Marzenia
Nie rezygnuj tak szybko z marzeń! Pomyśl czaasami o sobie! To powtarza ciągle mój mąż. Wciąż i wciąż.. A dla mnie nie jest to wcale takie łatwe, ani oczywiste.. Jestem zaprogramowana na dawanie. Na myślenie o innych. Na dbanie, troszczenie się i poświęcanie. Ach, przecież ja się obejdę bez tego i tamtego.. Przecież inni mają jeszcze mniej.. Przecież lepsze kawałki dobra matka oddaje dzieciom.. Przecież mężowi należy się więcej spokoju i relaksu, bo on pracuje.. Myśli toczące moją głowę. Poukładane tam, jak narzędzia pracy, jak najważniejsze postanowienia życiowe.. Generujące frustrację, niezadowolenie i smutek. Bo czas ucieka szybko, a ja ciągle tęsknię za własnymi marzeniami odstawionymi w ciemny kąt razem z miotłą i mopem. Mój mąż, na którego narzekam chwilami strasznie, jest najlepszym prezentem, jaki mogłam dostać, bo wbrew pozorom (asertywnego wręcz egoisty), to on dba o to, żeby choć część moich marzeń, przetrwała rezygnację i znalazła przestrzeń w rzeczywistości. To on kupił mi