Jesienny spacer
Jestem dziś dobra.
Właśnie powiedziałam to do mojej siostry, bo pewien temat naszej rozmowy skłonił mnie do takiej refleksji. Że komuś czegoś nie powiem, bo.. jestem dziś dobra:)
A jestem dobra, bo spotkało mnie dobre popołudnie, po wnerwnym poranku, głupich sprawach i kleszczu u synusia, co mnie już o 7.00 z równowagi wyprowadził. Myślałam, że rozlecę się wewnętrznie z nerwów, podirytowania i w ogóle z życia. Ale wrócił z pracy mąż i ugładził mnie, jak prostownica skołtunione włosy po mżawce. Po prostu powiedział kilka równoważnych, rozsądnych słów, zjadł obiad i zabrał mnie na zakupy. Ale nic nie zakupiliśmy, bo wenę mieliśmy tylko na bycie razem, a nie szukanie, pośród dziwnych kolekcji jesiennych, czegoś, co ewentualnie mogłoby być...
Jesienny najlepszy jest spacer. Po drodze polnej, kiedy dookoła zachodzi powoli lato, a my idziemy, rozmawiamy, milczymy, idziemy, uśmiechamy się i jest nam dobrze. I postanawiamy napiec sobie frytek na kolację i spędzić razem resztę życia. Nad tymi frytkami z keczupem.
Bo dobrze jest znaleźć znowu siebie. Takich, jak kiedyś. Takich dobrych. Takich cholernie niedoskonałych, takich kulawych małżeńsko, takich zwątpionych i utraconych prawie, ale nawróconych na wiarę.
Że można. Że trzeba. Że wszystko jeszcze jest z przodu.
I jestem dziś dobra. I nie sprawię komuś przykrości z rozmysłem, bo bym przestała widzieć światło pod powiekami. Ludziom trzeba mówić prawdę, ale trzeba być dobrym. I delikatnym.
"Gdybyś nie była moją siostrą, byłabyś moją żoną"- powiedziała mi Mała. Cudowny komplement z ust kobiety, dziewczyny, która odczuwa i myśli. Prosty, ale jakże wymowny.
"Gdybyś nie była moją siostrą, byłabyś moją.. siostrą" Bo nie chciałabym żadnej innej, Malutka:)
Właśnie powiedziałam to do mojej siostry, bo pewien temat naszej rozmowy skłonił mnie do takiej refleksji. Że komuś czegoś nie powiem, bo.. jestem dziś dobra:)
A jestem dobra, bo spotkało mnie dobre popołudnie, po wnerwnym poranku, głupich sprawach i kleszczu u synusia, co mnie już o 7.00 z równowagi wyprowadził. Myślałam, że rozlecę się wewnętrznie z nerwów, podirytowania i w ogóle z życia. Ale wrócił z pracy mąż i ugładził mnie, jak prostownica skołtunione włosy po mżawce. Po prostu powiedział kilka równoważnych, rozsądnych słów, zjadł obiad i zabrał mnie na zakupy. Ale nic nie zakupiliśmy, bo wenę mieliśmy tylko na bycie razem, a nie szukanie, pośród dziwnych kolekcji jesiennych, czegoś, co ewentualnie mogłoby być...
Jesienny najlepszy jest spacer. Po drodze polnej, kiedy dookoła zachodzi powoli lato, a my idziemy, rozmawiamy, milczymy, idziemy, uśmiechamy się i jest nam dobrze. I postanawiamy napiec sobie frytek na kolację i spędzić razem resztę życia. Nad tymi frytkami z keczupem.
Bo dobrze jest znaleźć znowu siebie. Takich, jak kiedyś. Takich dobrych. Takich cholernie niedoskonałych, takich kulawych małżeńsko, takich zwątpionych i utraconych prawie, ale nawróconych na wiarę.
Że można. Że trzeba. Że wszystko jeszcze jest z przodu.
I jestem dziś dobra. I nie sprawię komuś przykrości z rozmysłem, bo bym przestała widzieć światło pod powiekami. Ludziom trzeba mówić prawdę, ale trzeba być dobrym. I delikatnym.
"Gdybyś nie była moją siostrą, byłabyś moją żoną"- powiedziała mi Mała. Cudowny komplement z ust kobiety, dziewczyny, która odczuwa i myśli. Prosty, ale jakże wymowny.
"Gdybyś nie była moją siostrą, byłabyś moją.. siostrą" Bo nie chciałabym żadnej innej, Malutka:)
Malutka kochana jak zawsze :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że te frytki robiliście ze świeżych ziemniaków?
Będę harda- fryty z paczki.. mrożone! I co mi zrobisz?;)
OdpowiedzUsuńPoszczuję Cię tasiemcem i biegunką.
OdpowiedzUsuńA i jeszcze tym, no... Albo nie, bo to miłe jest nawet...