Kompleksy i pewna scena w przedszkolu

Dziś napiszę o kompleksach. Bo chodzi mi ten temat w myślach od kilku dni, a dziś wrócił, po obserwacji pewnej, pozornie nie związanej z tematem, sytuacji w przedszkolu.

Kompleksy. Małe gryzonie, które toczą duszę każdego z nas. Jedni mają ich więcej, inni mniej. U jednych widać je na pierwszy rzut oka, u innych są głęboko ukryte przed wścibskimi spojrzeniami innych, a czasem nawet przed swoim własnym wejrzeniem w głąb.

Prowadziłam ostatnio na "kompleksowy temat" rozmowy z pewnym Ktosiem i po wspólnych dłuższych rozważaniach zostałam leciutko ironicznie nazwana Dziewczyną Bez Kompleksów. Bo niby twierdzę, że ich nie mam. A to wcale nie tak..

Mam kompleksów kilka większych i dużo pomniejszych. Naprawdę :) Ale po pierwsze nie daje im zawładnąć sobą i mieć jakiś znaczący wpływ na moje życie, po drugie cały czas nad nimi pracuję, a po trzecie i najważniejsze- to na szczęście kompleksy dotyczące spraw mniej istotnych, nie dotykające mojego jestetstwa, mojej osoby, jako człowieka.

Już tłumaczę.

Nie czuję się gorsza od żadnego człowieka na ziemi. Mam głębokie przekonanie o swojej wartości, wiem, że nie jestem żadnym wyjątkowym cudem, ale wiem z równą pewnością, że tym cudem jestem. Cudem bycia sobą. Żyję w zgodzie ze sobą, znam swoje mocne i słabe strony, mówię sobie samej prawdę i to daje mi moc. Siłę nie pchania się w sytuacje, które nie są dla mnie właściwe, umiejętność wyboru takich rozwiązań, które mnie zbudują, a nie pogrążą w przekonaniu, że do czegoś się nie nadaję.

Wielu ludzi, żeby pokonać swoje słabości, kompleksy, celowo pakuje się w "wyzywające" sytuacje, żeby się z sobą samym zmierzyć i udowodnić sobie, że jest inaczej niż jest. Mało tego, próbują to udowadniać innym, jakby inni mieli za nich przeżyć ich własne życie, a to nie działa. Nie uwzględniając swoich słabych stron, nie dopuszczając ich do świadomości (nie mówiąc sobie samym prawdy) stają w końcu przed wysoką skarpą frustracji, bez schodów nawet. I mozolnie gramolą się do góry spadając co chwilę. I utwierdzają się podświadomie w przekonaniu, że nie dają rady, nie są tego, czy owego warci. Zabierają sobie tym samym możliwości i radość.

Jakby nie łatwiej było znaleźć schody, albo je zbudować.

A wracając do sytuacji w przedszkolu- obserwowałam dziś pewną mamę, która z powodu swoich kompleksów zawiodła własne dziecko. Chłopiec rozpłakał się, bo nie mógł zabrać samochodzików do sali. Płakał coraz żałośniej i wtulał się w kolana matki. Jego frustracja i smutek narastały, a dookoła gęstniała grupa obserwatorów. My też czekaliśmy na obrót sytuacji, bo synek mój osobisty postanowił z tym właśnie kolegą pójść do góry. Oprócz nas czekało kilka innych osób, w tym pani dyrektor, jakaś intendentka i dwie woźne. Wszyscy przyglądali się scenie z różnymi zapewne  przemyśleniami. Niektórzy, zwłaszcza te "mądrzejsze" panie dawały mądre rady, jak to taki duży chłopiec powinien nie płakać i powinien nie grymasić. Mało tego, któraś małpa posunęła się nawet do tego, że zaczęła odrywać dziecko od nóg matki. Czuć było atmosferę zniecierpliwienia i nieakceptacji zachowania chłopca. A on płakał, chował główkę i szlochał coraz mocniej.

I tu dochodzimy do sedna, czyli sprawy tematowej.. Co zrobiła mama? Jak zachowa się osoba, która wie kim jest, która czuje się na tyle pewnie w sobie, że przeciwstawi się tej psychozie grupy? Kobieta pewna swoich racji, matka, która jest przekonana, że najważniejsze jest dobro jej dziecka, niezależnie od tego, co pomyślą inny.. Taka mama stanie w obronie swojego chłopczyka, małego człowieka zagubionego w emocjach i rozpaczy pięciolatka. Oleje karcące spojrzenia i uwagi innych i zrobi to, co mówi jej intuicja.

Co zrobiła ta mama? Odepchnęła gwałtownie chłopca od siebie, posadziła na ławeczce i zaczęła powtarzać durną mantrę, którą słyszała dookoła.

"Jesteś dużym chłopcem, dziś nie dzień na zabawki, idź natychmiast do góry, to wstyd, jest mi wstyd, zobacz panie patrzą" itd.

Głupia cipa, bo może faktycznie tak myślała.  Albo biedna dziewczyna, bo dopadły ją w tym porannym przedszkolu wszystkie kompleksy jej jestestwa i właśnie w taki sposób postanowiła się z nimi zmierzyć. Udowadniając patrzącym, że jest taka sama, jak oni. Że oni mają rację, a ona popierając ich po prostu "tylko".. zawiedzie na całej linii swoje dziecko.

Żal mi było tego chłopca, Kuby, i trochę żal jego mamy. Niestety wyglądała na osobę, która nie ma siły przebicia, a kilka pań na strasznie ważnych pozycjach woźnych, jest w stanie odebrać jej resztki pewności siebie.

Ja bym tym babolom, w takiej sytuacji, ODGRYZŁA GŁOWY!!! :)

 

 

Komentarze

  1. To, że ma kompleksy, nie wyklucza tego, że jednocześnie może być też głupią cipą. Ale nie wiem, nie znam się, w końcu nie jestem woźną ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Swiat sie nie zawalil, kiedy spalam.

Jak w studni

Lewe ramię