No i co?

No i chwalimy się:)))))

Twierdza WORDu została zdobyta w 38 minut doskonałej jazdy. Mojej osobistej! Zagrało wszystko, co mogło zagrać, włącznie z dużą ilością czerwonych świateł, które, jak wiadomo, pozostawiają blondynce einen moment na zastanowienie. Tak rozmyślam, kto ze znajomych siedział przy tych światłach i kręcił, bo wyjątkowo masowo się na mnie rzucały. Jeździłam z panią K. , która oblała mnie na pierwszym egzaminie, ale potem polubiła pasjami, bo mnie się nie da nie lubić. Pani K. powiedziała, że mam nie broić i zdać... I normalnie wzięłam to sobie to do bani i ... zdałam. Sobie myślę, kobieta chora, zatoki ją bolą, bo mi się wyżaliła, nie będę jej męczyła;) Robiłam słit oczęta do wszystkich, od których zależał mój  zjazd na lewy pas i chyba miałam w tych oczach całą miłość mojego jestestwa, bo mi z uśmiechem ustępowano. Od pewnego momentu wiedząc, że już tuż tuż zdam musiałam panować na wszechogarniającym mnie wzruszeniem i radością, która prawie wyrywała kierownicę z rąk. Utrzymałam ją w nich do końca. Dojechałam, zaparkowałam, podziękowałam i zryczałam się klasycznie i z kretesem, nie bacząc na publikę i nie wodoodporny tusz do rzęs;)

Ostatnią czynnością egzaminową było obdzwonienie i obesłanie smsami kilkunastu osób i przymuszenie ich do radości i gratulacji:)

Czasami słyszę, że wymuszam.

Dobrze, że tym razem tylko podzielenie radości;))))))

Komentarze

  1. jejkuuuu FAAjniee ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakoś byłem pewien, że pojawi się kilka słów w tym temacie :)
    Wielkie gratulacje!!!
    Mam nadzieję, że świętowanie nie zakończy się bólem głowy.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Swiat sie nie zawalil, kiedy spalam.

Jak w studni

Lewe ramię