi tu, jak dziki pies dingo, zaraz dam jej w skore..;)Eeee, wiadomo, ze nie dam;), bo ja uwielbiam;) oooo padla zreszta..   Jako, ze dni bywaja lepsze i gorsze, dzis byl ten lepszy. Absolutnie nie wiem, od czego to zalezy, gdybym wiedziala to bym to cos ciagle robila, tudziez jadla, tudziez czytala, prala, dawala, kochla, zapominala...itd . Gdybym wiedziala, co to.. A, ze nie wiem, pozostaje mi jedynie cieszyc sie owym dobrym dniem.   Mysle, ze spore znaczenie, wlasciwie pewnie najwieksze, mialo poranne nabozenstwo Ostatniej Wieczerzy. Tak stalam przed Krzyzem i myslalm, Jezu wybacz, ze moje winy Ciebie do niego przybily. I wybacz, ze tak czesto sie Ciebie zaparlam, zapieram i zapierac bede.. Po takim nabozenstwie wcale nie jst super wesolo czlowiekowi, bo widzi swoja malosc i slabosc, ale na tym wlasnie polega trud wyboru.  Popoludniu odwiedzialm wspomnianych juz M&S i bylo okropnie mi

Wanda, co nie chciala ..Rolfa.

  Wlasnie skonczylam produkcje pralinek wlasnej roboty, ktore jutro mam zamiar pieknie zapakowac i sprezentowac M&S, do ktorych jade w odwiedziny. Za 14 dni oczekuja oni potomka, to ostatnia okazja spotkac sie bez przerywnikow na butelki, tudziez inne pampersy. To znajomi jeszcze z czasow mojego mega-zwiazku z W. Choc cos dobrego pozostalo.. Upadlo mi na wykladzine jablko, co jej jem i wyglada teraz jak zwierzatko, znaczy futrem obroslo. Sunia zmienia siersc, a co za tym idzie wszedzie sa jej klaki. Ale i tak ja uwielbiam!;) A te klaki mnie nawet wzruszaja;)   Jak walczylam z tymi pralinami, ktorych zrobilam mase i ciut, a cala jestem czekoladowa do teraz, przyszedl T., drugi syn G.( lat 10), co rzecz jasna umyslil sobie dzis noc u coolowej Oli;). Ich matka mnie umorduje, jak sie dowie ile oni tu tv ogladaja! I tak patrzy T. i patrzy na moja czekoladowa wojne i mowi „ Alex, ty to jestes taka ..( tu pelne podziwu westchnienie..) , co nie przyjde, to ciagle cos robisz. Albo piecze

Dzien w OBRAZACH.

  Znowu minal dzien, znowu jem gumolce w lozku. Najbardziej lubie takie male flaszki coli, ale sa twarde, jak byk, wiec je pozuje, pozuje i polykam. Piesa tez chciala flaszke, ale jak juz jej jedna dalam- wyplula( o strato!). Po dzisiejszym dniu mam w glowie obrazy. Nie takie pojedyncze mysli, tylko wieksze zlepki tworzace obrazy.   OBRAZ 1.   Targowisko. Przepychamy sie z mala sunia po chleb, warzywa, owoce i wedliny. Tlum niemilosierny, bo to takie „niemieckie” isc w piatek na targ. Jak widac mnie tez sie udzielilo;). Ide co tydzien, okolo 9.00, zeby dostac Schwarzbrot, znaczy czarny chleb i Graubrot, znaczy normalny chleb. Tylko ten chleb jada moj dziadek podopieczny, wiec mu stare lata uprzyjemniam. Ja najbardziej lubie swoj chleb, ktory pieke raz na 2 tygodnie i zamrazam. Razowy, na zakwasie. Sunia nudzi sie w kolejce, ja tez. Pisze smsa do Siostry, sunia grzebie w rabatce. Niemki patrza. Kupuje „ to co zawsze”, place, tak jak zawsze, 4 euro 47 centow. Ide do bistro na kawe.  

Itaka co taka i inna byc moze..

  Wlasciwie powinnam robic teraz tysiac pozytecznych rzeczy, ale ja mam ochote poblogowac. Znaczy mysli uzbierac garstke i zamknac je slowem na klucz. Mysli o tym, ze pieknie jest dzisiaj na dworze. Ze mucha sie obija o okno i slucha sie tego, jak walki Donkiszota z wiatrakami. Przeciez i tak jej sie nie uda...   Ale walczy, nie daje za wygrana, moze z glupoty, moze z madrosci, caly czas wierza, ze jakos uda sie jej przebic to przejrzyste cos, co odgradza. I musze powiedziec, ze calkiem glupie to to nie jest. I wiadomo, ze mucha glowa szyby nie przebije, ale jesli postuka tak jeszcze kilka minut, to... ja jej po prostu otworze to okno.   Taka refleksja podazajaca za- ile razy my dajemy za wygrana, bo jako te muchy nie mamy szans przebic glowa szyby? Ile razy rezygnujemy z naszych marzen, bo przeciez takie niewykonalne..? Ktos chcialby podrozowac, ale nie starcza pieniazkow, ktos chcialby lepsza prace, ale nie starcza motywacji, ktos chcialby napisac ksiazke, ale boi sie swojej niemo

Jeansy jak brazylijski serial, PRERIA KOMPUTEROWA, biedny Pan Linux.

  Ciekawym jest, jak zmiennymi bywaja nastroje.. Na poczatku tygodnia umieralam, wczoraj usychalam z tesknoty za miloscia, a dzis.. Hmm, dzis gryze w lozku gumisie, rzucam psu orzelka, zeby aportowal, zaraz sobie usne i wszystko jest tak, jak byc powinno.   Jak wiadomo wtajemniczonym w srody bywam na tzw kursie komputerowym, na ktorym poruszamy kwestie palace, najwazniejsze i niezwloczne. O ROMach na przyklad rozmawiamy, czy rozowe w tym sezonie modne.. Dzis wynioslam z kursu owego wiedze na temat PRERII KOMPUTEROWEJ. To fascynujace wiedziec, ze preria jest nie tylko na dzikim zachodze. Ze jest rowniez u mnie w pokoju! Uwazam, ze to wzbogacilo bardzo moje marne zycie. Czuje sie teraz o wiele bardziej swiatla, nowoczesna i „in”. Kwestia dyskusyjna pozostaje fakt, czy do owej PRERII KOMPUTEROWEJ zalicza sie rowniez ekspres do kawy.. Ja bylam za tym, ze jak najbardziej! Absolutnie nie wyobrazam sobie mojej PRERII i mojego zycia przed komputerem bez kawy!    Mam jeszcze 5 gumisiow. Dwa

Kiedy kims pachnie poduszka.

  Obejrzalam dzisiaj film piekny o milosci i zrobilo mi sie sentymentalnie, smutnawo i zadumianie. W sumie bez wiekszego powodu, bo nawet depresja nieco sie zmniejszyla i w ogole dzien byl mily. Tylko ten film mnie tak nastroil. Nie konfrontuje sie z ta mysla czesto, ale czasem przykro mi, ze jestem sama. Za kilka miesiecy skoncze 30 lat, jestem generalnie zadowolona z mojego zycia, z siebie tez jestem zadowolona, tylko czasem mi smutno. Tak, jak dzisiaj.  I siedze sobie i mysle, co bylo, co jest nie tak.. Dlaczego? Jaki jest scenariusz mojego zycia i dlaczego. Mam zostac sama? Mam jakis czas byc sama? Mam sie czegos nauczyc? A dlaczego nie kazdy tak ma? Dlaczego niektorzy spotykaja wspaniale sliczne Zony i milych dobrych Mezow i sa razem. I sa szczesliwi. I maja problemy i smutki. Owszem, ale maja tez siebie. A ja co? Sama.   Sama na wyjazdach, sama wieczorami, sama na spacery, sama nawet do kina. Ja nie chce byc sama. I oczywiscie, ze mam Znajomych, Przyjaciol, Zyczliwych. Ale ni

Ryby w kurtkach, choinka w pazdzierniku.

  Dzisiaj jestem strasznie pozyteczna i uzyteczna i pracowita i nadganiajaca zaleglosci i gotujaca i zaraz do G. do Dzieci idaca...  Ufff...    I niekoniecznie zmiania to wiele w moim samopoczuciu, ale przynajmniej sumienie siedzi cicho, jak mysz pod miotla. Zawsze to cos. Lepsze niz sumienie wyjace, jak kojot. Siostra napisala mi dzis rano smsa „ nadworny borsuku( pisze) a moze dzis dla odmiany troche pospisz..?” Ha ha ;) I kto to pisze, Siostra, co przesypia normalnie ¾ zywota. Moja ukochana Siostra.. Tylko jej wybaczam takowe kpiny celujace w sam srodek problemu..;)   A zatem jestem cala na fleku i od chwil kilku zajmuje sie latami na spodniach Dziecka, co ich przez depresje moja nie przyszylam jeszcze.. Oooo.. wlasnie zrobilo cyyyk ..i zgaslo swiatlo i muzyka zgasla, a moj komputerek pokazal taka mala bateryjke, ze niby jade na rezerwach.. Ciekawe, co sie stalo i czy sie zaraz odstanie samoistnie, czy bede musiala wzywac Pana S. od elektryki.. Poczekam sekundke zanim cos poczn