Sobota w cudzym rytmie...

  Wykradajac chwile sobocie, co zaczela sie za pozno i nie potrwa dlugo, klikam tutaj choc kilka slow, bo wiem, ze sa czytane.

 Dzien zaczal sie pozno, bo odsypialam wczorajsza kolacje ze znajomymi( 2 w nocy), nie potrwa za dlugo , bo o 18.30 mamy koncert w kosciele, a potem kolacja u B&J. Zaraz musze zajac sie obiadem, poskladac ciuchy w pokoju, bo panuje tam chaos nieziemski( problemy z doborem stroju wczoraj), wyjsc z psami, zobaczyc, co robia dzieciaki, tzn, czy chalupa od gory jeszcze stoi. Siedze na dole, w piwnicy;), kto wie, co nade mna, jakos tak cicho sie zrobilo…

   Jak nietrudno zauwazyc, bywam tu nieczesto, choc staram sie do moich ulubionych blogow zagladac, nawet jesli nie pozostawiam tam po sobie znaku. Winne temu sa przerozne, przyziemne zajecia, jakim sie tutaj oddaje, a ktore to nastrajaja mnie niekoniecznie pismiennie. Po ugotowaniu wielkiego gara zupy, tudziez zrobienia prania nie wiele mam przemyslen godnych utrwalenia.

 Jakas taka troche uwieziona w nieswojej codziennosci sie czuje. Nie lubie tego, jak zreszta kazdy chyba. Nie moj rytm, nie moje obowiazki, nie moja normalnosc.. Chwilami zastanawiam sie, czy to tylko spowodowane jest faktem dluzszego juz bycia samej, czy moze ja po prostu nie potrafie zyc wsrod wielu osob. Mam nadzieje, ze to ta pierwsza przypadlosc.

 Zostaly jeszcze 4 tygodnie do powrotu i coraz czesciej mysle o tym, co mnie tam czeka. Zastanawiam sie, co przyniesie mi nowy rok.. Moze cos pieknego? Moze cos trudnego? Moze nic szczegolnego… Nie, to ostatnie napewno nie bedzie mialo miejsc, bo kazdy rok przynosi cos calkiem szczegolnego, cos, czego jeszcze nie przezylismy, ludzi, ktorych nie znalismy, uczucia, ktorych musimy sie nauczyc.. Ciesze sie na TO NOWE, co niebawem nadejdzie. Z Boza Pomoca dam rade.

  Czasem tylko troche mi smutno, ze znowu bede daleko od moich Przyjciol. Ostatnie miesiace bardzo nas zblizyly, poplaczyly wspolnymi doswiadczeniami, milymi, ale i tymi trudniejszymi. Dobrze wiedziec, ze mam takich wspanialach ludzi w swoim zyciu, smutno, ze sa oni tak daleko. Ale coz, takie jest zycie i takim nalezy je akceptowac.

   W ramach zatem akceptacji wielkie udam sie teraz do gory i ponaciagam uszy siedmiolatkom, bo wlasnie roznosza chalupe.

   Brrrrrrrrr….. czasem jednak trace nadzieje, ze to ta pierwsza przypadlosc….

Komentarze

  1. ~paulaju65@vp.pl19 listopada 2005 12:50

    Gdy dzieci są za cicho, ja też zaczynam być podejrzliwa... szaaa...manka

    OdpowiedzUsuń
  2. pytanie tylko, gdzie jest ta nasza normalność, może przysłowie tam jest dobrze gdzie nas nie ma jest właśnie odpowiedzią

    OdpowiedzUsuń
  3. Ty się cieszysz na Nowe, a Ja bardzo obawiam. Z jednym masz rację, jakiekolwiek Nowe nie przyjdzie to zawsze będzie inne. Pozdrawiam Olena.

    OdpowiedzUsuń
  4. Miejmy nadzieje, ze nie tylko inne, ale tez lepsze...

    OdpowiedzUsuń
  5. Chyba mamy podobnie nauczycielskie dusze:) pozdr

    OdpowiedzUsuń
  6. Cos w tym jest... Od lat jestem najczesciej daleko od miejsca, w ktorym chcialabym byc..Moze pora to zmienic..

    OdpowiedzUsuń
  7. oj znam ja to znam... ciezko jest wpasowac sie w czyjs rytm... rozny od naszego... tym bardziej, ze u Ciebie to przejsciowe... wiec nie ma sie co przejmowac ;o)) ... ile ja sie nawalczylam, ze moc zyc w wspolnocie ale po swojemu ;P ...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Swiat sie nie zawalil, kiedy spalam.

Jak w studni

Lewe ramię