Miłość jak alergia.

Jako dziewczynka byłam bardzo kochliwa.
Na szczęście byłam też nieśmiała, zamknięta w sobie i dyskretna w tych miłościach. Gdyby było inaczej pobiłabym chyba rekord Don Juana, bo zakochana byłam permanentnie.
To był stan alergicznie trwały z lekka tylko czasem słabszy. Na przykład zimą, kiedy nie było wczasowiczów.
Wtedy kochałam się w:
ministrantach, księdzu Wojtku, Panu od wuefu, dwóch łobuzach z 7b, kilku sąsiadach, Policjancie, Okim i takim jednym Adasiu poznanym na marszrucie w górach.
Moje uczucia rozkwitały jednak różą gdy zaczynał się sezon...
Wtedy to przybywali do ośrodków nad jeziorem pracownicy zakładów produkcyjnych ze swoimi latoroślami i to było dopiero to.
Kochałam się w nich na śmierć. Na zabój. Na kilometrowe spacery w te i we wte w pobliżu tych ośrodków. Na wzdechy i bezsenne noce. Na krótkie chwile szczęścia podczas czegoś, co miało być tańcem w dyskotece.(A przypominało to bardziej zbiorowe wyrywanie rąk.)
Kochałam ich za ten powiew wielkiego świata, który wnosili. Za świadomość, że w ich mieście jeździ więcej niż jedna taxówka i są aż dwa domy handlowe.
Wow, myślałam i kochałam tak naiwnie, jak nigdy więcej w życiu.

Komentarze

  1. Dlaczego tak wielu i tak od pory roku do pory? Bo nigdy naprawdę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Faktycznie.. Wtedy nie.

    OdpowiedzUsuń
  3. atramentowa@op.pl22 stycznia 2007 03:30

    miałam podobnie...moje serce za każdym razem było przekonane, że to prawdziwe uczucie, a ona chyba po prostu uczyło się kochać, uczyło się obdarzać uczuciem, trenowało...

    OdpowiedzUsuń
  4. A teraz jak jest?..................................

    OdpowiedzUsuń
  5. Och, to ja byłam wierna swojej młodocianej miłości - niespełnionej niestety, choć dobre koleżeństwo też mozna nazwać spełnieniem - niczym Penelopa. Owszem, czasem zniecierpliwiona podkochałam się w tym i w owym, ale moje myśli zawsze wracały do tego jedynego. Który zresztą jest teraz szczęśliwym małżonkiem i gdzieś jest, lecz nie wiadomo gdzie. Trzymało mnie od siódmej klasy podstawówki do końca liceum :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. tak się strasznie chciało wtedy być zakochanym... nawet za wszelką cenę - kiedyś wymyśliłam sobie nawet kogoś do kochania, i wmawiałam koleżankom, że on daleko mieszka, ale o mnie pamięta...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Swiat sie nie zawalil, kiedy spalam.

Jak w studni

Lewe ramię