Niedzielne mysli przedobiadowe.

    Nigdy nie zastanawialam sie, czy niedziela jest jakims szczegolnym dniem, albo wtorek, albo piatek... Dzisiaj pomyslalm, ze owszem. Kazdy z tych dni jest dniem szczegolnym, bo jest poczatkiem reszty mojego zycia. Kazdego dnia moze sie wszystko skonczyc, ale wszystko moze sie rowniez zaczac..

Tak, jak dzisiaj. W ta pazdziernikowa niedziele, ktora usmiecha sie do nas jesiennym sloncem, chce zeby zaczelo sie dla mnie nowe zycie. Nowa codziennosc. Bez brzydkich mysli i niesprawiedliwych slow..

Bo nad tym wlasnie rozmyslam.

Nad swoimi myslami, nad wypowiadanymi slowami.. Ile jest w nich prawdy, a ile checi wywyzszenia siebie. Zrobienia siebie kims lepszym, niz ci wszyscy, ktorzy postepuja tak..., albo tak... Ile razy wypowiadamy zbedne slowa pelne osadow? Nie wiem, jak inni, ale ja robie to czesto. Za czesto. Oceniam innych, wytykam ich zachowania po to chyba tylko, zeby na moment mi zrobilo sie tak fajnie- bo JA TAK NIE POSTAPILABYM !

A dlaczego jestem tego taka pewna???! Kto dal mi gwarancje tego, ze nie zrobie czegos, kiedy znajde sie w takiej a takiej sytuacji. Boze, jakie to proste oceniac, a jakie trudne zyc dobrze, ale po cichu. Byc dobrym z wyboru, a nie z przypadku. Wykraczac poza swoje granice, zmieniac siebie i swiat i... nie rozglaszac tego wszem i wobec. Ciezko jest, przynajmniej mi, byc i jednoczesnie nie byc.

  Dzis postanowilam, ze nastepny tydzien uplynie pod znakiem wyciszenia ego, dobrych slow, zadowolenia i wdziecznosci. Zobacze ile z tego postanowienia uda mi sie zrealizowac. Czy w przyszla niedziele, siedzac w kosciele, bede mogla powiedziec- dziekuje Boze, udalo sie!

 

  Inna mysla, ktora chodzi mi dzis po glowie, jest plan na moje zycie. A dokladniej pytanie, czy ja powinnam go znac, czy wystarczy, ze po prostu wierze i wiem, ze takowy istnieje?

W to, ze istnieje, nie watpie. Jestem pewna, ze nie zostalam rzucona w ten czas, w to zycie, w te okolicznosci po prostu, ot tak sobie. Wiem, ze to wszystko ma sens, ze Ktos napisal nieskonczona ilosc scenariuszy mojego zycia i teraz tylko ode mnie zalezy, ktory wybiore. Mam tu cos do zrobienia. Mam zasoby do wykorzystania, mam zadania do wypelnienia, mam talenty do rozmnozenia i wady do przerobienia..

I niby to wiem, i niby daje mi to jakis gruntowny spokoj duszy, ale z drugiej strony powoduje tez czeste popadanie w watpliwosci i zadawanie masy pytan, ktore odbijaja sie o prosty koscielny krzyz, laczacy w sobie wszystko, i wracaja... nieodpowiedziane..

  Bo na te pytania nie ma odpowiedzi. Nie ma odpowiedzi na pytanie- ktora droga jest lepsza, ktora decyzja trafniejsza, ktory wybor sluszniejszy. Nikt nie odpowie na tysiace malych pytanek i setki pytan duzych hulajacych po mojej glowie. I z jednej strony mi sie to nie podoba, a z drugiej.. bo ja wiem.. Moze tak jest lepiej, ze nie wiem. Moze na tym wlasnie polega wolnosc wyboru Dobra, a nie koniecznosc zdeterminowana wiedza.

Mysle, ze wiara lepsza jest od wiedzy...

 A zatem dzis wierze, ze bedzie tak, jak ma byc, ze dam rade, ze bede miala dobry tydzien i ze ciasto, na ktore jestem za chwile zaproszona bedzie pyszne i warte swoich morderczych kalorii;). Nie wiem tego, ale wierze...;)  Milej niedzieli.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Swiat sie nie zawalil, kiedy spalam.

Jak w studni

Lewe ramię