Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2007

Karton wspomnień

Wczoraj przez wielką pomyłkę natrafiłam na karton pełen przedawnionych wspomnień. Przypadkowo  ktoś zalał go wodą, pewnie podlewając kwiaty. Wszystko w nim było posklejane i pogięte. I siedziałam tak nad nim jak ta głupia przekładając z jednej strony na drugą i spowrotem. Rozklejając i wygładzając pieczołowicie zdjecia i listy, jakbym mogła w ten sposób powygładzać pozaginane zakamarki moich pogniecionych uczuć. Może już czas zrobić miejsce na nowe wspomnienia, te które dopiero przyjdą? Łatwiej powiedzieć, niż wykonać. Ale spróbuję..

Sny jak ćmy

Kiedy zapada ciemna noc, czasem pełna gwiazd, a czasem pusta jak portfel przed pierwszym, przychodzi czas na Sny. Wychodzą po cichutku zza szaf i regałów z książkami kuchennymi i zaglądają nam do głów. Czy jest tam dla mnie miejsce, pytają? O... tu za dużo złości, a tu niestrawność emocjonalna. Tam smutek się rozepchał, a tu nerwowość i zmęczenie ciasno przy sobie siedzą. Nie ma tu miejsca na Ładne Sny, niestety. Bo Ładne Sny potrzebują ładnych, zacisznych zakamarków pod naszymi zamkniętymi powiekami. One nie chcą stać w kolejkach, ani musieć się przepychać. Że może zdażymy do rana.. Ładne Sny są delikatne, jak nocne motyle i potrzebują miejsca na rozwinięcie skrzydełek. I nie wzgardzą odrobiną bezpiecznego światła, do którego możnaby się poprzytulać. Ale, gdzie tu szukać światła, skoro wielu z nas już dawno poprzepalały się żarówki nadziei na dobre jutro.

Miłość jak alergia.

Jako dziewczynka byłam bardzo kochliwa. Na szczęście byłam też nieśmiała, zamknięta w sobie i dyskretna w tych miłościach. Gdyby było inaczej pobiłabym chyba rekord Don Juana, bo zakochana byłam permanentnie. To był stan alergicznie trwały z lekka tylko czasem słabszy. Na przykład zimą, kiedy nie było wczasowiczów. Wtedy kochałam się w: ministrantach, księdzu Wojtku, Panu od wuefu, dwóch łobuzach z 7b, kilku sąsiadach, Policjancie, Okim i takim jednym Adasiu poznanym na marszrucie w górach. Moje uczucia rozkwitały jednak różą gdy zaczynał się sezon... Wtedy to przybywali do ośrodków nad jeziorem pracownicy zakładów produkcyjnych ze swoimi latoroślami i to było dopiero to. Kochałam się w nich na śmierć. Na zabój. Na kilometrowe spacery w te i we wte w pobliżu tych ośrodków. Na wzdechy i bezsenne noce. Na krótkie chwile szczęścia podczas czegoś, co miało być tańcem w dyskotece.(A przypominało to bardziej zbiorowe wyrywanie rąk.) Kochałam ich za ten powiew wielkiego świata, który wnosili.

Zaryzykuj

Dziewczyna, która zatrzymała się w połowie Mostowej i patrzy z czułością na wyświetlacz komórki. Mężczyzna zatrzaskujacy auto i wpadajacy w kałużę. Starsza Pani czytajaca pod wiatą przystanku o Dodzie Elektrodzie. Mały Chłopiec sprawdzajacy godzinę we wnętrzu mijającego go autobusu. Młoda Matka z trójką dzieci skrzeczących jak małe wronki. Zakochana Para obejmujaca się w niewygodnym skrzywieniu. Kelner wyglądający z restauracji. Staruszkowie podtrzymujący się wzajemnie. Elegancka Kobieta przeszukująca bezskutecznie torebkę. Fryzjerka paląca papierosa przed drzwiami zakładu. Wystarczy się do nich wszystkich uśmiechnąć. Serdecznie. Gwarantuję, że oni uśmiechną się również do Was. I wtedy połączy nas magiczny krąg miłości. Sprawdziłam, to działa.

Mały człowiek duży człowiek

Odebrałam wczoraj wieczorem telefon. - Tu D...bla bla(nie zrozumiałam), dzwonię, żeby ci powiedzieć..masz coś do pisania?masz? Dobra, ok, to pisz.. Od 7 do 21 lipca, lipca-zrozumiałaś?, nie czerwca, lipca..No więc w tym czasie jedziemy na urlop. Do O..ble ble(nie zrozumiałam). Do Holandii, no wiesz.. To sobie to zapisz, pamiętaj! Musisz wziąć wolne w pracy, żebyś pamiętała, bo się pogniewamy! Matko jedyna! myślę sobie, kiedy ten Głos tam gada- KTO TO JEST???? Przemierzam w myśli wszystkich znanych mi w Niemczech mężczyzn( bo to telefon stamtąd był)i ..nic! Żaden nie pasuje. Myślę sobie: Marcus, Holger, Tobias, Michael, Christel...nie! to już kobieta! Nie znam, nie wiem, to pomyłka! A ten tam gada. - Słuchaj, ja ci potem jeszcze wytłumacze, jak masz znaleźć taki program w internecie, ale to potem, bo mi teraz mama telefon wyrywa.. Mama! Jakaś mama! Jupppi! Z jakąś matką się dogadam, że to pomyłka. -Cześć meine liebe Freundin, słyszę i oddycham z ulgą, to moja Najlepsza Przyjaciółka, hal

Twój dom może ci zastąpić cały świat.

Obraz
    Cały świat nigdy nie zastąpi ci domu...            Każdy z nas ma dwa domy- jeden konkretny, umiejscowiony w czasie i przestrzeni; drugi- nieskończony, bez adresu, bez szans na uwiecznienie w architektonicznych planach.                                          Olga Tokarczuk

Być kobietą, być kobietą...

Być kobietą.. Wcale łatwo nie jest. Czasem nawet bardzo, bardzo trudno. I oczywistym jest, że Panowie zaprotestują, jeśli powiem, że nasze życie jest bardziej skomplikowane od ich życia. Rzecz jasna. Panowie lubią protestować i domagać się swojej prawdy. Jako i my to lubimy. Ale drodzy Panowie pomilczcie ein Moment i pozwólcie sobie wytłumaczyć. A raczej opowiedzieć o ciężkim życiu kobiety. Kobieta ma zawsze jakiś dylemat. Zaczyna się rano przed lustrem. Jak się ubrać? O tragedio, ulubiona bluzka w praniu!!! Żadna, ale to żadna inna nie pasuje! Spodnie poszerzają w biodrach, fe! obrzydliwe galoty, humor zrujnowany na pół dnia. Lustra są podłe, okłamują kobiety. Widzimy w nich...nie, nie mogę powiedzieć co. Włosy. Ach te włosy. Nie układają się, kolor nie ten, bo w styczniu nosimy odcienie zimowe, a tu jeszcze listopadowa nuta. Może by tak pazurki wycieniować? Fe fe pazurki się ugniatają pod czapką, okropieństwo, cały dzień w pracy myśli się o tych ugniecionych pazurkach. Fryzjer zatem.

Wiesz kim jestem?

Siedział na przeciwko przy stole i ciamkał. Nie podnosząc głowy nieudolnie celował widelcem w rozdrobnione warzywa, które raz po raz upadały obok talerza. Na ścierkę podłożoną pod talerzem. Zastanawiała się, czy w ogóle ją zauważa, bo ani razu na nią nie spojrzał. Zastanawiała się, co mogłaby mu opowiedzieć, ale nic jej nie przychodziło do głowy. Nigdy przecież nie rozmawiali, to o czym tu rozmawiać teraz.. Spoglądała na niego kątem oka i ledwo mogła powstrzymać drżenie dolnej wargi. Tej od wzruszenia i od smutku. Taki bezbronny i mały siedział nad tym zmiksowanym obiadem. A przecież kiedyś był wielkim człowiekiem, myśliwym, postrachem wsi i całej rodziny. Był człowiek, kończy się człowiek, majestat przemijania. Przy pożegnaniu zapytała, czy wie, kim ona jest. Kiwnął głową potakująco. W razie czego powiedziała jeszcze raz głośno: - To ja dziadku, twoja wnuczka. Uśmiechnął się. Miała dziwne przekonanie, że równie serdecznie uśmiechnął by się, gdyby powiedziała, że jest Elżbietą, królową

Ty jesteś

Czasami muszę rozsypać się na najmniejsze kawałeczki, bo to daje mi możliwość ponownego poukładania. W nowy wzór. Czasami muszę pęknąć, jak sznur kryształków i potoczyć się w najdalsze szczeliny podłogi, bo to zgina mnie na kolana. W poszukiwaniu. Czasami muszą przepalić się bezpieczniki, bo to pozwala zapanować ciemności. A w niej lepiej słychać... Boga. Siebie. Siebie wołającego do Boga. Usłyszałam siebie nawołującą. Usłyszałam siebie płaczącą. Poczułam ciepły dotyk Jego dłoni. Przejaśnia się.