Jesiennie już, prawda? I nie musi być wrzesień w kalendarzu, żeby to poczuć. Nie musi być nawet chłodno, ani dżdżyście, choć akurat dzisiaj jest.. Jesień to stan ducha i takie specyficzne "coś" w powietrzu. To się czuje. Ja to czuję. Mała to czuje. Noce domagają się znowu skarpetek i cieplejszej piżamy, poranki szlafroka, choć na chwilę. Choć do pierwszej kawy, która rozgrzeje. Liście jeszcze zielone, ale niosą już w sobie zapowiedź złota i czerwieni. Na samych obrzeżach, nie dla każdego widocznych. Lubię ten moment. Kiedy coś się kończy, a coś zaczyna. Ma on w sobie zapowiedź i niewiadomą. I wiadomą tego, co było. Piękne, miłe, trudne, urlopowe i skwarne. Czasem może się nam wydawać, że to co jest, nie jest tym, co chcielibyśmy mieć.. Że gdzieś czeka, jest coś innego, może nawet lepszego, a na pewno bardziej ekscytującego. Bo znane pozbawione jest z definicji ekscytacji i ulotnego posmaku nowości. Znane domaga się pracy, żeby nie być rutyną. I nudą. I rezygnacją. Nad znanym