Posty

Wyświetlanie postów z listopad, 2012

Andrzejki

Dogasa świeczka, Van Morrison próbuje zapełnić ciszę nocnego pokoju, skończyło się wino w kieliszku.. Ktoś zapomniał mi dolać do pełna, zanim poszedł. Andrzejkowa noc, noc wróżb i cieni. Co mi powiesz i dlaczego takim szeptem? A może to ja mówię za dużo? Może.. Mówię dużo, bo obawia mnie milczenie, które czasem ma najwięcej do stwierdzenia. W milczeniu stajemy przed sobą tacy odkryci, tacy bezbronni, tacy podatni. Na zranienie. Na to, co nienazwane. Na to, co sięga najgłębiej. Bądź mi dziś nocy łaskawą. Otul mnie dobrem, nakryj słowem jasnym, przynieś sen nieprzerwany. Bo nie ma dziś dłoni, które ciepłem pomogą zasnąć, nie ma opowieści, które ukołyszą, nie ma tętna, do którego mogę zrównać. Ja tęsknię?

Nic nie chcę

Współczucie, litość, złość i bezgraniczny smutek. To mnie wypełnia. To mnie opustosza. To mnie kamienieje. Jestem taka dzielna, powiedział dziś Ktoś. Taka dzielna. Dlaczego zatem czuję się, jak rozbełtane jajo. Jak stłuczona cukierniczka, jak nikt, kogo bym lubiła. Współczuję mężowi, synkowi, sobie. Czuję do nas litość. Jestem zła, że życie nie chce się samo ładnie tkać, a my tego zrobić nie potrafimy. Że rozmowy zamierają w ciszy, bo nie wiemy, jak i o czym rozmawiać. Że padają słowa, jak zgniłe jabłka. Że toczy nas bezsilność. Że tracimy czas, nasz cenny czas... Że tracimy coś więcej, niż czas. Nie umiem jednak tak żyć. Nie chcę. Chcę Dobrego Życia. Chcę mieć siłę, żeby o nie powalczyć. Chcę, żeby nasza miłość z Mężem była jak milion zapalonych w sercu słońc. Tęsknię za tym tak bardzo, że aż bolą mnie opuszki palców, kiedy to piszę. Chcę kochać i być kochana. Albo nic nie chcę. Nic.  

Szczęścia pył

"Cóż ja z tobą czułości w końcu począć mam czułości do kamieni do ptaków i ludzi powinnaś spać we wnętrzu dłoni na dnie oka tam twoje miejsce niech cię nikt nie budzi"   to "Czułość" Grzesia Turnaua, którą rozpoczął wczorajszy koncert. Byłam tam. Słuchałam. Śmiałam się i wzruszałam. Byłam muzyką. Byłam rozdrobniona na atomy szczęścia. Na taki szczęścia pył. Pył, który wszędzie wnika i wszystko napełnia. Świetlistością, ciszą, a jednocześnie muzyką. Uwielbiam muzykę na żywo. Wycina mnie z rzeczywistości i wkleja w cudowność. Na chociaż takie dwie godziny. Godziny skradzione, godziny pomiędzy innymi. Tak proste jest czasem szczęście.    

NY i myszy hydrauliczne

Nie lubię rozbełtania późnojesiennego, a takie mnie właśnie dopada. Listopad wymieszał piękne kolory liści z breją chodnikową i upitolił mi buty tą maziają. Temperatura na zewnątrz wskazuje na czapkę i szal, a potem muszę się rozpinać, bo paruję, jak gar żurku. Na półpiętrach siedzą menele i fajczą okropne fajury, a remont u sąsiadów wierci nam dziury w mózgach. No, może oprócz Młodego, bo on jako jedyny przechwycił jedyne w domu słuchawki wyciszające. Słuchawki wyciszające! Nie nauszniki, jak co niektórzy twierdzą. W ramach uduchowienia koncert organowy odbyłam, aczkolwiek przyznam, że gdybym nie odbyła, też bym przeżyła. Dużo hałasu i napady niekontrolowanego ziewania. Dookoła zasłuchane pary w garsonierach i samotne rencistki w polarowych spódnicach. I ja w skórzanych  spodniach i brokatowej bluzce. Lepiej bym chyba wyglądała na tle jakiegoś wyuzdanego klubu nocnego w NY w tych moich niebotycznych obcasach. Aj, nawet mi się ta myśl spodobała. Lubię być wyuzdana. Kto święty, niech z