Pean dla Zonatego. male sunie gina w ciemnosciach..

  Naprawde chcialam... chcialam dzis kilka razy siasc do klawiatury i pisac, ale wciaz mi cos przeszkadzalo. A tematow zbiera sie i zbiera, choc czlowiek dopiero jeden dzien wypuscil z kalendarza.

  Rano biegajac z M. zastanawialysmy sie, gdzie tak naprawde jestesmy soba. Do wniosku wspolnego doszlysmy, ze tak naprawde soba jestesmy w swoich rodzinach, tych rodzonych, nie nabytych. Znaczy ona, bo ja obecnie nie mam takowej nabytej;)

Tak sie zastanawialysmy, gdzie kij pogrzebany i jasnym okazalo sie, ze chodzi o milosc i o pewnosc tejze. Bo obie mamy jedna pewnosc 100% towa w zyciu- nasze rodziny nas kochaja. Takimi jakie jestesmy. I dlatego mozemy byc przy nich takie, jakie jestesmy- humorzaste, leniwe, fanatyczne, pyskate, kochane, mile, obzerajace sie, odchudzajace sie potem, ryczace, smiejace, jak konie, zepsute, niemoralne, pobozne, o slabej woli, o woli stalowej, dlugowlose, krotkonozne, glupie, madre, takie jakie jestesmy...punkt!

  A jak wrocilam do domu, myslalm dalej... Gdzie jeszcze jestem soba?? W kosciele? U mojej przyjaciolki? Tutaj, tam...? z facetem w lozku, z dzieckiem na spacerze? Tak sobie rozmyslalm i rozne rachunki mi wychodzily..

Myslalm, jestem soba w tym blogu? Nadal mysle... Jestem? Nie wiem.

Troche tak, troche nie. To, ze pisze z dokladnoscia milimetra, co jadlam na obiad i ze poznalam Rolfa wcale nie oznacza, ze mowie o sprawach najwazniejszych. Nie znaczy tez, ze klamie. Mowie, ale najcichsze miejsca w mojej duszy zostaja pod kluczem...

Tak tak.. mam, jak kazdy takie zaulki, male uliczki moich mysli, ktorych nie dziele z wieloma. Z prawie nikim dla dokladnosci. Jedyna osoba, ktora bywa ze mna w tych uliczkach jest moja Siostra.

  Dla wszystkich innych mam piekne, szerokie, oswietlone ulice glowne, biegnace srodkiem miasta, zawsze przechodliwe, mile, zachecajace. Czasem i tam pada deszcz, ale na to pomaga parasol. W cimnych uliczkach nadrzecznych, nad rzeka moich lekow, lez, obaw, kompleksow, watpliwosci, zalaman wiary, chadzam najczesciej sama. Tam nie jest tak ladnie. Tam leza bezdomni na chodnikach, tam fruwaja papiery i puszki strzelaja pod nogami. Tam moze byc chwilami tajemniczo, kiedy ksiezyc rzuca poswiate, ale tam nie jest ladnie.

   To tak tylko w ramach przemyslen, zeby nie bylo, iz tylko tak codziennosc opowiadam;) A codziennosc, jak codziennosc.. dzis rozlozyla mnie na lopatki ..zakupami;) Pojechalysmy z G. do takiego niemieckiego makro.

Wielkie to to, ludne do uciemiezenia, gwarne, pelne wozkow w przejsciach, jednym slowem koszmar! Ale to wszystko baloby jeszcze do zniesienia.. gdyby nie G.! ona potrafi stac 15 minut przed jakims pudelkiem lego!!! „bo ja wiem, mowi, czy to aby sie spodoba A.?” A.ma 7 lat i spodoba mu sie wszystko!!!! Do jasnej choroby! Jejuniu kochany, myslalm, ze wysiedze, znaczy wystoje, wydreptam jajo... Potem przyszla kolej karmy dla psow i krolikow, szamponow, zapachu dla meza, sera z ziolami, czy bez, pomidorow malych, czy garbatych...

 Matko jedyna! Nasza przyjazn prawie gruchnela o ziemie! Moje zakupy to skoki pomiedzy regalami, sekunda zastanowienia- gumisie egzotyczne, czy jogurtowe( obie biore, znaczy 3 paczki;), sekunda zamyslenia nad iloscia kostek masla- w sobote pieczenie, przelot bezbolesny przez owocolandie, przy kasach rzut z polobrotem pojemnikiem z kartofelkami marcepanowymi i KONIEC!!!

Taka jestem! Marzenie kazdego malzonka;)

Ale co mi po tym, skoro G. lazi i lazi i pewnie zylakow dostaje, ale lazi... To bylo STRASZNE! Dla rozrywki ciala i ducha musialam poogladac film na pro7, nawet jesli Komus wydaje sie byc to zemsta;))

  Tym Kims jest moj drogi;) Kolega, co wrocil z urlopu i grozi mi tu flirtami hahhaa... Gdzie oba jestesmy porzadne do znudzenia i wiemy, ze z zonatymi nie flirtujemy;) Zonaci to jak choroba zakazna, lepiej sie nie tykac! To wciaga, jak bagno i przelazi na czlowieka, jak ziewanie;)

Ale OCZYWISCIE moj drogi Znajomy nie jest ani choroba, ani bagnem, ani ziewaniem, tylko jest przemilym, inteligentnym, czarujacym, bardzo przystojnym ups! Mezem swojej Slicznej Zony, a moim towarzyszem rozmow , co bardzo sie za nim stesknilam!;)

 To byl pean;)

  Hmm, nawet nie wiem, czy to wszystko, co chcialam napisac, ale cos mi sie z ostroscia patrzenia robi... A poza tym Ktos mi chce jeszcze powiedziec dobranoc;)

 Aha, Niemcy gasza latarnie i prawie zgubilam sunie na spacerze. Ona taka mala czarna, dobranoc;)

Komentarze

  1. No jak czytam o tych zakupach to tak jak bym teraz była w jakimś sklepie z moją mamą i siostrą:) Dziękuję za życzenia :* www.moty-lek.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. o jak ja nie lubie hipermarketow :> ... przelatuje przez nie jak burza... po drodze tylko zbieram z polek co potrzebuje :o)) ... i w sklepie z ciuchami to jeszcze mozna wytrzymac z marudzaca kolezanka ale w markecie... udusilabym ;o))) ...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Swiat sie nie zawalil, kiedy spalam.

Jak w studni

Lewe ramię