Posty

Wyświetlanie postów z maj, 2013

Nobel

Wczoraj przekroczyłam mój Rubikon. Po 3 latach, 5 egzaminach i setkach godzin wyjeżdżonych, wydenerwowanych, wydzieranych rodzinie, ale też wyśmianych i wyprzeklinanych i cudnych, wzięłam kluczyki i pojechałam do Małej. Ot tak, po prostu, na kawę. Przejechałam całe 30 km, sforsowałam most na Wiśle, co to na nim na boki nie mogę patrzeć, bo dostaję kręćka:) Miałam całe 2 potwornie ruchliwe lewoskręty i lusterko, w którym niewiele widziałam.. Padał deszcz i było s t r a s z n i e :) Ale dokonałam tego. Bez rozróby i urwania czegokolwiek, bez paniki, ale z należytą uwagą. I byłam szczęśliwa. Zadowolona i szczęśliwa jednocześnie, a to jak wiemy, nie zawsze chodzi parami. Szybciej dostajemy tylko jedno z tych uczuć. A ja miałam wczoraj oba! Fontanna radości, fajerwerki frajdy, przezarąbiste uczucie wolności... Wiecie, jaka radość boli najbardziej? Ta odebrana. Wykopana z człowieka, jak butem w mordę.. Po powrocie do domu usłyszałam- no fajnie, super, ale daj już spokój z tą euforią.. nobel

Kto zrozumie, kto uwierzy?

Wymiękłam. Nie pojechałam do pracy samochodem, choć prawo jazdy odebrałam wczoraj rano. Jestem cieniara, kobieta nie za kółkiem, tylko w autobusie. Jestem mamałyga jedna.. I nie będę się tłumaczyła, wcale a nic. W ogóle nie będę próbowała wytłumaczyć, że to wcale nie jest takie proste, jakby można było sądzić... Bo kto zrozumie, że po drodze na przystanek mam taki sklepik, w którym kupuję mleko i rozmawiam z panią o życiu? Albo, że papieros wypalany na prędce przed odjazdem smakuje najlepiej? Że mp3 ustawione na Adele pozwala nie myśleć, tylko całą drogę marzyć? Że przerywana rozmowa telefoniczna w lesie daje energię na kolejnych 8 godzin? No, kto w to uwierzy? Nikt. Każdy pomyśli, że się wystraszyłam tego zjazdu z Fordońskiej w lewo, gdzie tak strasznie trudno się zawraca;)

Prezent od życia

Absolutnie fascynuje mnie to, że można kogoś poznać i pokochać, tak po prostu. Zajrzeć na sekundę w duszę i już wiedzieć! Że tak, właśnie znalazło się Przyjaciela/Przyjaciółkę na życie. Kogoś, komu nie trzeba tłumaczyć, co się miało na myśli, kogoś, kto zawsze powie to odpowiednie słowo w odpowiednim momencie. Kto wyczuwa nasze potrzeby nawet wtedy, kiedy je skrzętnie skrywamy przed całym światem. Kto nie nabierze się na twarz pokerzysty. Kto sprawi, że zaśmiejemy się, choć w gardle klucha. Kogoś, kto nas zna odruchowo, bez starania. Kogo my znamy bezwarunkowo. Dla mnie taki Ktoś, to najlepszy prezent od życia. To cholerna lampka w cholernej ciemności, że pojadę patosem:) Pyszny kebab, po całym dniu na gumowych bułkach:) I jak to powiedziałaby teraz jedna z moich najulubieńszych blogowiczek- czy ostatnie zdanie kwalifikuje mojego bloga do kategorii: kulinarny? :)      

Mała, dla Ciebie:)

Myju myju brudny ryju;) Tak napisała właśnie do mnie siostra na fb:) A miała na myśli, to, że kuzyn jej męża komentuje każdą swoją czynność i powyższe zdanie wypowiada idąc do łazienki:) Siostra natomiast zasugerowała mi w ów delikatny i poetycki wręcz sposób, że nażarła się bitej śmietany z krówką i idzie umyć buziola.. ;) Kocham ją, tą moją małą Wariatkę. Kocham Cię, Ty Wariatko, bo zaraz to na pewno przeczytasz:) Kocham Cię za bycie obok zawsze wtedy, kiedy tego potrzebuję. Wtedy, kiedy mam super humor i wtedy, kiedy rozkłada mnie życie. Kiedy jestem najeżoną kulką i durną blondynką też. I kiedy mam 3 kg więcej i marudzę. I kiedy robię głupoty i muszę je zapić kawowym likierem. Ty jesteś. Po prostu. Zawsze taka sama. Zawsze moja bliska i kochająca. Moja kumpela, przyjaciółka, moja Donia;) Moja świruska z jednego grajdołka pochodząca, rozumiejąca mnie w pół słowa i bez używania wielkich liter i zbędnych przecinków. Dobrze, że jesteś Mała, bo chwilami to bym zdechła bez Ciebie:) h h  

W pogoni za szczęściem 4 latka:)

"Jeśli mężczyzna zrobi wszystko dla kobiety, to znaczy, że jest w niej zakochany. Jeśli kobieta zrobi wszystko dla mężczyzny, znaczy to, że go ... urodziła" :) Dziś rano biegałam 45 min po osiedlu w poszukiwaniu jakiegoś  NORMALNEGO kiosku ruchu, czyli takiego, jakich zwykle się nie lubi, bo napadają nas w nich wszystkie chińskie spajdermeny, resorówki z tajwanu i inne wyciągacze pieniędzy z maminych portfeli. Oczywiście, znaleźliśmy same normalne kioski, czyli z prasą i papierosami. A my potrzebowaliśmy wydać pieniądze!!! Potrzeba wyniknęła z tego, że dziś piątek. Tak, w piątki zdarzają się 4-latkowe rozpacze w stylu: aaaaa dziś można ulubioną zabawkę do przedszkola.. aaaaa moja jest u dziadków!!! Rozpacz w oczach mojego małego mężczyzny pogoniła mnie zatem po okolicy, z nim rzecz jasna, żeby wybrał sobie inną "ulubioną na dziś" zabawkę. Problemy były dwa. NORMALNE kioski ruchu i MIĘSIE, które skutecznie nas spowalniały w galopie. Ale udało się! W gazetce "Jak

Dance dance

Polazłam dziś do szkoły tańca, co to się już dawno jej odgrażałam, że ją zdobędę. Ale założenie było takie, że najpierw prawko, a potem kariera taneczna:) Mówię polazłam, choć powinnam zwinnym, eleganckim krokiem tam wkroczyć, ponieważ lazłam z dziecięciem. A ono wiadoma sprawa ma obolałe mięsie i się wlecze. Tu zajrzy, tu zapuka, a dzień dobry.. a... to inna przyśpiewka:) Wkroczyliśmy zatem lazącym krokiem, on obijający się o ściany, ja umachana i w podartych rajstopach, bo mi męsia nożne podarły. Stanęłam tam, jak nieboskie stworzenie, młody frygał po całej okolicy, jak dzik, wzdychnęłam sobie i myślę- matko jedyna, gdzie ja tutaj..? Tutaj takie zwiewne sylfidy, gładkie panienki i czarne diablice pewnie chodzą..ehhh.. I już prawie wyszłam, bo nikt się nie ukazywał, a mięsie dokazywały coraz głośniej, aż nagle... aż nagle...Aż nagle wyszedł ON! Półbóg;) Piękny o kocich ruchach i uśmiechu Roberta Redforda ( z młodości oczywiście!). I mówi- w czym mogę pomóc? A ja oniemiała prawie usłys

Mięsie

Chciałabym mniej pokrzykiwać na synka. Zbyt szybko tracę panowanie nad gniewem i mam do siebie o to żal. Ale, jak to wyszło mi dziś w testach osobowościowych, mam dużo z choleryczki, więc to nieco tłumaczy moje podłe zachowania:) Jak wczoraj odkryłam kolejne rozwalone lego autko, dostałam trochę szału i mieliśmy długą rozmowę na tematy finansowo-grzecznościowe-rodzico-słuchowe. Zakończoną spontaniczną modlitwą synusia o treści: Boziu!, daj mi większy rozumek! ;) Czym rozkruszył moją złość na kawałeczki uśmiechu. Natomiast dziś opluł mi ważne dokumenty rosołem i też mi decybele w głosie niebezpiecznie zwyżkowały. Na co mądry mój syn szybciutko oznajmił: "To wszystko przez to, że mię miesie od wyciągania bolą!" W wolnym tłumaczeniu- mięśnie ramionek bolą go od przeciągania się.. Co mają ramionka wspólnego z językiem? He? Z pluciem na odległość.. Hmm.. Może mój syn ma jakieś bezpośrednie połączenie mięsiowo-językowe:)))))

Świat jest taki a nie inny

Świat jest taki a nie inny i zapewne się nie zmieni ogłosili wczoraj słynni dwaj uczeni a w przypadku słynnych ludzi każda myśl jest całkiem dobra więc ci goście otrzymali zaraz Nobla Mieli rację jest jak było czyli całkiem nieciekawie w rowie leży pierwsza miłość po zabawie jak się bawić to się bawić krzyż na szyi w dłoni "seta" i na niebie czasem zjawi się kometa Zamknij oczy nie patrz na to moja miła pod powieką znacznie lepsze są obrazy i w tym nasza siła i w tym nasza siła że umiemy jeszcze czasem marzyć Jak się bawić to się bawić a tu biedy coraz więcej i ważniejszy jest karabin niźli serce tutaj się zabawą żyje za to tępe rządzą głowy a czasami kretyn z kijem bejsbolowym Nie patrz miła na to wszystko człowiek musi się szanować niech nie schyla się za nisko twoja głowa lecz na chwilę moment jeden za to z góry ci dziękuję otwórz oczy tylko kiedy mnie całujesz A na resztę zamknij oczy moja miła...   http://www.youtube.com/watch?v=K50zq6_6Iuk

Dziennik nimfomanki

Przecudny film, naprawdę! Uderzająco prawdziwy, wewnętrzną potrzebą bycia szczęśliwym. Bycia sobą. Poszukiwanie drogi do spełnienia. Przemierzanie różnych przestrzeni i uczuć, żeby odkryć na końcu, jak genialne jest to, co jest. Palce, którymi można poruszać i którymi można dotykać. Jedwab, skórę, deszcz i siebie. Kto widział ten film, zrozumie. Najlepszy, jaki widziałam w ostatnim czasie. Jeszcze we mnie gra. Jeszcze spływa po mnie muzyką i dreszczem. Często czuję się nimfomanką życiową. Z nieskończonym głodem na więcej, dalej i ponad. Niech nigdy nie ustanie. Niech trwa. Ten głód.

5 lat

Kiedy się tak biega do siebie, że każda odległość jest za daleka, nawet ta na wyciągnięcie ręki. Kiedy się najeść nie można słowami, spojrzeniami i byciem. Kiedy chciałoby się oddychać czyimś wydychanym powietrzem. I nosić czyjś zapach na sobie zamiast wszystkiego. Kiedy temperatura czyjegoś ciała jest tym, co grzeje w zimnie i chłodzi w skwarze. Kiedy wiosna jest nawet w mrocznym listopadzie... Wtedy nie wie się o tym, że czyjś grymas na naszą prośbę wywoła wodospad złości. Że czyjś zły humor obrzydzi nam resztę dnia. Że krzywe spojrzenie i zapomniane urodziny zrzucą w kanion rozczarowania... Dziś mija piąta rocznica naszego ślubu. Już prawie 6 lat razem. Absolutnie cudowne, ale chwilami też kurewsko ciężkie lata. Miliony radości i tyle samo zwodów. Ocean czułości i wartkie rzeki frustracji. Ciągle powracające pytania o sens i siłę. Otulająca wiara w sens i siłę. Najważniejsze, żeby suma chęci rozstania i pragnień powrotów była taka sama. Żeby czyjaś obecność bardziej koiła, niż drażn

No i co?

No i chwalimy się:))))) Twierdza WORDu została zdobyta w 38 minut doskonałej jazdy. Mojej osobistej! Zagrało wszystko, co mogło zagrać, włącznie z dużą ilością czerwonych świateł, które, jak wiadomo, pozostawiają blondynce einen moment na zastanowienie. Tak rozmyślam, kto ze znajomych siedział przy tych światłach i kręcił, bo wyjątkowo masowo się na mnie rzucały. Jeździłam z panią K. , która oblała mnie na pierwszym egzaminie, ale potem polubiła pasjami, bo mnie się nie da nie lubić. Pani K. powiedziała, że mam nie broić i zdać... I normalnie wzięłam to sobie to do bani i ... zdałam. Sobie myślę, kobieta chora, zatoki ją bolą, bo mi się wyżaliła, nie będę jej męczyła;) Robiłam słit oczęta do wszystkich, od których zależał mój  zjazd na lewy pas i chyba miałam w tych oczach całą miłość mojego jestestwa, bo mi z uśmiechem ustępowano. Od pewnego momentu wiedząc, że już tuż tuż zdam musiałam panować na wszechogarniającym mnie wzruszeniem i radością, która prawie wyrywała kierownicę z rąk.

Prosty rachunek

Miałam dziś super miły dzień. Nikt mnie nie wkurzył, a ktoś nawet zasympatyzował takim po prostu.. dobrym byciem. Po owym dniu wsiadałam do samochodu mojego instruktora z olśniewającą myślą, że teraz to ja normalnie go zszokuję i pojadę bezbłędnie przez całe miasto w ta i na zad;) I owszem, zszokowałam, ale czymś innym. A mianowicie moją blond inteligencją matematyczną. Daje mi on do podpisania jakieś tam karty, a ja na nie patrzę i błyszczę mówiąc: a dlaczego wpisałeś do 22? Przecież jeżdżę dziś 3 godziny. No tak, odpowiada mi on, na mój nieco zaczepny ton. A co, pyta, nie chcesz do 22? Chcę 3 godziny, tak się umawialiśmy, prycham już lekko rozdrażniona. A on się głupawo uśmiecha i mówi- możemy jeździć do 21, jeśli wolisz. Nie wolałam. Po włączeniu turbo dopalacza w mojej pięknej główce, zamyśleniu się na dłuższą chwilę i wsłuchaniu się w durnawy rechot, obliczyłam mozolnie, że 3 godziny od 19 kończą się o.. 22! Dobrze, że mam inne zalety;) I dobry krem pod oczy. To mnie ratuje. W ost

Świadomość

Lubię "M jak miłość". I wiem, że tym wyznaniem być może zdegustuję co najmniej kilkoro czytelników, ale nie będę się z tego tłumaczyła;) Ani z tego, że palę papierosy, a wieczorami krążę wokół szafki ze słodyczami. Szafki ze słodyczami dla synka, żeby było dramatyczniej;) Mam słabości i ułomności, mam defekty ciała i ducha, mam skrzywienia i kompleksy. Ileż ja mam różnych rzeczy... Nawet pranie mam nieposkładane. I myśli nieuczesane. I trochę zła i dużo dobra. I niezłe nogi i dużo par butów. I włosy coraz dłuższe. I dobrze mi z tym. Bo wiem, co mam. I czego nie mam też wiem. Świadomość tego wszystkiego daje mi cholernie dużo siły na oswajanie kolejnych newsów o sobie samej.

Maj

Majówka przywitała nas w końcu długo oczekiwanym ciepłem. Pootwierane okna i drzwi balkonowe oddają utracone już nieco uczucie, że są też sympatyczne pory roku. Że balkon może służyć do wygrzewania i przeciągania się w porannym słońcu jak jaszczurka, a nie tylko jako składowisko rzeczy niekoniecznych. Kawa pita w szlafroku, ale bez skarpetek, bardziej sprzyja wiosennym igraszkom, po których zaziewani wtulamy się z powrotem w sen. Lubię ten moment w roku. Kiedy wszystko jest takie nowiusieńkie, nieokurzone i pełne oczekiwania. Lubię to przeczucie, że właśnie zaczyna się kolejny, absolutnie najbardziej majowy maj w moim życiu! Majowo mi, bo mam zajefajną siostrę, majowo, bo dostaję bułeczki i herbatkę do łóżka, majowo, jak małe kochane łapki kradną ogórka z bułeczki, maj mi w głowie, choć ta boli, bo wytańczona do rana, maj serce opanował, bo po prostu... zwyczajnie.. dobrze mi:)