Historia laptopa i nie tylko
Nagle usłyszałam mega huk dobiegający z pokoju obok. Zamarłam. W jednej sekundzie przeleciało mi przez głowę wszystko to, co mogło się tam stać. Wystraszyłam się. W pośpiechu wywijałam podwinięte pod siebie nogi i nie zakładając kapci pobiegłam zobaczyć, czy nasz duży pokój jeszcze jest i przede wszystkim, czy jest suchy..
- Co się stało?!!! - zawołałam wbiegając i nie bacząc na późną godzinę. Jakby nie było, przed moim dramatycznie głośno zadanym pytaniu, hałasu było już co nie miara..
Mąż siedział w słuchawkach przy laptopie i nieruchomym wzrokiem wpatrywał się w monitor. W moje zdjęcie, nota bene. Całkiem ładne nawet. Pozornie wyglądało, że nic się nie wydarzyło. Na moment straciłam czujność. Siedział i patrzył. Jakby muzyki słuchał. Zdradziło go to, że odpowiedział spokojnym głosem, bez unoszenia słuchawek.
- Nic, walnąłem w laptopa- odpowiedział.
- Jak, walnąłeś w laptopa??!!! Oszalałeś?! Dlaczego?!
- Bo mnie wkurwiał. Padła krótka odpowiedź. I dalej cisza.
- I co teraz? Wyszemrałam już delikatniej pytanie, bo poczułam nagle, że to nie sytuacja na krzyki. Sama nie wiem dlaczego, ale nie poczułam złości. Może lekką irytację, ale złość.. nie, złości nie czułam.
- Nic teraz, nie działa. Dysk chyba poszedł. W końcu spokój z tym dziadostwem.
Odpowiedzi padały nadal tym spokojnym głosem osoby albo spokojnej faktycznie, albo szalonej. Nadal nie patrząc na mnie, tylko w monitor, włączał i wyłączał laptopa, próbując chyba jednak go reanimować.
Już nic nie mówiłam, nie pytałam. Patrzyłam na tego mojego męża i myślałam, że.. go kocham. Takiego narwanego. Takiego połamanego w sobie. Takiego chwilami chyba uwięzionego w tym naszym codzienniku..
Dopiero co skończyliśmy nasze wieczorne "obgadywanie" dnia. Wypiliśmy czerwone wino i przytuliliśmy się. Dopiero co widziałam, jaki zmęczony wrócił z pracy. Taki zrezygnowany, bo miał kolejny ciężki dzień. Z takim przydechem osłabienia usiadł na fotelu i uśmiechał się zmęczeniem. Żartował z moich różowych spodni piżamowych i błękitnego szlafroka polarowego. Opowiedzieliśmy sobie nasze dni, a potem dodatkowo ja opowiedziałam mu film, jaki obejrzałam. Słuchał zaciekawiony, zrobiła nam się ciekawa rozmowa na temat. Zrobiło się późno, powiedziałam, że zapalę jeszcze w kuchni i pójdę spać. Dobrze, kochanie, powiedział, ja sobie usiądę do laptopa. I pocałował mnie w czoło. Za chwilę usłyszałam huk...
Patrzyłam na niego i czułam, jak nerwy i irytacja ustępują uczuciu ciepła. I dobra. Miłości. Podeszłam, stanęłam za plecami i przytuliłam go.
- No cóż, powiedziałam, nie było to najmądrzejsze, ale stało się... Nie martw się, kupimy nowego. Nie wiem jeszcze jak, ale kupimy. A zdjęcia na szczęście mam u siebie. Chyba wszystkie z ostatniego roku.
Poczułam, że jego plecy się rozluźniają. Spojrzał na mnie jakiś taki biedny, taki ukrzyżowany w sobie. Że zrobił coś głupiego, że nawet tego nie żałuje, ale jednocześnie, że jest mu przykro i żałuje.
- Bardzo Cię kocham- powiedziałam mu prosto w serce.
- Wiem. Czuję to- odpowiedział.- A ja kocham Ciebie.
- Wiem.
........................................................
Myślę, że najważniejsze w życiu jest... myślenie. Ciągłe myślenie i rozważanie wszystkiego. Łączenie faktów i wyciąganie wniosków. Segregowanie myśli. Oddzielanie myśli od siebie. Tych dobrych od tych złych. Noszenie w sobie tych dobrych, a pozbywanie się złych. Myśl tworzy bowiem rzeczywistość, ona ma siłę sprawczą. To myśl była początkiem wszystkiego i może wszystko zakończyć.
Dbajmy o jakość naszych myśli.
- Co się stało?!!! - zawołałam wbiegając i nie bacząc na późną godzinę. Jakby nie było, przed moim dramatycznie głośno zadanym pytaniu, hałasu było już co nie miara..
Mąż siedział w słuchawkach przy laptopie i nieruchomym wzrokiem wpatrywał się w monitor. W moje zdjęcie, nota bene. Całkiem ładne nawet. Pozornie wyglądało, że nic się nie wydarzyło. Na moment straciłam czujność. Siedział i patrzył. Jakby muzyki słuchał. Zdradziło go to, że odpowiedział spokojnym głosem, bez unoszenia słuchawek.
- Nic, walnąłem w laptopa- odpowiedział.
- Jak, walnąłeś w laptopa??!!! Oszalałeś?! Dlaczego?!
- Bo mnie wkurwiał. Padła krótka odpowiedź. I dalej cisza.
- I co teraz? Wyszemrałam już delikatniej pytanie, bo poczułam nagle, że to nie sytuacja na krzyki. Sama nie wiem dlaczego, ale nie poczułam złości. Może lekką irytację, ale złość.. nie, złości nie czułam.
- Nic teraz, nie działa. Dysk chyba poszedł. W końcu spokój z tym dziadostwem.
Odpowiedzi padały nadal tym spokojnym głosem osoby albo spokojnej faktycznie, albo szalonej. Nadal nie patrząc na mnie, tylko w monitor, włączał i wyłączał laptopa, próbując chyba jednak go reanimować.
Już nic nie mówiłam, nie pytałam. Patrzyłam na tego mojego męża i myślałam, że.. go kocham. Takiego narwanego. Takiego połamanego w sobie. Takiego chwilami chyba uwięzionego w tym naszym codzienniku..
Dopiero co skończyliśmy nasze wieczorne "obgadywanie" dnia. Wypiliśmy czerwone wino i przytuliliśmy się. Dopiero co widziałam, jaki zmęczony wrócił z pracy. Taki zrezygnowany, bo miał kolejny ciężki dzień. Z takim przydechem osłabienia usiadł na fotelu i uśmiechał się zmęczeniem. Żartował z moich różowych spodni piżamowych i błękitnego szlafroka polarowego. Opowiedzieliśmy sobie nasze dni, a potem dodatkowo ja opowiedziałam mu film, jaki obejrzałam. Słuchał zaciekawiony, zrobiła nam się ciekawa rozmowa na temat. Zrobiło się późno, powiedziałam, że zapalę jeszcze w kuchni i pójdę spać. Dobrze, kochanie, powiedział, ja sobie usiądę do laptopa. I pocałował mnie w czoło. Za chwilę usłyszałam huk...
Patrzyłam na niego i czułam, jak nerwy i irytacja ustępują uczuciu ciepła. I dobra. Miłości. Podeszłam, stanęłam za plecami i przytuliłam go.
- No cóż, powiedziałam, nie było to najmądrzejsze, ale stało się... Nie martw się, kupimy nowego. Nie wiem jeszcze jak, ale kupimy. A zdjęcia na szczęście mam u siebie. Chyba wszystkie z ostatniego roku.
Poczułam, że jego plecy się rozluźniają. Spojrzał na mnie jakiś taki biedny, taki ukrzyżowany w sobie. Że zrobił coś głupiego, że nawet tego nie żałuje, ale jednocześnie, że jest mu przykro i żałuje.
- Bardzo Cię kocham- powiedziałam mu prosto w serce.
- Wiem. Czuję to- odpowiedział.- A ja kocham Ciebie.
- Wiem.
........................................................
Myślę, że najważniejsze w życiu jest... myślenie. Ciągłe myślenie i rozważanie wszystkiego. Łączenie faktów i wyciąganie wniosków. Segregowanie myśli. Oddzielanie myśli od siebie. Tych dobrych od tych złych. Noszenie w sobie tych dobrych, a pozbywanie się złych. Myśl tworzy bowiem rzeczywistość, ona ma siłę sprawczą. To myśl była początkiem wszystkiego i może wszystko zakończyć.
Dbajmy o jakość naszych myśli.
Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się powrotem. Mała, my właśnie wróciłyśmy do jakości i dbałości, prawie w tym samym czasie...(20 dzień jest już tylko symbolem, dziś przeszedł do historii :) )
OdpowiedzUsuńale porozmawiajmy więcej o laptopie:))
OdpowiedzUsuńW moim laptopie zacięła się kiedyś jedna literka- przyciskam, a tu nic. To przyciskam mocniej- nic. W końcu od tego przyciskania się dysk twardy zaświecił. I umarł. Tęsknię za nim czasami..
Gdyby myśli dało się segregować tak łatwo jak śmieci, pewnie emanowałabym radością i dobrocią(: Ale o ile lubię myśleć, o tyle łączenie faktów i wyciąganie wniosków często daje mi też mnóstwo "odpadów" niegodnych przechowywania w głowie. Jeszcze daleko mi do mistrzostwa w tym recyklingu;))
OdpowiedzUsuń