Świat sióstr
- Matko jedyna, ile to roboty przy tych pazurach, aleśmy sobie zrobiły.. Pół dnia w plecy..
- W sumie, to mój Małżonek nie lubi takich długich pazurów, a Twój?
- Mój lubi, ale nie robi mu różnicy, czy je mam, czy nie..
- To po co, my się tak męczymy?! Ałaaa.. cholera jasna, to boli!
- Dociskaj paluchy! Mocno! Boli jeszcze? Ty, kurde, taka jakaś delikutaśna jesteś;)
- Bo jestem, nie lubię bólu i tyle.
- Co oni się tam tak wydzierają?
- Oni, czyli nasze ukochane dzieci?;))) To jeszcze nic, zaraz pewnie będzie prawdziwy ryk.
- Kogo obstawiasz, że będzie ryczał?
- Jak kogo? Wiadomo, że któreś Twoje będzie ryczało, a mój będzie bił. Zawsze tak jest. On nawet jak oberwie, to nie ryczy z tym swoim podwyższonym progiem bólu. Jakiś pożytek przynajmniej z tego całego autyzmu;)
- Dobra, to nie czekamy, idziemy siostro zapalić na ganek, zanim rozkręci się kolejny dym.
Weekend u siostry. Zajefajny, zabawny i mega naturalny. Łażenie w piżamie do południa ( mała zaprzeczy, bo wyjątkowo dziś już o 9 była wysztapirowana;) ). Picie kawy, gadanie, chwilami nawet matki byłyśmy jak najbardziej:) Dużo śmiechu, ciastka mafijne do kawy i przeświadczenie, że w małym białym domku za miastem zaczyna się i kończy świat. Nasz świat. Świat sióstr i naszych dobrych żyć.
Dopisek.
Zostałam przymuszona komentarzem i słowem mówionym, żeby wspomnieć o peniuarach... Nie robię tego chętnie, ale poddam się sugestii, że to ważne.
Peniuarami nazywamy od lat wszelkiej maści szlafroki (nie mylić z seksownymi szlafroczkami kusymi i frywolnymi!). Szlafroki duże, wielkie i ogromne, różnych kolorów, przeważnie agresywnych i niezrozumiałych dla otoczenia. Posiadam w domu na stanie jeden taki, walczę o niego skutecznie od 5 lat, żeby nie wylądował na śmietniku, bo drażni niemożebnie mego Małżonka.
Wracając do peniuarów u siostry, to sprawa wygląda tak:
Wychodząc na ganek, żeby zapalić, musiałyśmy się chronić przed przejmującym prawie-listopadowym chłodem. Najpierw okrywałam się jednym brzoskwiniowym szlafrokiem. A następnie, bo nadal było mi zimno, dodałam na niego wielki polarowy różowy szlafrok. W kwiaty. I wyglądałam jak bokser przed walką. I tyle.
I wieś drżała z przerażenia. Ale ja lubię budzić respekt.;)
- W sumie, to mój Małżonek nie lubi takich długich pazurów, a Twój?
- Mój lubi, ale nie robi mu różnicy, czy je mam, czy nie..
- To po co, my się tak męczymy?! Ałaaa.. cholera jasna, to boli!
- Dociskaj paluchy! Mocno! Boli jeszcze? Ty, kurde, taka jakaś delikutaśna jesteś;)
- Bo jestem, nie lubię bólu i tyle.
- Co oni się tam tak wydzierają?
- Oni, czyli nasze ukochane dzieci?;))) To jeszcze nic, zaraz pewnie będzie prawdziwy ryk.
- Kogo obstawiasz, że będzie ryczał?
- Jak kogo? Wiadomo, że któreś Twoje będzie ryczało, a mój będzie bił. Zawsze tak jest. On nawet jak oberwie, to nie ryczy z tym swoim podwyższonym progiem bólu. Jakiś pożytek przynajmniej z tego całego autyzmu;)
- Dobra, to nie czekamy, idziemy siostro zapalić na ganek, zanim rozkręci się kolejny dym.
Weekend u siostry. Zajefajny, zabawny i mega naturalny. Łażenie w piżamie do południa ( mała zaprzeczy, bo wyjątkowo dziś już o 9 była wysztapirowana;) ). Picie kawy, gadanie, chwilami nawet matki byłyśmy jak najbardziej:) Dużo śmiechu, ciastka mafijne do kawy i przeświadczenie, że w małym białym domku za miastem zaczyna się i kończy świat. Nasz świat. Świat sióstr i naszych dobrych żyć.
Dopisek.
Zostałam przymuszona komentarzem i słowem mówionym, żeby wspomnieć o peniuarach... Nie robię tego chętnie, ale poddam się sugestii, że to ważne.
Peniuarami nazywamy od lat wszelkiej maści szlafroki (nie mylić z seksownymi szlafroczkami kusymi i frywolnymi!). Szlafroki duże, wielkie i ogromne, różnych kolorów, przeważnie agresywnych i niezrozumiałych dla otoczenia. Posiadam w domu na stanie jeden taki, walczę o niego skutecznie od 5 lat, żeby nie wylądował na śmietniku, bo drażni niemożebnie mego Małżonka.
Wracając do peniuarów u siostry, to sprawa wygląda tak:
Wychodząc na ganek, żeby zapalić, musiałyśmy się chronić przed przejmującym prawie-listopadowym chłodem. Najpierw okrywałam się jednym brzoskwiniowym szlafrokiem. A następnie, bo nadal było mi zimno, dodałam na niego wielki polarowy różowy szlafrok. W kwiaty. I wyglądałam jak bokser przed walką. I tyle.
I wieś drżała z przerażenia. Ale ja lubię budzić respekt.;)
A peniuary? jakże ważne, a brutalnie pominięte...gorący kubek o drugiej nad ranem ,to nic? dwa grzyby w barszcz ,a powidełka w torbę...
OdpowiedzUsuńKocham Cię jak szalona! ale bio lecytynkę na pamięć ode mnie kiedyś dostaniesz :)
Powiem to tylko raz, ale na forum: TIULOWA RÓŻA przechodzi na Twoją własność, niech będzie dowodem mej miłości :) :) :)
OdpowiedzUsuńZanim nie zaczęłaś tych prywatnych klimacików szerzyć, był to bardzo sympatyczny jesienny wpis;) Prawie romantyczny h h
OdpowiedzUsuńOstatnia drobna dygresja: peniuar różowy jest FROTTE! a nie jakiś tam zwykły polarowy, no i zrobiło się znowu bardzo romantycznie... ch ch ch
OdpowiedzUsuń