Pożegnanie zupy mlecznej

W dzieciństwie najładniej pachniały dla mnie pomidory malinówki. Chociaż nie! Najładniej pachniały liście. Wszystkie. Liście pomidorów potarte palcem, liście ogórków przerośniętych na żółto, liście kalafiorów..
Wybiegałam z kapciach przed dom i czułam się ważna. Mała Ola w dorosłych laczkach na klinie.
Stawałam pośrodku podwórka, opierałam dłonie na biodrach i udawałam gospochę. Ojejej..myślałam, ale tu roboty, na cały dzień..
Myślałam, zakręcałam się na pięcie i wracałam do domu na śniadanie. Codziennie była nim zupa mleczna. Smak wakacji, smak wolności, smak początku wszystkiego...

Dziś przysiadłam na schodach po raz ostatni. Rozejrzałam się dookoła i znowu zapachniało mi tamtym podwórkiem.
Ze schowka ostatni raz uśmiechnął się do mnie stary kredens i stół kuchenny o kulawej nodze. Na strychu wielka szafa skrzypnęła smutnie ostatni raz..

Dom po Dziadku znalazł kupców. To dobrze, jeden kłopot mniej.
To mówi głowa.
A serce?
Serce zatrzymało się w za dużych papuciach pośrodku podwórka, podparło rękoma i pomyślało- ojejejj..ile tu roboty..
I chciało pobiec na śniadanie, ale przypomniało sobie... że nikt nie kupił mleka na zupę.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Swiat sie nie zawalil, kiedy spalam.

Rozmowa z Kotem

Dalie