Urodziwy Pan E.T. ,przeprowadzki cd.

  Okazujac wczoraj ignoranctwo najwyzszego stopnia zostawilam sobie wiekszosc pakowania na dzien dzisiejszy, przekonana bedac, ze transportaa przybeda wieczorem. Transportaa, czyli G. przybyla juz o 11.00, a zatem hopla, hopla..poskakalam, jak dziki kroliczek upychajac wszystko po klapboxach i kartonach.

Zmiana ta zostala ustalona wczoraj poznym wieczorem, kiedysmy to z G. chodzily noca z psami i gadaly o tym, jakie jestesmy piekne. To czasem dobrze robi, tak pogadac.

- Jestes taka dzisiaj ladna, tak fajnie wygladasz w tych jeansikach, mowie jej z cala szyczeroscia mego dziewczecego serca..

- Ty wygladasz troche wymeczona, ale jest ok, mowi G. ( no mogla sie byla nieco bardziej wysilic...)

  Potem szlysmy w lewo, potem w prawo, gadalysmy o hiperaktywnosci A., jej syna, o Mezu jej H., co ostatnio taki coolowy sie zrobil, o macicy gadalysmy...;) I tak szlysmy, ksiezyc swiecil, taka poswiata nam towarzyszyla tajemnicza.. I nagle G. zapytala, dlaczego jej sie tak przygladam? Hmm, faktycznie sie przygladalam. W tej poswiacie, z kapturkiem sweterka na glowie, kogos mi G. przypominala... Jak juz zapytala, to sie skupilam i...

 - Ejjj, wiem juz dlaczego sie gapie, rzeklam, bo Ty mi E.T. przypominasz...;)

Byly dwie opcje: albo koniec przyjazni, albo duzo smiechu... Jeszcze teraz mam zakwasy od smiechu!

 G. dostala prawie apopleksji, ze jak tak moge, ze mowie, iz ona ladna, a potem, ze E.T. Ja na to, ze E.T. byl ladny i nach Hause mowil tak ladnie z tym palcem... Ona na to prawie ryczy, w ciemnosciach, ze jak E.T. jest moim wzorem, matryca piekna, to ja mam jej mowic od dzis, ze jest brzydka, ze z tym moze bedzie jej lepiej... Od slowa do slowa postawila pod pregierzem wiarygodnosci wszystko, co mowilam w ostatnich 8 latach naszej przyjazni.. A dzis rano, jak klamoty przywiozlysmy do nich, mowi do H., Meza znaczy- Sluchaj, a kochasz ty swojego E.T.? He? Sobie pomyslam. Wczoraj mnie prawie obila, a dzis to jest pieszczotliwe?;)

Kobiety... Cudne istoty, nie sadzicie?

   No, ale wracajac jeszcze do katastrofy przeprowadzkowej, jesli kiedykolwiek powiedzialam, ze mi to nic nie robi, to... sie pomylilam okrutnie!!! Mi to robi i to strasznie! Jestem cala padnieta i glowa chcialaby peknac, a nie moze... Wlasnie kawa popijam „aspiryn migrena” i licze na cud.

  A ten maly misio, przyczepka do kluczy sie patrzy. Siedzi calkiem juz sam na biurku i patrzy. Chyba go po prostu zabiore... A co mi tam, jeden misio w ta czy tamta.

Aha, chcialam jeszcze tylko powiedziec, ze pakujac lazienke naliczylam 38 butelek, w tym szamponowych, balsamowych, lakierowych itd... Innych pojemnikow kremowych tudziez zelo-wloso-prostujacych nie liczylam. Bo sie zalamalam psychicznie. Czy wszystkie babki maja taki asortyment? Czy ja jestem normalna? Czy ja jakies braki z dziecinstwa kompensuje?

 Hmm... Do treningu pamieci dojdzie psychoterapia. Milego dnia;)

Komentarze

  1. te flaszeczki to właśnie zamiast psychoterapii... chyba mimo wszystko taniej i jak przyjemnie...

    OdpowiedzUsuń
  2. hmmm... takiego wyjasnienia nie bralam po uwage, podoba mi sie:) dziekuje

    OdpowiedzUsuń
  3. jestesjak najbardziej normalna :o)) ... ja mam tak samo... z kosmetykami... az poszlam do lazienki sprawdzic ;P... dwa rozne toniki, plyn do demakijazu oczu, trzy rozne kremy, piec roznych preparatow do pielegnacji wlosow, kilka do ciala i jakies jeszcze cuda :o))) ... ogolnie cala ogromna polka w szafce ;P ... plus kilka rzeczy stojajch blisko wanny :> ... i osobne zbiorowisko malowidel ;o)) ... ale w koncu jestem chomiczek :o)) ...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Swiat sie nie zawalil, kiedy spalam.

Jak w studni

Lewe ramię