Miłość miejska
Moje miasto pełne jest sprzecznych uczuć. Szarość betonu wymieszała się tutaj z przejrzystymi witrynami eleganckich salonów. Panie w szlachetnym obuwiu mijają defiladowym krokiem brudasa leżącego na krawężniku. Małe uliczki zerkają nieśmiało na zdobne fasady starych kamienic pełnych banków i ważnych panów. Farba odpada ze ścian, wypadają zęby mostowym pijaczkom. Turysta robi zdjęcie szklanych domów, delikatnie wypraszając z kadru cygankę. Panie, ale ja powiem, co da przyszłość, mówi gruba czarnowłosa wróżka. Ma taka kieszenie pełne prawdy i nieprawdy, czego sobie pan życzy. Drogi panie. Moje miasto pełne jest parczków, które udają eleganckie parki o pysznych nazwach. Taki Ogród Jagiełły na przykład. To tam spotykają się miejscowe księżniczki o brudnych paznokciach. To tam odbierają im cnotę miejscowi rycerze. Parkowa miłość bywa nawet całkiem ładna, bo nie wszystko jest takie, na jakie wygląda. Czasem pozory mylą. Moje miasto jest raz ładne, raz brzydkie. Raz pachnie ciastem drożdżo