W zdrowiu i chorobie

Wczoraj miałam słaby dzień. Fizycznie i dusznie. Synek miał jakiś dwudniowy regres, Kota się zaziębiła na koci amen, a mnie dopadł ból żołądka stulecia. Chodziłam, jak człowiek pierwotny, czyli ręce sięgały prawie ziemi, która nas nosi. Tylko taka ugięta pozycja ciała, pozwalała to ciało przemieszczać.

Synu ciężko się rozstawał w przedszkolu, moje serce pokroiło się na plasterki. Kota odmówiła śniadania, co mnie zrozpaczyło absolutnie, bo Kota śniadań nie odmawia NIGDY. Czyli źle było. Czyli w transporterek, do auta, gaz w podłogę i ratunku panie Doku.

Dok obejrzał, zdiagnozował przeziębienie, gardło boli Kociuchnę i puszeczki odmawia. Zastrzyki trzy wpakował w małą futrzaną dupkę i z łapki krew pobrał. Szczerze Wam powiem, że nie miałam zielonego pojęcia o tym, że kotu można pobrać krew z łapki. Normalnie, z opaską uciskową itd. Tylko włosów w zgięciu łokciowym więcej niż u nas;)

Kota się poprawiła już po kilku godzinach (czyt. jadła i jadła), synek wrócił z przedszkola inne dziecko, a mój żołądek bolał sobie dalej. Ale jak dzieci zdrowe, to i matka radosna;)

Dziś od rana walczę z żywiołem kocich kłaków, które mnie napadają w każdym miejscu domu. W ramach prezentu urodzinowego, dostałam wczoraj od Małżonka odkurzacz wodny, piorąco-tańcząco-kawę robiący z miliardem końcówek i o wielkości kombajnu;) Kocham ten odkurzacz namiętnie, bo dzięki niemu nie mam aż tak dużo futra na klawiaturze:))))

Jednym słowem nie jest źle.

 

Byle jeszcze ten świat nie był taki złem napęczniały..

 

Kota

 

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Swiat sie nie zawalil, kiedy spalam.

Rozmowa z Kotem

Dalie