Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2015

Świnia matka

Tak się dziś poczułam. I choć bardzo sobie już logicznie wszystko wytłumaczyłam, to nadal się tak czuję. Bo matka jest po to, żeby dziecko kochać, wspierać i rozumieć. Zwłaszcza takie szczególne dziecko, jak moje... Ale matka czasem wysiada. I wnerwiona powie dziecku- mam dosyć zabawy, idź stąd, nie gadam już z tobą. Świnia matka jednym słowem. Bez dwóch zdań.   Dziecko jest od kilku dni chore. Siedzi w domu, smarka, charczy i marudzi. Jakoś tak jest u naszego dziecka, że zanim się rozchoruje na dobre i wystrzeli, jak flara, gorączką prawie 40sto stopniową, jest niemożliwie nie-do-wytrzymania. Jest szybki, strasznie głośny, nieskoordynowany, koncentracja oscyluje w okolicach minus miliona. Nie można nic z nim ustalić, nic się dowiedzieć, do żadnych wniosków dojść, do żadnego porozumienia. Jest to generalnie walka z wiatrakami, gryzienie rąk, szarpanie skarpetek, bieganie bez sensu, obijanie się o meble i wywracanie na prostej drodze. Jest płacz, wrzaski i wszystko na "nie". A
Walentynki:) Dobry dzień. Miłe życzenia, śliczne kwiaty, ale przede wszystkim.. zrozumienie. Że "taki" dzień, a ja leżę plackiem. Że siłą woli przenoszę się z łóżka na kanapę i odwrotnie. Że pomimo kilku planów, byłam w stanie jedynie przetrwać. A Mąż chodził, ogarniał, synkiem się zajmował, zakupy zrobił, kwiatki podarował, przytulił i był. Bo akurat dziś trafił się znowu dzień pt. A jednak nie jestem taka całkiem zdrowotnie halo. Choćbym nie wiem jak się zbierała i brała w garść, co mam w naturze, kilka poważnych zmartwień, jakaś brzydka przykrość, kilkanaście spraw do załatwienia i równie tyle radości do wyradowania w ostatnim tygodniu sprawiło, że dziś leżę. I nie mam siły wysuszyć włosów w łazience, tylko w sypialni pokładając się. Nie mam siły bawić się z młodym, tylko oglądam z nim bajkę. Nie mam siły przeglądać tysięcy myśli i obrazów w mojej głowie. Słów, z których układa się życie. Nie dzisiaj.

Cyrk i armagedon w jednym

Obraz
Kolejny pobyt w szpitalu za mną. Powoli zaczynam oswajać się z takimi sprawami, biorę je bardziej na spokój. Wiem, co zabrać, jak się zorganizować, na co zwracać uwagę, a co zignorować. Zaopatrzona w dobrą lekturę poddałam się igłom, rezonansom i innym badaniom. Zrozumiałam, co czują ludzie przyjmujący chemię, kiedy po kroplówce z nowym lekiem wisiałam nad klopem, aż poczułam dno żołądka. Wyszłam z nowymi zmartwieniami, wynikami przeciwciał na choroby "do końca życia" i zapaleniem pęcherza;) Jednym słowem armagedon:) I wiecie co? Zaczynam mieć dosyć. Zaczynam mieć powyżej dziurek w nosie tego cyrku. Teraz odpoczywam, bo jak zbadano w szpitalu, po wysiłku i zmęczeniu, moje wyniki od razu się pogarszają. Muszę prowadzić oszczędny tryb życia. Czyli nogi do góry, książka w rękę i znikam;)