Nobel

Wczoraj przekroczyłam mój Rubikon. Po 3 latach, 5 egzaminach i setkach godzin wyjeżdżonych, wydenerwowanych, wydzieranych rodzinie, ale też wyśmianych i wyprzeklinanych i cudnych, wzięłam kluczyki i pojechałam do Małej. Ot tak, po prostu, na kawę. Przejechałam całe 30 km, sforsowałam most na Wiśle, co to na nim na boki nie mogę patrzeć, bo dostaję kręćka:) Miałam całe 2 potwornie ruchliwe lewoskręty i lusterko, w którym niewiele widziałam.. Padał deszcz i było s t r a s z n i e :) Ale dokonałam tego. Bez rozróby i urwania czegokolwiek, bez paniki, ale z należytą uwagą.

I byłam szczęśliwa. Zadowolona i szczęśliwa jednocześnie, a to jak wiemy, nie zawsze chodzi parami. Szybciej dostajemy tylko jedno z tych uczuć. A ja miałam wczoraj oba! Fontanna radości, fajerwerki frajdy, przezarąbiste uczucie wolności...

Wiecie, jaka radość boli najbardziej? Ta odebrana. Wykopana z człowieka, jak butem w mordę..

Po powrocie do domu usłyszałam- no fajnie, super, ale daj już spokój z tą euforią.. nobel to to żaden nie jest.

I chuj.

Komentarze

  1. Ichuj, to mu się gnie...
    Ode mnie dostaniesz śliczną nagrodę Nobla za całokształt działalności społeczno - charytatywno - gospodarczej, bo jestem z Ciebie dumny.
    Chodzi o posadzenie tych jabłonek u mojego dziadka w ogródku.
    To nic, że Małgosia dwie zjadła, wszak czasami liczą się same uczynki!
    Pozdrawiam gorąco, jak zawsze :)

    OdpowiedzUsuń
  2. a bo Ci tej radości zazdroszczą ;) https://www.youtube.com/watch?v=0vZpb9wFPx0 dedykuję Ci za każdym razem kiedy wyjeżdżasz z garażu ;D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Swiat sie nie zawalil, kiedy spalam.

Jak w studni

Lewe ramię