Dzien w OBRAZACH.

  Znowu minal dzien, znowu jem gumolce w lozku. Najbardziej lubie takie male flaszki coli, ale sa twarde, jak byk, wiec je pozuje, pozuje i polykam. Piesa tez chciala flaszke, ale jak juz jej jedna dalam- wyplula( o strato!). Po dzisiejszym dniu mam w glowie obrazy. Nie takie pojedyncze mysli, tylko wieksze zlepki tworzace obrazy.

 

OBRAZ 1.

  Targowisko. Przepychamy sie z mala sunia po chleb, warzywa, owoce i wedliny. Tlum niemilosierny, bo to takie „niemieckie” isc w piatek na targ. Jak widac mnie tez sie udzielilo;). Ide co tydzien, okolo 9.00, zeby dostac Schwarzbrot, znaczy czarny chleb i Graubrot, znaczy normalny chleb. Tylko ten chleb jada moj dziadek podopieczny, wiec mu stare lata uprzyjemniam. Ja najbardziej lubie swoj chleb, ktory pieke raz na 2 tygodnie i zamrazam. Razowy, na zakwasie. Sunia nudzi sie w kolejce, ja tez. Pisze smsa do Siostry, sunia grzebie w rabatce. Niemki patrza. Kupuje „ to co zawsze”, place, tak jak zawsze, 4 euro 47 centow. Ide do bistro na kawe.

 

OBRAZ 2.

 Przy stoliku na zewnatrz siedzi juz moja znajoma M. Z rodzinka. Umowilysmy sie na kawe o 9.30. Gadamy o wszystkim i niczym, bo trudno sie skupic w tlumie mijajacych osob. Moj byly szef( pracowalam w tym bistro dluzszy czas) biega caly nerwowy. Mysle-jak dobrze, ze ja nie musze biegac, a moge siedziec. Nie mam zle.

Chociaz rozmowa nie ma rak i nog siedzmy jakis czas i cieszymy sie swoja obecnoscia. Ostatnio odzyl nasz kontakt, co kiedys juz prawie umarl. Coz, ludzie sie zmieniaja. A poza tym i przyjaznie przechodza rozne etapy. Tak, jak my z M. Kiedys bylysmy blisko, potem jakos tak nam sie rozeszlo, teraz wracamy.. I cieszy mnie to, bo jakby nie bylo znamy sie juz pare lat i sporo razem przeszlysmy.

Robi sie 10.20- wstajemy, bo jeszcze nie wzystko zalatwione, a w domu huk roboty.

 

OBRAZ 3.

  Przy stoisku miesnym spotykam G. miala dojsc do nas w bistro, ale nie zdazyla. Gadamy chwile i G mowi, ze mnie odprowadzi kawalek. Po drodze troche narzeka na zdrowie i takie tam. Ma niestety fatalny czas- jest ciagle chora, co na cale nieszczescie objawia sie wiecznym niezadowoleniem, totalnym dolowaniem i wrecz chwilami agresja..

Oj tak, przyjaznie przechodza wiele etapow i potrzebuja wiele cierpliwosci. Nie, zebym byla jakas szlachetna, ale sa momenty, ze naprawde musze sie w mysli przywolac do porzadku i wykazac nieco wspolczucia i zrozumienia. Siadamy na dluzasza chwile przed apteka, gdzie musze kupic pare rzeczy dla dziadka( zreszta ojca G.).

 Mija nas Ch., z ktora nie widzialam sie mase czasu. Nie moze pogadac, bo ma termin(niemieckie terminy!), szkoda-lubie ja, a mamy taki sporadyczny kontakt . Przykre jest to, ze brakuje nam na drodze do Itaki czasu dla Ludzi... Rozstajemy sie z G., kazda idze w swoja strone.

 

 OBRAZ 4.

  W domu, jak to w domu- masa spraw do zrobienia. Spraw nieciekawych, powtarzajacych sie codziennie, do znudzenia. Na obiad robie mielone. Mam ochote na cos miesnego. Dziadek jest straszna konserwa, jesli chodzi o jedzenie- jem tu od kilku miesiec wciaz to samo... Pierwsze, co zrobie, jak sie wyprowadze, to ugotuje cos w stylu- warzywa duszone z kurczakiem, masa przypraw, ryzem i do tego dobra slatka. Gdybym to podala dziadkowi pewnie by umarl...;) Jak juz to ugotuje i zjem.. zaprzestane gotowania na kilka lat! Tak mam dosyc tego codziennego pichcenia..

Oj, jestem w polowie, a to juz cala strona A4...

 

OBRAZ 5.

  Po obiedzei ide na spacer i wpadam do bistro zaniesc zdjecia dla E. W czasie mojej rozmowy z E. podchodzi Pan P. zaplacic za kawe.

Znam go o tyle, ze zawsze kupowlam u niego plyty CD. Mial duzy sklep. Przez te wszystkie lata tutaj chodzialam do Pana P. Jest czlowiekiem nader introwertycznym, ale strasznie milym, kompetentnym i takim...cieplym. Ostatnio czesto zastanawialam sie, dlaczego nie ma juz jego sklepu. W zeszlam roku byl czesto u nas w bistro na kawie i gazete poczytac. Pamietam, ze myslalam - fajnie, ze tak sobie znajduje na to czas..

Dzis przechodzi kolo mnie ciagnac nogami. Ledwo doslyszalnie mowil „hallo”, placi i rownie wolno i z wysilkiem wychodzi.

Pan P. ma okolo 50 lat i stwardnienie rozsiane. Mysle, ze za rok bedzie juz na wozku. Teraz juz wiem, dlaczego nie ma sklepu. I dlaczego przychodzil do bistro na kawe. Ta choroba, to bilet w jedna strone... do swiatla..

Rycze.

 

OBRAZ 6.

  Pelno zajomych osob, tyle znajomych twarzy. W powietrzu zapachy potraw ze spora iloscia czosnku..;)

Wieczor w sali przy kosciele. Tzw „ Wieczor rumunski”. Kilka osob z parafii bylo latem w Rumunii zawiezc ubrania, jedzenie, pieniadze. Zebrano to tutaj, gdzie kazdy ma piwnice pelna niepotrzebnych fajnych klamotow. Dzis spotkalismy sie, aby zjesc rumunska zupe z wkladka;) i poogladac zdjecia z pobytu. W sali gwarno, siedza cale rodziny, siedzi mlodziez, starsi jacys Panstwo. Wszyscy czuja sie dobrze. Zaczynamy jesc, jest sporo smiechu, opowiadania sobie, co gdzie, kiedy...

Ja siedze kolo M. i jej meza. Ciesze sie, ze tu sa. Mysle, ze to min. Bog nas ostatnio do siebie znowu zaprowadzil. M. nie chodzila wczesniej do kosciola, mnie tu nie bylo1,5 roku.. Spotkalysmy sie na mszy w niedziele..

Po jedzeniu zaczyna sie prezentacja. Ogladamy biede rumunskich wiosek. Chude dzieci, kobiety bez zebow, ubogie domostwa. Widac jednak tez goscinnosc, usmiechy, radosc.

 Radosc za sloik nutelli.

  Wielu tutaj nigdy nie widzialo takich warunkow, takiej biedy, takiego zycia. Ja mysle o Polsce. Znam takie obrazy z naszego kraju, z mojego dziecinstwa. Robi mi sie smutno. Mam nadziej, ze moje dzieci beda mialy juz lepiej. I ze te rumunskie dzieci tez dostana szanse na lepsze zycie. Zamyslona wychodze do domu.

 

OBRAZ 7.

  Wracam z D.,synem G., ktory u nas nocuje. Gadamy o bzdurach, ale jest milo. D. ma 12 lat i jest w wieku buntu i niezrozumienia;). Do mnie przychodzi chetnie, bo mowi, ze jestem cool;), znaczy nie stresuje, jak mama. A co ja mam go stresowac, od tego sa rodzice;) Jest 23:50. D. caly niezestresowany oglada pewnie jeszcze film na dvd, ktory sobie przemycil. Ja nic o tym nie wiem;), z jednym zastrzezeniem, ze jutro pospi dluzej niz do 8.00. zeby nie byl padniety.

 Piesa rozlozyla sie w nogach jak hrabianka, bola mnie oczy , zaraz je zamkne i poszukam OBRAZU OSTATNIEGO, czyli pieknego snu o przyjazni, zyciu, ludzkich losach, usmiechnietej biedzie i zaufaniu 12 latka...

Komentarze

  1. o tak... Niemcy to straszne konserwy ;o)) ... wszystko na okreslony dzien i w zadnym wypadku inaczej :> ... pamietam kiedys przejezdzalam pociagiem przez Rumunie... lat mialam moze z 7... i to co widzialam po drodze utkwilo mi w pamieci na zawsze... to bylo straszne... takiej biedy nigdy nie widzialam...p.s. jezeli mozna to w jakim rejonie Niemiec mieszkasz ??pozdrawiam :o)

    OdpowiedzUsuń
  2. i tak mija dzieńz a dniem i mielone za mielonymi :-))a dzisiaj z okazji soboty życzę udanych ............mielonych :-))

    OdpowiedzUsuń
  3. dziekuje, fantastyczne zyczenia sobotnie;))zycze Tobie dito , znaczy schabowego rowniez, taka lux-wersja mielonych w garniturze;)pozdr

    OdpowiedzUsuń
  4. mieszkam w Pn Westfalii, w malym miasteczku polozonym ok 50 km od Kolonii i 25 km od Hollandii..tak mnie zagnalo..;)

    OdpowiedzUsuń
  5. oo... to faktycznie daleko od Polski. Ja mieszkam na Bawarii w okolicach Regensburga :o) ...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Swiat sie nie zawalil, kiedy spalam.

Jak w studni

Lewe ramię