Prymitywny śledź, czyli wolność wyboru chińskiej zupki

Nie będzie dzisiaj melancholii. Wyjątkowo, bo zazwyczaj kombinuję tutaj tak bardziej na poetycko:) A dziś nie. A dziś najedzona świeżego chleba z jeszcze świeższym masełkiem, jestem przyziemna i cudownie zwykła.

Doktor mi powiedział, że jeszcze trochę pożyję, bo się mój guzek w tarczycy nie mutuje, teściowa pochwaliła dekorację stołową, ryby w akwarium wyzdrowiały, a kwiaty na parapetach są mniej żółte, a bardziej zielone:)

Czasem tak mam, że po okresie silnej zadumy, przychodzi czas ogłupiającej codzienności, która zadawala zwykłością. I też dobrze. Zwłaszcza, że w domu względny porządek, dziecko zdrowe, a obiadu mam jeszcze na jutro. Czyli wolność absolutna, Twój Styl i malowanie paznokci:)

W drodze z pracy, w windzie, przysłuchiwałam się rozmowie pewnej starszej pary. Pani tłumaczyła panu, jak bardzo prymitywne jest jej zdaniem siedzenie w kuchni i gotowanie. Że takie śledzie na przykład- toż to bardzo odmóżdżająca czynność, żeby je w tym oleju itd.:) Słuchałam i uśmiech rozpromieniał mi  twarz. Jak dobrze wiedzieć, że nie jestem osamotniona na tym świecie w poglądach!:)

Śledź to prymityw. Ziemniaki to banał. A takie zrazy, to prawie jak zaraza:) Kocham tego, kto wymyślił chińskie zupki! O!:)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Swiat sie nie zawalil, kiedy spalam.

Rozmowa z Kotem

Dalie