Posty

Wyświetlanie postów z 2015

Drugie święto

Następny mały zawijas na naszej prostej-krętej życiowej autostradzie.. Choinka, pierniki, spory o to, czy karpia żywego, czy martwego kupować. Jatki polityczne, jedna po kolejnej, żadnego śniegu, jak wytłumaczyć dzieciom, jak zimny jest nos po upadku w śnieg? Jak przemówić do tych, co dali do wiwatu, jak okazać miłość tym, co za daleko są? Mąż przyszedł do domu w ostatni dzień przed urlopem, spojrzał zamyślony w okno i powiedział: ale ten czas szybko ucieka.. Nawet on to widzi, ten który się nie rozczula. Bo ucieka. I tak na prawdę, to, co ważne, najważniejsze, zostanie po nas, jak ślady. Takie wgłębienia w duszach. Chciałabym nazbierać w sobie jak najwięcej wspomnień. Nie tylko swoich. Chciałabym móc je zatrzymać w locie, ku zgubie. Tak mi szkoda każdego wspomnienia, które gaśnie.. Cały świat składa się z wspomnień. Dbajmy zatem o rzeczywistość, to nasz obowiązek i odpowiedzialność. Kiedyś bowiem, nasza rzeczywistość zbuduje komuś innemu świat. Życzę wszystkim miłości, mądrości i odwa

Sama

Obraz
Jeszcze kilka lat temu lubiłam przebywać z ludźmi. Z grupami ludzi, w towarzystwie, lubiłam należeć do zbiorów ludzkich. Chadzałam na spotkania ewangelików. Tam jest pociskowo, jeśli chodzi o należenie. Grupa pochłania człowieka. Lubiłam spotkania przy kawce z kilkoma osobami. Lubiłam gości. Lubiłam sobie pogadać w bibliotece z paniami, w windzie z sąsiadami, w mięsnym ze sprzedawczyniami.. Ale już jest ciszej. Już nie muszę.. Autyzm naszej rodziny, przeżycia ostatniego czasu, lęki i napady paniki, przemijanie, przypomniały mi o tym, że najciekawsze jest przebywanie z sobą. Delektowanie się tym, co do tej pory w sobie uzbierałam. Wszystkimi moimi myślami. Moimi rozmarzeniami. Fantazjami. Planami. Krajami we mnie ukrytymi. Lubię być sama. Wtedy najbardziej smakuje mi herbata, bo ją piję, a nie łykam. Wtedy futerko mojego kota jest najbardziej puchate i pachnące przywiązaniem. Wtedy wypływają ze mnie najładniejsze kolory i najpełniejsze słowa. Wtedy najładniej wyglądają płomyki świeczek.

Kochammężu

Kocham Cię mężu za to, że mamy wspólne konto. Bo to, jak wspólne życie jest. Kocham za to, że widzisz moje wszystkie głupie wydatki, a i tak mnie nie zabijasz;) No może z wyjątkiem tej wycieraczki za 4 dychy :D Kocham Cię za to, że mi kupujesz kredki akwarelowe. I lampkę w Ikeii. I wybierasz żarówkę z najlepszym odzwierciedleniem kolorów. To nic, że punktową, 400 lumenów, które wypalają mi dziurę w kartce. Kocham Cię za to, że potem kręcisz tymi żarówkami 2 dni :mrgreen: Kocham Cię za Multikino i używane okulary, które Cię brzydzą, bo niewiadomo, gdzie ktoś je wkładał. Gdzie można wkładać okulary??! 😂 Kocham Cię za to, że mnie rozśmieszasz. Kocham Cię za to, że kochasz naszego kota miłością bezzwrotną i czulszą niż ta do mnie. Rozczula mnie to. Choć kiedy kochałeś tak krewetki, uważałam to już za lekką przesadę. Ale, że ja też kocham naszą Kulękota, jest ok. Kocham Cię za to, że kiedy chcesz kupić kolejny naświetlacz do akwarium, to robisz oczy kota i mówisz: oj tylko 59 złotych. A su

Moje choroby

Listopad się w końcu rozmoczył. Ledwo coś widzę przez moje sławetne, wspominane nie raz w blogu, okno kuchenne. Raz, bo mokro, dwa, że brudne. Powinnam je umyć. Powinnam sprzątnąć chlebak, w którym trzymam wszystko to, co nie wiem, gdzie włożyć. Bo się nie domyka. Powinnam pościerać kurze z szafy u synka. Wtargnęło tam ostatnio uczucie nieczystości. Muszę poprasować. Moja wielka, zakupiona specjalnie w celu ukrywania przed oczyma własnymi, skrzynia na ciuchy do prasowania, pęka. Muszę posprzątać szafkę w łazience. Kosmetyki typu nabłyszczacz do włosow, po których ma się tłuste klejtry zaraz po wysuszeniu, muszą wypierniczyć. Muszę wywalić dwa zdechłe bluszcze. I przytachać nowe. Trzeba kupić żarówkę do mojej lampki blatowo-biurkowej. Trzeba nastawić jasne pranie, bo muszę dziś zmienić pościele i ni chu chu nie upchnę brudnych do pełnego kosza na pranie. Trzeba kupić cos do picia. Dziecko twierdzi, że na samej wodzie długo już nie pociągnie. Trzeba umyć kuchenkę. Muszę zmienić obdrapaną

Robić NIC

Miałam trzy ciężkie dni z synkiem. Źle się czuję z tym, że tak o nich myślę, bo staję w słabości. Bo jestem słaba. Trzy dni kołowacenia. Kręcenia w kółku autystycznego jobla. Biegania po domu, bo upadek, wywalone jedzenie, wylana herbata, wystraszony kot, obijanie ścian, niszczenie, pyskowanie, wywracanie oczami, kręcenie się, fikołkowanie, psucie zabawek, rzucanie zabawkami i inne. Milion razy powtarzanie tych samych poleceń i próśb. - Przebierz się synku.. Co mam zrobić? Przebrać się. Zdejmij spodnie. Co mam zrobić? Zdejmij spodnie. Aaaa..spodnie. Spodnie zdjęte? Co? A miałem zdjąć? Tak miałeś zdjąć i założyć dresy. Aaaa.. Nie zakładaj dresów na spodnie!Aaaa..pomyliłem się. Już! Ok, teraz skarpetki. Zdejmij skarpetki. Dobrze.. No zdejmij te skarpetki. Nie naciągaj ich do kolan na dresy, tylko zdejmij. Zdjąłęś tylko jedną, drugą też. Tak, drugą też! No, synek, założyłeś teraz jedną na drugą. Tak, pomyliłeś się, wiem. Zdejmij obie, załóż te inne. Brawo. Teraz bluzeczka... ..... Teraz p

Golarka do ubrań

Głęboce relaksująco działa na mnie..golenie ubrań golarką do kulek:) Zdaję sobię sprawę z wagi tego stwierdzenia, tego obnażenia się, tego odkrycia najdalszych zakątków duszy. Wystawiam tym samym na ocenę moje jestestwo. Zdradzam człowieczą stronę Oleny. Kobiety dobiegającej 40stki, mającej autystyczne dziecko, żyjącej w dobie wojen i tragedii, czytajacej wszędzie o konieczności samorozwoju, zwracającej coraz większą uwagę na zdrowie i odpowiednich ludzi wkół lub ich brak. Kobiety, która w obliczu tego wszystkiego, naciąga skarpetkę syna aż do łokcia, bo to zimowa dłuuuga skarpetka, i goli ją golarką do ubrań. I ma z tego ogromną przyjemność. Gdzie ambicja, gdzie ideały, gdzie wyzwania? No, gdzie? Ano tam, gdzie mnie nie ma;) Bo ja jestem w połowie drogi i idąc długo pod górkę, chcę teraz zbiegać w doł. Chcę łapać chwile, jak płatki śniegu, nawet jeśli roztopią się w jednej sekundzie. Życie składa się z sekund. Nie ma co liczyć minut, dni i lat. Może ich wcale nie będzie. A sekunda wła

Napchana miłością

Obraz
"Któregoś dnia ktoś przytuli Cię tak bardzo mocno, tak mocno, że wszystko, co w Tobie połamane, wróci na swoje miejsce.." Któregoś dnia..ktoś.. W pierwszej kolejności przesuwają się w głowie obrazy jakiegoś kogoś, księcia, królewny, cudotwórcy, zaklinacza rzeczywistości.. Myślimy, że jest nadzieja, szansa na zmianę w trybie bezbolesnym, na dotknięcie skrzydłem anioła. A, że w każdym z nas są spękane uczucia i połamane marzenia, to jasne i smutne. Dzieciństwo niesie nas na fali błędów naszych rodziców, młodość na naszych własnych pomyłkach, a lata dojrzałe na rozczarowaniach i zniechęceniu. Bo, cóż można zmienić dobiegając półmetka? Kiedy wokół nas jest tyle zawiłości, węzełków i splotów. Tylu ludzi, których boimy się skrzywdzić, zranić, zdenerwować, rozczarować, zdziwić.. Więc czekamy. Aż kiedyś..ktoś.. A może ten ktoś właśnie obok nas idzie? Może to ktoś tak oczywisty, że nie liczymy się z jego obecnością? A może to my sami..? A może to nasz wnerwiający czasem mąż, nasza żon

Miłość nie jedno ma imię

Obraz
Czasem zarzucam Mężowi brak romantyzmu, no dobrze..często nawet:) I wtedy przychodzi taki niby zwykły poranek i znajduję to.. ❤

O niczym

Ja żyję!:) Jakby ktoś pytał:D Czas ucieka, jak głupi, na balkonie kwitną wrzosy, czyli jesień, kot przychodzi się tulić też do męża, czyli oswaja się. Dziecko odroczone szkolnie, chodzi na zajęcia terapeutyczne trzy razy w tygodniu, matka chodzi z kijami po naturze i kradnie czas dla siebie.. Bo wbrew temu, co przychodzi na myśl, matka niepracująca, to wcale nie oszałamiajacy nadmiar czasu. Ale nie jest źle. A nawet pokuszę się o stwierdzenie, że jest dobrze☺ Nic to, że jestem w Ikeei wzywana w środku zakupów do odbioru niesfornego dziecka z sali zabaw i przepraszamy się z panią animatorką nawzajem, obie zażenowane sytuacją. Syn rzecz jasna nie widzi problemu. Nic to, że syn ma kolejny już, wnerwiający tik nerwowy i w ataku wściekłości krzyczy: nie zawaham się użyć przemocy! I jej używa. A na matkę patrzą wtedy, jak na debilkę. Nic to, matka jest ponad tym! Daję radę, jest gitara, byle gorzej nie było. Byle nasza rodzina trwała, mąż mnie rozbawiał i wkurzał i kochał i trzymał, kiedy si

Chwilo trwaj

- Czy mogłobyś się Życie zatrzymać? - Ale jak, teraz? W tej chwili? Chłopaki nie mają się dziś obudzić, czy jak? - Nie, nie o to chodzi. Oj Życie, Ty też taka gapa jesteś.. Ty myślisz, że ja bym Cię o taki banał prosiła? Życie, Ty się zatrzymaj tak ogólnie dziś, teraz, przy tej świętej sobocie. - Dziwna prośba, moja droga. Ludzie proszą raczej, żebym mijało szybciej, bo czekają na coś.. Na wypłatę, na lato, zimę, promocje w kerfurze. Czekają na urlop, pracę, miłość, rozwiązanie problemów. Ludzie ciągle na coś czekają i poganiają mnie, jak samochody w korku. A ty mi mówisz- stań!. Się nie dziw zatem, że zgłupiałom. A możesz mi chociaż zdradzić dlaczego mam znieruchomieć? - Mogę. Jasne, że mogę, Życie. To wyjaśnienie jestem Ci w sumie należna.. Zatrzymaj się, bo lubię ciszę sobotniego poranka. Uspokaja mnie ona. Lubię patrzeć na mojego śpiącego syna, który zaraz się obudzi i powie- mrrryyy, jestem kotem, kocham cię kocia mamo. Lubię bujać się w moim wiszącym fotelu i patrzeć na kwiaty na

Sadzawka

Miłość do mojego dziecka mnie przenika.. Banalne stwierdzenie? Zapewne dla wielu tak jest. Nawet dla tych, którzy też mają dzieci. Bo dzieci się kocha, lubi, posiada, wychowuje, uczy, przytula i tak dalej. Ale czy dzieci powinny nas przenikać? Nie wiem. Mnie moje dziecko przenika. Jest we mnie, choć od 7 lat funkcjonuje mniej lub lepiej poza mną. Miłość do niego ze mnie wyrasta i we mnie wrasta. Oplata mnie, jak powój, przyczepia się do duszy, jak bluszcz. Zdobi mnie, jak róże na pergoli. Miłość do mojego dziecka jest tym, czego szukałam nieświadomie przez 32 lata. Ona wszystko usensawia. Objaśnia dlaczego jestem i redukuje żal, że kiedyś mnie nie będzie. Jestem, żeby mógł być on. I kiedy słyszę wieczorem przed snem" gdybym cię nie miał mamo, to nie miałbym ręki, nogi i połowy głowy", wtedy odpowiadam- A ja bez Ciebie nie miałabym połowy serca synku. Nie wyobrażam sobie cierpienia rodziców, których dziecko zmaga się z jakąś straszną chorobą. Których dziecko płacze z bólu, a r

Wkurw

Jestem dziś wkurwiona. Na wszystko. Na cokolwiek. Na głupią babę z placu zabaw, która zabrała w spazmach jedynego chłopca, który chciał się bawić z moim synkiem. Wariatka furii dostała, bo szyszkami rzucali, mali przestępcy.. Mam wkurwę na wszystkich, co mają babole w nosie, że im życie nie pasuje. Bo za nudno, bo za daleko, bo ich królowa angielska na herbatę nie zaprasza. Mam wkurwę na wszystkich, którzy patrzą na mnie, jak na matkę bachora.. Sobie weźcie jeden dzień ode mnie. Jeden elegancki autystyczny dzień, jak chociażby dziś.. Hałas. Moje dziecko produkuje hałas. Puka, wali, świszcze, gwiżdże, szumi, brzęczy, woła, buczy, mówi 129765 słów na minutę. Najczęściej mamusiaaaa/ tatuuuuśś.. W zależności od dnia na kogo padnie. Moje dziecko jest nieskoordynowane. Nie trafia w drzwi, nie trafia jedzeniem do buzi, sikami do kibla, itd. Moje dziecko ma 7 lat, pokaźny wzrost i chodzi ze mną za rączkę, bo się boi. Nie wie samo czego. Zaraz potem urywa się, jak dzikus z uwięzi i biega gdziek

Lawendowe pola

Obraz
Wielu ludzi żyje tylko po to, żeby całe życie marzyć o..innym życiu.. Myślą: Gdybym miał więcej pieniędzy.. Gdybym miała ładniejszy nos.. Gdybym miał dom z ogrodem.. Gdybym miała działkę z pergolą.. Gdybym miał więcej siły.. Gdybym miała mniejsze stopy.. Gdybym miał więcej odwagi.. Gdybym miała więcej dzieci.. Gdybym miał syna..Gdybym umiała piec.. Gdybym mógł podróżować.. Gdybym, gdybym, gdybym. Życie mija na gdybaniu. Gdyby mogli, gdybaliby w trumnach, co by było, jakby mieli ładniejszy pogrzeb.. A tak naprawdę nasze życie ma w nosie te wymysły. Jedzie sobie bez oglądania się na opieszałych. Ustawia tempomat, zdejmuje nogę z gazu i zrelaksowane mija kolejne obrazy. Tu dziecko, tam dom, tam stare auto, o, a tutaj nowe damy. Tam niech obrodzi sad, a tutaj ziemniaki zje stonka. Ten będzie miał słaby kręgosłup, a ona oponkę w talii. A tamtym damy plecaki i życie w drodze. Bo tak. Bo tak mi się podoba. Bo lubię różnorodność. Bo oni właśnie tego potrzebują, nawet, kiedy pyskują i dyskutują

I co

- I co, teraz przez tego kota, do końca jego żywota, nie będziesz wyjeżdżała nigdzie dłużej niż na dwa dni??? Czy to o kota chodzi? Czy o kwiaty na balkonie? Czy ważny jest powód? A może ważniejsza chwila..? Leżymy na kocu i mąż woła " zdjęcie!", " czisss!", " teraz!". Umieram ze śmiechu, brzuch mnie boli i robię najgłupsze miny świata, które mąż uwiecznia na leżącym selfi. Próbował głosowo zrobić zdjęcie, stąd nasz atak śmiechu, bo wrzeszczał, jak opętany:) Syn, usłyszawszy głupawkę rodziców, przypada do nas, waląc mnie kaskiem rowerowym w brodę. On też chce być na zdjęciu. Po czym wraca na swój wehikuł na czterech kołach i wchodzi w nadświetlną:)  Kupujemy lody. Młody oczywiście natychmiast zgniata końcówkę wafelka, matka leci po zapasowy i łyżeczkę, na co młody oznajmia " już nie chcę loda!". Matka zjada dwa, dieta idzie w las. Mąż poświęca się i zjada końcówkę, choć oboje jesteśmy nieprzytomni lodowo. Mały zatacza coraz większe kółka, jeździ

Rozmowa z Kotem

Obraz
- Miauuu.. - Masz jedzonko w swojej miseczce, Kitulka.. - Miauuu... - No, Kicia, nie miaucz chłopaki jeszcze śpią.. - Miauuuuuu! - Kitkaaa! Nie wkurzaj mnie! A może Ty chcesz wyjść na balkon? - Miauuuuu miauuuu... - No Kiciuuulkaaa, moja kochana kitusia.. Pan nie pozwala karmić kota szynką.. przykro mi.. - Miauuuu! Miauuu! - Tyyy Kocie jeden, mam już dosyć!!! - MIAU! MIAUUU! MIAUUUUU! - A masz tą cholerną szynkę i daj mi spokój!!! - Mrrrrrrrr...mmrrrrr..mrrrrr        

Potrzeby estetyczne

Ktoś mi dziś powiedział, że mój ogród na balkonie jest wynikiem potrzeb estetycznych.. Zawiesiłam myśl nad tym stwierdzeniem, które owszem, podoba mi się, brzmi prawie górnolotnie, ale..nie do końca jest prawdziwe.. Wiele i niewiele dzieje się ostatnio wokół mnie i we mnie. Kalejdoskop kręci się bez ustanku. Raz zielone, raz czarno białe, a raz mdłe. A czasem wręcz obrzydliwe. Jest mruczący kot, jest Synuś, który od dwóch tygodni nie chodzi już do przedszkola, tylko uczy się w domu i w centrum terapii, są ludzie, z którymi już nie umiem rozmawiać. Jest Mąż, który zbiera mnie w całość, są przyjaciele nieliczni, którzy są. I jest mój ogród. Prawie 6 metrów balkonu zamienionych w oazę spokoju. Są tam śliczne żurawki, które kwitną dzwoneczkami, są pokrzywki ozdobne, hortensja i wdzięczne bokopy. Małe smagliczki uśmiechają się do słonka i pachną miodem. Lawenda dumna, w koronie fioletu, częstuje wonnymi olejkami. Róże, ostatni nabytek, rozglądają się dopiero wokół siebie, prowadzą pierwsze

Dzień Matki

Ostatnio Mąż powiedział mi piękny komplement.. "Gdybyś to ty była moją mamą, byłbym w innym miejscu mojego życia.." Prawda, że niebanalny? Może dla innej kobiety nie byłby to komplement roku, ale dla mnie tak. Chcę być dobrą mamą. Chcę być mamą lepszą, niż miałam ja sama. Mam na tym punkcie hopla. Dlaczego? Dlatego, że dla mojej mamy dzieci były pracą. Ciężką i niewdzięczną. Były wysiłkiem i strasznym poświęceniem, za które powinniśmy płacić właściwie od urodzenia. Moja mama powiedziała mojemu bratu, że go nie kocha, a do mnie, że mam szczęście, że mnie nie usunęła, bo już leżała na kozetce ginekologa. I ona tego nie zrobiła, bądź wdzięczna, bądź.. Moja mama nie robiła nam śniadań do szkoły, nie odrabiała, tudzież nie doglądała naszych lekcji, nie wyprawiała nam urodzin, nie chodziła z nami na spacery, nie chwaliła za często. A czasem nawet dogadywała. "Och, ty masz takie szerokie biodra córko, no trudno, taka jesteś.." Żeby matka powiedziała to do dorastającej córk

Holandia

Nie ma mnie dzisiaj tutaj. Jestem w Holandii. W małej wiosce rybackiej. Wynajęłam mały domek w bocznej uliczce. Domek, jakich tutaj wiele. Szeregowy, wąziutki z wielkim frontowym oknem. Domek ma szerokość jednego, niedużego pokoju. Wynajęłam domek z pianinem i kominkiem. Nie gram na pianinie, ale pięknie wygląda. W kominku napalę później, po spacerze.. Długo dziś spałam. Wtulona w ciepłą pościel, nie mogłam otworzyć oczu. Ale nigdzie się nie spieszyłam, nic dziś nie musiałam, komfort, który nieczęsto jest moim udziałem. Po kawie wzięłam kąpiel z lawendowym olejkiem słuchając muzyki. Formidable Stromae. Lubię ten utwór, choć ma w sobie sporo smutku. Sama nie wiem, gdzie uciekło pół dnia. Już po 16.00, na dworze popaduje, ale to nic. Zakładam kaptur i wychodzę. Nikt mnie tu nie zna, nie muszę przejmować się wyglądem i poskręcanymi włosami. Nieliczne osoby uśmiechają się do mnie, odwzajemniam uśmiech. Tutaj łatwiej o uśmiech, niż u nas. Tutaj jest on za darmo, bez oczekiwań Trochę dmucha,

Siedem lat

Siedem lat. Biała sukienka, czarny garnitur, kwiaty i dużo wzruszeń. Przejście przez kościół pierwszy raz, jako nowi, inni, wspólni. Nas świat nie dotknie, nas nie ruszy, my jesteśmy wyjątkowi... Nie ma miłości mocniejszej od naszej, nie ma zła, które nas podzieli, nie ma smutku, który oddali. Biały welon, nadzieja pod sercem, wiara w duszy. Uśmiech i spojrzenia: obiecuję, że dam ci niebo. Zawsze. Siedem lat. Jeden syn. Dwa aniołki. Jeden grób. Jeden kot, dwa akwaria, cztery remonty. Jeden samochód, 60 metrów własnego świata, pięć wspólnych wyjazdów nad morze. Jeden autyzm, jedna depresja, siedem pobytów w szpitalach. Dwie przeprowadzki, jedenaście wspólnie skręconych mebli. Trzy przedszkola, cztery aparaty fotograficzne, cztery nowe telefony. Trzy razy oceanarium w Gdyni, trzy części Hobbita, osiem Sylwestrów, jeden wspólny koncert. Siedem lat. Milion kłótni, morze łez, kilkadziesiąt: dostanę szału i mam dosyć. Kilka planów rozwodowych, kilka tysięcy wątpliwości, kilka zawodów. Codzie

I tak Cię kocham...

Każdy człowiek buduje sobie światy, które pomagają mu przetrwać. Czasem jest to po prostu czytanie książek, czasem hodowanie kwiatów, niektórzy otwierają sezon motorowy, a inni wędkarski. Ktoś ucieka w góry, a ktoś w pracę. Dla zmęczonych codziennością te aktywności są lekką odskocznią, odbiciem od zakupów w biedronce, nieszczerych układów i pracy po godzinach. Taki spacer w słońcu i głębszy oddech. Są wśród nas i tacy, dla których ucieczka w oderwaną rzeczywistość jest jedynym sposobem na zniesienie bólu, strachu, upokorzeń, choroby, przemocy, biedy i zmartwień. Bez tego zaworu kontrolowanego upustu emocji niejeden człowiek by oszlał. Wystrzelił, jak wzburzona coca cola po szybkim zdjęciu zakrętki. Dużo piany, bałagn i nerwy. Kto z nas tego nie zna... Czasem przystanek w fotelu z kawą i książką ratuje wszechświat. Najbardziej jednak niepokojące są postawy ucieczkowe wynikające z negatywizmu. Negowanie swojego i nie tylko stylu życia, wymyślanie lepszych żyć tam, gdzie nas na pewno nie

Wielkanoc

Wielkanoc kojarzy mi się z serwisem kawowym. Używanym tylko w ten dzień. Biały, ze złotymi rantami. Nie pamiętam, czy miał jakiś wzór. Ustawiany przez mamę na białym obrusie, informował, że oto mamy jeden z lepszych dni w roku. Dzień, w którym mama była mamą i o nas dbała. Bo niewiele było takich dni. Wielkanoc, Boże Narodzenie i kilka innych, które nie utkwiły w pamięci ze względu na nieczęstość i nieregularność ich występowania. My, jako dzieci, oglądaliśmy bajki w tv, a mama szykowała śniadanie. Ustawiała jedzenie, dzieliła święconkę, parzyła herbatę w eleganckim dzbanku. Nie wiem, czy faktycznie był elegancki, ale takiego go pamiętam. Czuję nadal tamtą atmosferę- spokoju i porządku wewnętrznego. Było tak, jak powinno być w normalnej rodzinie. Nieważne, że przed każdymi świętami, mama leżała w ciemnym pokoju, miała migrenę, depresję i szmatę na głowie. Że co roku oznajmiała: " W tym roku świąt nie będzie! Mamusia nie ma siły, mamusia się źle czuje. Dla was nie zrobię nic. Jeste

Urodzinowo

39 na liczniku. 39 na życie. Niezła prędkość, niezłe doznania, niezłe widoki na przyszłość.. Dobiegłam do kolejnej bazy. Postoję tu chwilę i ruszę dalej, bo nic nie zaczeka. Nic. Nie zaczeka miłość, zmieniająca się z dzikiej w potulną. Nie zaczeka dziecko, aż znajdę czas na bycie mamą w gąszczu bycia kobietą, dziewczyną, kumpelą i klientką w mięsnym. Nie zaczeka wschód słońca na podziw, ani cisza wieczorna na westchnienie. Nie zaczeka nic. Dlatego idę przed siebie, wbrew sobie czasem, bo kiedy idę, to mijam, lecz kiedy stoję, to znikam. Nie ma znaczenia ten jeden rok, co właśnie zwija żagle, znaczenie ma chwila, która jest. Która jest wciąż od 39 lat. Chwila w sobie. Dobre mam życie. Proste i dobre. Docenione. Że jest. Życzę sobie z okazji mojego święta, żeby nie opuściło mnie nigdy więcej to uczucie. Żeby towarzyszyło mi do ostatnich urodzin. A te żeby były grubo po setce. Amen:)

W zdrowiu i chorobie

Obraz
Wczoraj miałam słaby dzień. Fizycznie i dusznie. Synek miał jakiś dwudniowy regres, Kota się zaziębiła na koci amen, a mnie dopadł ból żołądka stulecia. Chodziłam, jak człowiek pierwotny, czyli ręce sięgały prawie ziemi, która nas nosi. Tylko taka ugięta pozycja ciała, pozwalała to ciało przemieszczać. Synu ciężko się rozstawał w przedszkolu, moje serce pokroiło się na plasterki. Kota odmówiła śniadania, co mnie zrozpaczyło absolutnie, bo Kota śniadań nie odmawia NIGDY. Czyli źle było. Czyli w transporterek, do auta, gaz w podłogę i ratunku panie Doku. Dok obejrzał, zdiagnozował przeziębienie, gardło boli Kociuchnę i puszeczki odmawia. Zastrzyki trzy wpakował w małą futrzaną dupkę i z łapki krew pobrał. Szczerze Wam powiem, że nie miałam zielonego pojęcia o tym, że kotu można pobrać krew z łapki. Normalnie, z opaską uciskową itd. Tylko włosów w zgięciu łokciowym więcej niż u nas;) Kota się poprawiła już po kilku godzinach (czyt. jadła i jadła), synek wrócił z przedszkola inne dziecko,

Kot, kosmici i szczęście

Obraz
- Żebyś wiedziała, że cię kocham i ...lubię tego kota- powiedział Mąż. - Naprawiłem tą blachę przy kaloryferze, która brzęczała. O piątej rano- dodał. - Bo weszła do pokoju, obeszła kąty, nawet na fotel wskoczyła i wtedy zabrzęczała blacha i kot poszedł, jak kuna! ............................................................................................................................... Kot, o którym mowa w opowiadaniu, to nasza Plamka-Kot:) Kot- Plamka jest u nas od niedzieli i jest cudny. Kocia dziewczynka zdobyła już serce Synka, moje i Męża, choć ten ostatni trochę prycha, jak to mówię, a Kot warczy, jak go widzi;))) (warczy, jak pies, gwoli ścisłości) W końcu siły się wyrównały i nie jestem jedyną delikatną osobą płci żeńskiej w tym zafacetowanym domu. Kota trzeba było wywalczyć z Mężem-miłośnikiem i posiadaczem dużej ilości rybek akwariowych (mniam;) ) i okupić kilkudniowym cierpieniem, kiedy to Synulek, nie mogąc się doczekać, postawił świat i przedszkole na głowie. Ale było
Rano 9 tabletek. Wieczorem 6. Bolą mnie nerki jak jasna dupa. :(

Takie tam

Jedząc z namaszczeniem placki ziemniaczane z dużą ilością cukru obejrzałam wiadomości. Jak zwykle same straszne informacje. Połowa przyjemności z pycha placków poszła się bujać, bo jadłam i się bałam. Na koniec oznajmiono, że oto teraz usłyszymy, co słychać na giełdzie. I o tym właściwie chciałam napisać:) Miła pani w błękitnej sukience zaczęła coś mówić. Coś z czymś, spadek, wzrost, czegoś, bo coś, gdzieś z czymś... Patrzyłam, jak szpak w telewizor i... nie rozumiałam ani słowa. Ani ani. Ani jedniusieńkiego malutkiego sensu. Zawiesiłam się nad kolejnym plackiem, jak w ataku padaczkowym petit mal. Zamarzyłam na głos: " Pewnie, gdybym rozumiała choć jeden procent z tego, o czym mówi ta pani, byłabym innym człowiekiem.." Męża to rozbawiło. Stwierdził, że on rozumie wszyściusieńko. I na szybko przetłumaczył mi ów hebrajski na ojczysty. Przez chwilę poczułam się olśniona. Olśnienie minęło już po 5 minutach, kiedy zmywałam talerz. Moja głowa oporuje w takich tematach, jak mój syn

Świnia matka

Tak się dziś poczułam. I choć bardzo sobie już logicznie wszystko wytłumaczyłam, to nadal się tak czuję. Bo matka jest po to, żeby dziecko kochać, wspierać i rozumieć. Zwłaszcza takie szczególne dziecko, jak moje... Ale matka czasem wysiada. I wnerwiona powie dziecku- mam dosyć zabawy, idź stąd, nie gadam już z tobą. Świnia matka jednym słowem. Bez dwóch zdań.   Dziecko jest od kilku dni chore. Siedzi w domu, smarka, charczy i marudzi. Jakoś tak jest u naszego dziecka, że zanim się rozchoruje na dobre i wystrzeli, jak flara, gorączką prawie 40sto stopniową, jest niemożliwie nie-do-wytrzymania. Jest szybki, strasznie głośny, nieskoordynowany, koncentracja oscyluje w okolicach minus miliona. Nie można nic z nim ustalić, nic się dowiedzieć, do żadnych wniosków dojść, do żadnego porozumienia. Jest to generalnie walka z wiatrakami, gryzienie rąk, szarpanie skarpetek, bieganie bez sensu, obijanie się o meble i wywracanie na prostej drodze. Jest płacz, wrzaski i wszystko na "nie". A
Walentynki:) Dobry dzień. Miłe życzenia, śliczne kwiaty, ale przede wszystkim.. zrozumienie. Że "taki" dzień, a ja leżę plackiem. Że siłą woli przenoszę się z łóżka na kanapę i odwrotnie. Że pomimo kilku planów, byłam w stanie jedynie przetrwać. A Mąż chodził, ogarniał, synkiem się zajmował, zakupy zrobił, kwiatki podarował, przytulił i był. Bo akurat dziś trafił się znowu dzień pt. A jednak nie jestem taka całkiem zdrowotnie halo. Choćbym nie wiem jak się zbierała i brała w garść, co mam w naturze, kilka poważnych zmartwień, jakaś brzydka przykrość, kilkanaście spraw do załatwienia i równie tyle radości do wyradowania w ostatnim tygodniu sprawiło, że dziś leżę. I nie mam siły wysuszyć włosów w łazience, tylko w sypialni pokładając się. Nie mam siły bawić się z młodym, tylko oglądam z nim bajkę. Nie mam siły przeglądać tysięcy myśli i obrazów w mojej głowie. Słów, z których układa się życie. Nie dzisiaj.

Cyrk i armagedon w jednym

Obraz
Kolejny pobyt w szpitalu za mną. Powoli zaczynam oswajać się z takimi sprawami, biorę je bardziej na spokój. Wiem, co zabrać, jak się zorganizować, na co zwracać uwagę, a co zignorować. Zaopatrzona w dobrą lekturę poddałam się igłom, rezonansom i innym badaniom. Zrozumiałam, co czują ludzie przyjmujący chemię, kiedy po kroplówce z nowym lekiem wisiałam nad klopem, aż poczułam dno żołądka. Wyszłam z nowymi zmartwieniami, wynikami przeciwciał na choroby "do końca życia" i zapaleniem pęcherza;) Jednym słowem armagedon:) I wiecie co? Zaczynam mieć dosyć. Zaczynam mieć powyżej dziurek w nosie tego cyrku. Teraz odpoczywam, bo jak zbadano w szpitalu, po wysiłku i zmęczeniu, moje wyniki od razu się pogarszają. Muszę prowadzić oszczędny tryb życia. Czyli nogi do góry, książka w rękę i znikam;)  

Spokój

Nie mogę spać. To w sumie żadna nowość, od lat sypiam źle, tyle, że ostatnio gorzej. Dziś "urzęduję" od 3.30. Snuję się, kawy spijam, przykładam głowę do poduszki po to, żeby zaraz wstać, bo nawał myśli hałasuje we mnie tak, że mogę obudzić chrapiącego obok synka. Od wczoraj segreguję, przeglądam i czytam dokumenty, zaświadczenia, opinie i orzeczenia Młodego z wszystkich lat naszej podróży z ZA. W piątek składam wniosek o orzeczenie o niepełnosprawności. Taka kropka nad "i". Na samej górze papierów, bo uzbierało się tego sporo, leży ostatnia opinia, wczoraj odebrana. Czytam ją kolejny raz i ..smutno mi. "Chłopiec nie nawiązuje prawidłowej relacji społecznej z rówieśnikami i dorosłymi. Bardzo trudne są poranne rozstania z mamą, wielokrotnie podchodzi do mamy i przytula ją, mówi, że bardzo ją kocha. Podczas drogi do sali bardzo często zadaje pytanie: "Kiedy mama przyjdzie?". W sali nie cieszy się na widok dzieci, nie rozmawia z nimi. (...) Nie dąży do k

Niedzielny poranek

Obraz
Ostatnio moje przemyślenia niekoniecznie nadają się na bloga.. Takie jakieś są pogubione, chwilami wcale nieładne, więc nie piszę. Szukam w sobie ciszy, siły i odpowiedzi. Na wiele pytań, których nie potrafię sformułować. Sporo ich. W ramach wspomagania mocy przyniosłam do domu już odrobinę wiosny. Ustawiłam w oknie kuchennym, żeby manifestowała światu, że się nie dam! Żadnej burości, żadnej bezsilności, żadnemu smutkowi. Dzisiejszy niedzielny poranek był tak miły, że aż się nim z Wami podzielę..     Na koniec zrobiło się trywialniej:) Dobrego dnia!:)   P.S. Wieczór wspomagam spokojnym blaskiem świec..