Co z tą dorosłością?

Wróciłam od Sister i Szwagra, z którymi spędziłam bardzo mile i rodzinnie czas od wczoraj. Naoglądaliśmy się filmów, pojedliśmy smakołyków, pogadaliśmy. Dziś leżakowaliśmy do południa, bo nierozgarnięte jednak chmury na niebie nie zachęcały do wystawienia nosów spod kołder.

Lubię tą moją rodzinkę, są tacy normalni i bezproblemowi. Dzięki Bogu, że ich mam. Dobrze wiedzieć, że gdzieś się przynależy, że nawet jeśli w moim mieszkaniu wita mnie cisza, to gdzie indziej witają mnie słowa i miłość.

Jutro wybieram się do Rodziców, obiecałam pomóc im przy wiosennych porządkach, zamierzam zabrać Tatę na badania, bo coś niedomaga..

Martwi mnie to. Staram się omijać myślą pewne problemy, czasem próbuję ominąć swoją dorosłość. Najzwyczajniej w świecie, choć staram się tego nie okazywać, boję się niektórych spraw, że ich nie udźwignę, że nie będę potrafiła się zachować.

Plączą mi się niekiedy po głowie myśli, że nie umiem być dorosła, bo nigdy nikt mnie tego nie nauczył. Nie miałam też czasu nauczyć się tego sama, bo bardzo wcześnie stanęłam na własnych nogach, taki skok na głęboką wodę.. A ja nie umiem pływać..

W ostatnim czasie coraz częsciej Rodzice zaczynają potrzebować nas, jacyś tacy mniejsi się robią, ubywa ich, zdają się na nasze decyzje, na nasze bycie lub niebycie.

Nie wyobrażam sobie, że kiedyś ich zabraknie, że to my bedziemy ostatnim ogniwem.

Są takie dni, jak dziś, kiedy czuję się małą dziewczynką w za dużych butach, w za dużych sprawach, w za dużym życiu..

 

Komentarze

  1. nutshellka@vp.pl1 maja 2006 12:34

    czasem narzekają, że niezaradna jestem, że nic sama nie umiem, gotować potrafię, a przecież sami odsuwają mnie od tych trudniejszych spraw.. robią ze mnie swoją małą córeczkę... a ja widzę, jak zmieniły ich ostatnie lata, jak męczą ich codzienne sprawy, które kiedyś robili bez problemu... smutno mi patrzeć na to i słuchać o kolejnych wizytach u lekarzy i wynikach badań... nieustanny strach o nich, że jak nie odzywają się za długo, to może... na szczęście jak dotąd wszystko gra, ale boję się dnia, który kiedyś przyjdzie...

    OdpowiedzUsuń
  2. nie wiem, jak to jest być małą córeczką, bo nigdy nią nie byłam.. Moi Rodzice są bardzo dobrzy, ale nie mieli ani siły, ani możliwości dania mi tego uczucia. zawsze byłam córką, taką o numer większą, niż było faktycznie, taką samodzielną i odpowiedzialną, taką dorosłą w niedorosłości. Żadnej decyzji nie podejmowałam z Rodzicami i nadal tak jest. Może to błąd, nie wiem.. Wiem, że teraz Rodzice nie podejmują już decyzji bez nas, dzieci, staliśmy się rodzicami naszych Rodziców. To nie jest smutne, to jest czasami bezsilne. Czasami chciałbym poczuć się zaopiekowana, może dlatego ładuję się w niewłaściwych facetów.. może..a może nie

    OdpowiedzUsuń
  3. Też mam coraz częściej podobne myśli i uczucia w związku z moimi rodzicami. Tak bardzo nie chciałabym dorosnąć w Ten właśnie sposób. W tym roku udało się nam wszystkim, bo choroba mojego taty okazała się nie tak poważna, na jaką wyglądała. Żeby jak najdłużej byli, żebyśmy jak najdłużej były czyimiś dziećmi...

    OdpowiedzUsuń
  4. dokładnie tak, jak mówisz Paulino- móc być czasem dzieckiem, móc oddać odpowiedzialnośc.. Ale to niemożliwe, nie ma stop-klatki na pilocie życia, jest tylko play.. Mam nadzieję, że mój Tato również wygrzebie się ze swoich niedomagań, że znowu stanie na nogi, obsadzi balkon kwiatami i będzie mi mówił: bo wiesz córcia, najważniejsza jest miłosć...To po Nim mam to moje zagubienie w tym za szybkim świecie, to od niego nauczyłam się wielu spraw i chcę jeszcze wielu nauczyć. Napewno będzie dobrze, napewno to tylko ta głupia pogoda.. Sciskam mocno

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj Kotuś, Kotuś tytuł to Ci dziś iście polityczny wyszedł tak jak dla szwagra w sam raz(i co z tą Polską?):-) Powiem krótko nie jesteś sama!!(my twoja mafijna rodzina, murem za Tobą stoimy:-)a jak tatko przestanie jeść mamki omleciki to mu na pewno sie poprawi...Kocham Cię szalenie!!!Dziekuję,że jesteś,a żółty pokój zawsze może stać się twoim pokojem.

    OdpowiedzUsuń
  6. ~Twoja Basia;)1 maja 2006 15:15

    Słuchaj Hju, a Ty co tutaj robisz?????!!!!!!:))))))))) taki haker się tam robisz:) noooo ja Ciebie też szalenie kocham moja Ty sałatko z groszkiem przedojrzałym!:) Noooorma przecież, że mafia po jednej stronie;)

    OdpowiedzUsuń
  7. myślę, że to jest o tyle dobre, że (być może) nie boisz się podejmować decyzje, nie boisz się mieszkać sama... mimo wszystko rozumiem chęć poczucia się opiekowaną, ciągle trafiam na facetów, którymi to ja muszę się zajmować... a rodzice starzeją się, tak jak i my się kiedyś zestarzejemy.. oby nie przerażać swoich (opcjonalnych) dzieci, nie przytłaczać ich za szybko poczuciem odpowiedzialności... pozdrawiam gorąco

    OdpowiedzUsuń
  8. nigdy nie zastanawiałam się, czy boję się podejmować decyzje, sama mieszkać.. tak jest od wielu lat, to normalne.. Co nie równa się jednak z.. przyjemnym. Nie zawsze. Bycie na swoim ma wady i zalety. Raz tych, a raz tamtych jest więcej.. Zależy od dnia i pogody. pozdr wieczorowo

    OdpowiedzUsuń
  9. Może to nie dorosłości trzeba się nauczyć, tylko bycia dzieckiem??

    OdpowiedzUsuń
  10. nie zastanawiasz się nad strachem, więc widocznie go nie ma... a może sie mylę. ale zawsze trochę zazdrościłam tym, którzy wyfrunęli z gniazdka rodzinnego... teraz chciałabym zmienić uczelnię, co wiązałoby się z przeprowadzką - i to przeraża mnie bardziej, niż zmiana otoczenia, uczelni... a że raz jest lepiej, raz gorzej z tymi decyzjami, to wiadomo, nie może być wiecznie cukierkowo ;) no ale będzie dobrze! (taka afirmacja) dobrej nocy..

    OdpowiedzUsuń
  11. a ja już teraz tak mam...wystarczyło 20 lat :/ nie umiem tyle mieć jeszcze....i nie tylko ja o tym wiem, a to już gorzej....pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  12. Może to głupio zabrzmi, ale dobrze, że Twoi Rodzice czekają na Twoje decyzje i na to co i jak zrobisz.. To znaczy, że w ich oczach jwesteś dorosła. A chyba od tego się zaczyna. Od momentu dorośnięcia w oczach Rodziców. Pomyśl ilu jest takich, którzy do końca niemal swych dni twierdzą, że jak ich zabraknie dopiero sie porobi... Znaczy krótko. Moim zdaniem w ich oczach dorosłaś, więc spokojnie możesz budować swój świat. Pozdrawiam serdecznie./ Zaległości w czytaniu nadrobię kiedy indziej.

    OdpowiedzUsuń
  13. Taka nieuchronna kolej rzeczy, że Rodzice zaczynają kiedyś potrzebować nas. Myślę, że Twoi mogą być dumni z Twojej dorosłości, że mają pewność, iż będziesz dla Nich podporą, a nie wiecznym dzieckiem czekającym na Ich ciągłą pomoc. To jest właśnie jakiś kawałek dorosłości: z tego kawałka zdajesz egzamin, mimo strachu przed innymi dorosłości cząstkami..

    OdpowiedzUsuń
  14. Takie niestety jest życie, powoli się człowiek wypala i znika gdzieś jego energia życiowa, aktywność. Kiedys oni się nami opiekowali, karmili, nosili i śpiewali do snu. Czuwali gdy tylko źle się poczuliśmy i wtedy nie myśleli o sobie o swoich dolegliwościach bo byliśmy dla nich najważniejsi a dzis... Zycie jest okropne, że ludzie się starzeją, chorują i wtedy są zdani tylko na naszą pomoc. Trudno jest sie z tym pogodzić a problemy czasem nas przerastają, ale co zrobić....

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Swiat sie nie zawalil, kiedy spalam.

Rozmowa z Kotem

Dalie