Gwiazdki na słodko
Idzie nocka ciemna
Ma w fartuszku pełno gwiazd…
Po skończonym dniu wyjmujemy pucharek gwiazd z lodówki na deser. Gwiazdki doprawione orzeszkami małych trosk i bitą śmietaną miłych słów minionego dnia. Gwiazdki szeleszczą w ustach tak, że zaczynamy rozgarynać je łyżeczką w poszukiwaniu resztek jakiegoś pazłotka …
Bo gwiazdki kupuje się w czwartki na targu w pazłotkach jak michałki. Te są najlepsze, dostawa prosto z nieba, świeżutkie, jak bułeczki z pieca w polo markecie. I tak się zdarza czasami, że się to złotko uczepi i chrzęści między zębami..
Zaczynamy zatem bełtać gwiazdki jak kogel-mogel. Mieszamy troski orzechowe z delikatnym waniliowym posmakiem czyjegoś głosu. Spod spodu wydobywamy pistacjowy krokonat rodzinnego gwaru i słodki sos amaretto buziaka dwulatka. Gdzieś na samym dnie odnajdujemy goryczkę czyjegoś smutnego spojrzenia na tablicę nagrobkową i słoną grudeczkę tęsknoty za minionym. Ale nie znajdujemy złotka, co szeleści.. Patrzymy pod światło, przechylamy pod kątem i nagle.. jest! Już wiemy, co zwróciło naszą uwagę, czego szukaliśmy!
To słodki złoty pył, którym nam Pani Sobota posypała ten cały deser, dla wyrównania smaku…
Komentarze
Prześlij komentarz