Od kilku dni zbieram się do napisania jakiegoś ładnego wpisu, żeby przeciąć ciąg ostatnich żyćnych rozważań jakimś głębszym czymś..;) I zaczynam pisać pierwsze słowa, czasem nawet jakieś mądre mi się wyrwą, ale już po chwili znowu codzienność mnie napada i pupa blada, że tak się wyrażę. Przejrzałam nawet trochę poezji, jednak w zaistniałych upałach i otoczeniu gier komputerowych, które zdominowały życie moich chłopaków, wiersze to lipa. Bo czytam sobie, czytam.. rozmyślam, a tu okrzyki wojenne mnie dobiegają, gdziekolwiek bym się ukryć nie próbowała. Kto zna moje otoczenie, ten wie, że za wiele manewrów ucieczkowych nie posiadam, bo 60 metrów kwadratowych skutecznie mnie ogranicza do kuchni, tudzież sypialni. W innych pomieszczeniach panowanie objęły wspominane już kartony z meblami, klapy od akwariów, skomplikowane podłączenia elektryczne mojego syna i nieposkładane pranie tudzież inne takie.

Nie pozostaje mi zatem nic innego, jak tylko pozostać w klimatach zwykłych rozważań gospodyni miejskiej, tymczasowo pracowo przeniesionej w zaplecze kuchennego blatu.

Nie jest źle. Choć oczywiście mogłoby być lepiej:)

Mogłabym teraz bujać się na hamaku na jakichś Malediwach. Ewentualnie spacerować krętymi uliczkami Barcelony. A już całkiem ewentualnie zdobywać jakieś malownicze szczyty naszych malowniczych gór takich, czy owakich.

Są to jednak ewentualności, które zderzają się czołowo z żaluzjami kuchennymi osłaniającymi mnie przed dzikim słoneczkiem sierpniowym i marzeniami o cudach niewidach. Nie ma cudów- jest żar z nieba i ospa. Jedno wygnałoby mnie do siostry na tarasy, drugie mnie przed tym wstrzymuje;) Znaczy mnie nie, ale ją skutecznie:) Kiedy ostatnio odwiedziłam ją nocą ciepłą przywitała mnie z pewną taką nieśmiałością i nakazem przebrania się na podjeździe w jakieś giezło. Że niby nie mam zarazy w dom wnosić:) I się rozbierałam na tym podjeździe do golusa i nakładałam na się to bawełniane wygotowane sukno, żeby się uspokoiła:) Dobrze, że noc była czarna, bo by wieś widowisko miała.. Ciastka jej zawiozłam, to je wariatka najpierw wietrzyła na zewnątrz, żeby ospa wyzdychała. A przytuliła mnie dopiero nazajutrz mała histeryczka :))) I pościele po mnie gotowała:))

Dobrze, że nie wpadła na pomysł wygotowania mnie. By mi się kurde włosy na trwałą skręciły;)

No i co? Znowu lipa wpis o niczym.

Czekam na wenę.

Jak na wypłatę;)

Komentarze

  1. wiesz co. chętnie się z Tobą pobujam na tym hamaku. bo z chęcią bym tak teraz zrobiła .. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapomniałem się wpisać... Kurde, jeszcze na popularności zacznę kuleć... Zresztą, już podupada. Nic to. Więc... Przechodząc do lekkiej treści i stonowanej formy w meritum komentarza (czekaj, wezmę oddech, bom dawno nie tworzył zdania dłuższego niż "poproszę bułki"), pragnę jedynie napisać, że mogło być gorzej. Ciesz się, że Kotuś Cię lizolem nie wysmarowała, lub formaliną. Albo ognia nie postanowiła używać... Dobrze, że choroba minęła. I mam nadzieję, że miło spędzacie czas.
    Tylko.
    Dlaczego mnie tam nie ma?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Swiat sie nie zawalil, kiedy spalam.

Jak w studni

Lewe ramię