Marzenia

Nie rezygnuj tak szybko z marzeń! Pomyśl czaasami o sobie!
To powtarza ciągle mój mąż. Wciąż i wciąż.. A dla mnie nie jest to wcale takie łatwe, ani oczywiste.. Jestem zaprogramowana na dawanie. Na myślenie o innych. Na dbanie, troszczenie się i poświęcanie.
Ach, przecież ja się obejdę bez tego i tamtego.. Przecież inni mają jeszcze mniej.. Przecież lepsze kawałki dobra matka oddaje dzieciom.. Przecież mężowi należy się więcej spokoju i relaksu, bo on pracuje..
Myśli toczące moją głowę. Poukładane tam, jak narzędzia pracy, jak najważniejsze postanowienia życiowe.. Generujące frustrację, niezadowolenie i smutek. Bo czas ucieka szybko, a ja ciągle tęsknię za własnymi marzeniami odstawionymi w ciemny kąt razem z miotłą i mopem.
Mój mąż, na którego narzekam chwilami strasznie, jest najlepszym prezentem, jaki mogłam dostać, bo wbrew pozorom (asertywnego wręcz egoisty), to on dba o to, żeby choć część moich marzeń, przetrwała rezygnację i znalazła przestrzeń w rzeczywistości.
To on kupił mi piękny rower, choć "mam przecież sprawny 20sto letni rower panieński". To on kupił mi i przytachał wielki wiszący fotel, w którym zakochałam się od pierwszego usiądnięcia. To on kupił mi malutką mp3-ójkę, bo kocham mieć muzykę w uszach. To on kupił mi piękny zielony telefonik i zadbał o odpowiedni abonament i wszystkie konieczne aplikacje. To on "sprząta" mi w tym telefoniku. To on kupił mi ogromny, nie tani zestaw kredek akwarelowych. To on kupił mi biały telewizor. I wiele innych spraw zrobił i kupił dla mnie. Ja sama nigdy bym tego dla siebie nie zrobiła. Bo, kiedy myślę o czymś, co mi się podoba, natychmiast uruchamia się program: ale po co, ale masz przecież stare, ależ obejdziesz się bez tego..
Naturalna, wyniesiona ze smutnego dzieciństwa, skłonność do rezygnowania z siebie. Do stawiania siebie na szarym końcu łańcucha potrzeb.
Nowy rok zaczął się cudownie. Wczoraj mąż zrobił coś, o czym znowu blado marzyłam i zostawiałam w półpiętrze codzienności. Wczoraj dostałam własny kawałek przestrzeni.
Nasza sypialnia przeszła metamorfozę i zamieniła się w coś pięknego.. W śliczny pokoik dla mnie.
Duże łóżko tymczasowo trafiło do dużego pokoju synka, bo i tak z nim śpię, a w ten sposób zyskaliśmy miejsce na małe biureczko. Rozwiązanie jest czasowe, bo jest plan zamiany pokoi, wtedy sypialnia będzie duża i pomieści jednocześnie łóżko i resztę, ale to dopiero za kilka miesięcy. Tymczasem dostałam coś przecudnego.. Maleńki, jaśniutki i urokliwy WŁASNY pokoik❤
Teraz mogę w spokoju pić kawkę, czytać w fotelu, oglądać melodramaty i malować kwiaty.
Jestem szczęśliwa💗
Dziękuję Kochanie..


image



image




image



image



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Swiat sie nie zawalil, kiedy spalam.

Jak w studni

Lewe ramię