Urlop, życie i żółte zasłony

Od niedzieli jesteśmy na urlopie. Mój ulubiony synuś, jego mała kuzynka i ja. Mąż pracujący został w domu. Pilnuje inwentarza i nawet trochę tęskni. Mówi- 30 kwiatów, 3 akwaria i kot. Czuję się, jakbym w gospodarstwie pracował!:)) To jego miłość do mnie.. Zwykła, codzienna miłość, której uczymy się każdego dnia. On pracuje, żebyśmy my mogli wypoczywać..

Z okna naszego domku widzę jezioro. Nie zmieniło się od czasu mojego dzieciństwa. Zawija się tak samo na horyzoncie, tak samo otulają je lasy. Ta sama droga na plażę. Te same korzenie na drodze. Tylko ja taka inna. Taka mama. Taka kobieta 40sto letnia pełna wspomnień. Dobrych i złych. Najwięcej jest tych smutnych. Bo moja mama nie robiła mi zdjęć na pieńkach. Nie śmiała się z pozy Napoleona i nie przytulała, kiedy stłukłam kolano.

Mnie te kolana nieprzytulone jeszcze bolą.

Jadę do rodziców i myślę- po co tam jadę? Po kolejne oskarżenia, że ukradłam rajstopy? Że nie mam przyjeżdżać. Że jestem złą pyskatą córką? Ale jest telefon: nie chcę niezgody córko, w rodzinie musi być miłość.. Jaka miłość, matko? Czy ty w ogóle wiesz, co skrywa to słowo..? Miłość rodzinna to 30 kwiatów, 3 akwaria i kot. I tęsknota, choć dzielą nas tylko 2 dni niewidzenia. Miłość, to zabijanie much ścierką o 6 rano, żeby nie obudziły dziecka. Bo muchy latem o 6 rano są wyjątkowo męczące. Polując na te muchy, zaspana i poczochrana czuję moje macierzyństwo. Moje szczęście, że je mam.

Nawet nie wyszłaś z pokoju, matko. Pewnie było ci głupio, bo znalazłaś te cholerne rajstopy w tym brudnym syfie waszego mieszkania. Które kiedyś było moim mieszkaniem, ale nigdy domem.

W drodze na urlop, kiedy w spokoju słuchaliśmy radia, bo to taki nasz synowo-mateczny zwyczaj, synek przechylił się w moją stronę i całując ramię powiedział: mam dobre życie, mamusiu.. Mam takich dobrych rodziców. Kocham ciebie i tatusia. I dalej zasłuchał się w muzykę.

Jechałam z mokrymi oczami. Mój autystyczny syn jest szczęśliwy. Bezpieczny i spokojny. Bo wie, że mama i tata go nie zawiodą. Że ojojają każde obite kolano. Że zrobią zdjęcie na pieńku i spuchną z dumy, kiedy pomoże znaleźć zaginionego w ośrodku wczasowym kotka.

Patrzę na żółte zasłony, przez które wpada do pokoju poranne słońce. Takie zasłony były u babci Janki. To samo słońce budziło mnie 30 lat temu. Takie same muchy przeszkadzały spać łażąc po twarzy. Dlaczego ciebie tam nie było, matko? Dlaczego nie tłukłaś tych much ścierką i nie broniłaś mojego snu?

Teraz ja patrzę na zamknięte drzwi twojej rupieciarni i nie zamierzam cię bronić. Nie czuję potrzeby rozgrzeszania siebie za brak miłości do ciebie. Nie nauczyłaś mnie jej. Nie zasadziłaś w mojej duszy, więc nie jest grzechem, że jej tam nie ma..

Śpij synku. Zrobiłam sobie kawę i patrzę na Twoje piękne rzęsy. Jak to możliwe, że stworzyłam kogoś tak pięknego? Tak idealnie wpasowanego w to miejsce puste w moim sercu.. Miejsce w końcu obsadzone miłością i spokojem. Że życie w swojej przemijalności ma sens.

Może kiedyś widząc żółte zasłony przypomnisz sobie ten urlop. Może nie będziesz wiedział, że ścierką trudno jest zabić muchę, a może przekonasz się o tym broniąc snu własnego syna. I zamyślisz się o 6 rano i poczujesz moją miłość, którą składam na zawsze w Twojej duszy.

Z wdzięcznością.

Uratowałeś mnie, synku.

Dziękuję.

 

Komentarze

  1. Nie pierwszy raz ryczę czytając Twoje słowa..wpadają prosto do serca na samo dno,poruszając po drodze takie struny, że... ech... uzbierało się ich tam przez 10 lat..

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też wycieram ŁZY...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Swiat sie nie zawalil, kiedy spalam.

Rozmowa z Kotem

Dalie