Posty

Wyświetlanie postów z listopad, 2006

Bal na 100 par

Na stołach stały butelki z lemoniadą, pod nimi staromodne obrusy z czerwonego bistoru. Krzesła obite podobną materią czas świetności miały już dawno za sobą. Salę oświetlały żyrandole z taniego kryształu, udające wykwintne abażury. Muzyka była za głośna i gubiła raz po raz rytm. Ale oni byli najpiękniejszymi tancerzami. Płynęli nad parkietem unosząc swoje wspomnienia o młodości i marzenia o tym, co jeszcze przed nimi. Wspomnienia były już kruche i delikatne, jak chińska porcelana, marzenia natomiast ulotne, jak delikatne perfumy. Dziś jednak nic nie miało znaczenia, dziś nic nie było ważne. Ani niska emerytura, ani cukrzyca, ani to, że umarł sąsiad. A młody taki, bo dopiero 74 lata skończył.. Dziś byli sobą sprzed czterdziestu lat. Dziś bawili się na Balu Andrzejkowym w barze mlecznym, na piętrze, za 15 złoty, do 20.00.

Strachy i Anioły

Obejrzałam kolejny raz "Piękny umysł" i kolejny raz zastanawiam się, dlaczego w czyimś mózgu powstają obrazy, które nie istnieją? Dlaczego niektórzy widzą więcej, czują mocniej, przestępują granicę realności, tak jakby wchodzili do kina? Czy schizofrenia jest rzeczywiscie tylko chorobą, czy może jakimś łącznikiem pomiędzy płaszczyznami nie dla wszystkich widzialnymi? A może to tylko ucieczka od nadwrażliwości nie do udźwignięcia.. Nie wiem, ale dopuszczam tą możliwość. Lepiej mi myśleć, że moja Mama należy do grona osób wyjątkowych, niż do 1ego procenta ludzi "tylko" chorych na schizofrenię. Wolę wierzyć, że cień tej choroby, który legł na życiu moim i mojej rodziny ma jakieś piękne uzasadnienie...

Wyznaczniki

Są małe i duże wyznaczniki szczęścia. Tak to już jest i koniec. Te wielkie, dorodne i strasznie istotne, ale też te małe, drobne i takie prawie niczyje. Mogłabym oczywiście marudząc i smucąc skupić się na tych pierwszych, że nie pojawia się ich zbyt wiele w moim życiu, ale jaki miałoby to sens? Co przyjdzie mi z tego, że wyłuskam i ustawię na biurku, w polu widzenia, wyznaczniki z rodzaju: duże pieniądze, dalekie podróże i wielkie miłości? Nic... W zamian za to pousadzałam dziś na brzegu wanny moje prywatne, malutkie, oswojone wyznaczniki szczęśliwego dnia i patrzyłam na nie z czułością pojadając macę razową i przechlapując pachnącą morelami piankę. Były wśród nich: powrót do domu przed 21.00, nowe buty z futerkiem, spokojna praca, radość grupy, którą znowu będę uczyła, zdjęcie USG mojego Siostrzeńca, czyjeś serdeczne "dziękuję", przeczytany ciekawy artykuł, brak deszczu, nowa odżywka do włosów i dużo wiary w to, że wszystko ma sens.

:)

Mmmm... jak przyjemnie, kiedy w domu słychać pssssyt, a potem zapachnie kawą swieżutką. I jeszcze do pracy na późniejszą godzinę człowiek idzie... Czyli całkiem bez pośpiechu można zapaść się w fotelu z pełną świadomością tego, że życie jest super fajne:)

***

" Powiadacie: - Nuży nas obcowanie z dziećmi. Macie słuszność.   Mówicie: - Bo musimy się zniżać do ich pojęć. Zniżać, pochylać, naginać i kurczyć. Mylicie się, nie to nas męczy. Ale, że musimy się wspinać do ich uczuć. Wspinać, wyciągać na palcach, wstawać, sięgać, żeby nie urazić." Janusz Korczak Piękne, mądre słowa...

Aż wstyd!

Ułożyłam się dziś z kubkiem herbatki obok mej zagrypionej Siostry i powspominałyśmy sobie jednym zamachem naszych exów szanownych. Wykorzystałyśmy fakt, że Szwagier oddawał się wtenczas namiętności Wiadomości i pogadałyśmy o zeszłych czasach. I różne emocje nami rzucały moi drodzy, Siostra nawet w pewnym momencie zagroziła, że urodzi teraz, od razu, ze śmiechu, ale jej minęły te fanaberie. Pomijając jednak śmiechy chichy doszłyśmy do pewnego wniosku. A mianowicie, że gdybyśmy nie były takie głupie ślepe cizie, to może już dawno temu życie byśmy sobie ułożyły. Znaczy Siostra, dzięki Bogu, już ułożona:)i to szczęśliwie niezmiernie, ale swoje przejść musiała. Ja mam poukładane w szafie z ciuchami, a to też coś, a co! W każdym bądź razie zgodnie stwierdziłyśmy, że nam te uczuciowe historie rozumu nie przydawały, a wręcz odwrotnie. I ustaliłyśmy, w zwiazku z powyższym, że odkładamy owe wspomnienia do lamusa i nigdy przenigdy nie opowiemy o nich naszym dzieciom. Bo toć to wstyd!

Szczęście

Ojej..., ależ ja jestem staromodna.. Najszczęśliwsza jestem, kiedy dom wypełnia się zapachem smażonych kotletów, sałatki i mandarynek. Gdy za oknem roztapia się pierwszy śnieg, a w środku ciepło i przytulnie. Lubię wiedzieć, że jest takie miejsce na ziemi, do którego chcę wracać, które świeci jasnymi oknami witając mnie i mój zmrożony nos. Ale najważniejsi i tak są ludzie. Czasami mamy dom bez ludzi, czasmi ludzi bez domu. Ja mam to szczęście wracać do kochanego domu z kochaną zawartością:)

Zombie, toporek i schabowe.

Jestem kobietą z nosem.  Bardzo zakatarzonym, zmęczonym, biednym, uzależnionym od chusteczek i otrivinu nosem. Przeziębiłam się klasycznie i z kretesem, choć nie bardzo wiem kiedy, bo ubieram się ciepło i przezornie, jako kobieta starszej daty. Mam teorię, że mnie albo ktoś napsikał w tłumie, albo zawiało mnie od okna. Z tej drugiej wersji rży moja ciężarna Siostra, którą bawi to, iż zawiało mnie rozszczelnione okno...Też mi powód do śmiechu wrrrr.. Nie zmienia to jednak faktu, że prycham, rzężę i marudzę. Jedno co dobre, to fakt, że dobry humorek mnie nie opuszcza. Ba, nabrał nawet takiego odcienia głupawki, czyli śmiechawicy bez powodu. Tak więc, jeśli nie śpię, co jest dziś mym hobby, to się śmieję. Uśmiałam się najpierw po pachy z historii o tym, jak mój ukochany Szwagier dusił się schabowym w Zakopanym, a ma Siostra bezsilnie patrzyła na jego cierpienie nie mogąc pomóc, bo dzielił ich długi stół. Jak stwierdziła, zanim by go obiegła, on by się i tak udusił. Nie udusił się, zjedliś

1 listopada

Dopóki nie odejdzie od nas ktoś bardzo ważny, ktoś w kogo śmierć nadal nie wierzymy, dopóty będzie dziś futro ważniejsze od zamyślenia.. Zamyślajmy się, czuwajmy, zapalajmy lampki pamięci dla tych, których już braknie. I cieszmy się z obecności tych, którzy, dzięki Bogu, stoją nadal obok nas...