Wirrrr

Każdy radzi sobie, jak może. Jeden pije, drugi je, trzeci coś tam jeszcze. A ja idę. Idę przed siebie, bo to jest najlepsze, bo rytm kroków wypiera inne rytmy, które już się wydźwięczały, ale nadal, jak bóle fantomowe, pojawiają się nie wiadomo skąd.

Za oknem czerwiec oszalał i zalewa nas ciepłem w ramach rekompensaty za minione dni. Głowa na to, jak na lato, boli sobie ciśnieniowo, ale chociaż wiem, że ją mam:) Bo, co by to było stracić głowę..

To byłoby straszne i ekscytujące w jednym:) Bez głowy tak biegać i nie spać i nie jeść. I nie słyszeć tych koparek za oknem. I wroczyście, jak to określa mój dobry przyjacielski duch, robić same szalone rzeczy.

Nie, no tego się nie robi przed czterdziestką!

Przed czterdziestką robi się wiiiiirrrrrrr wirującym mopem od teściowej i szoruje podłogi. Aż na wirujący błysk:) I słyszy się potem, że taka synowa, to dobra synowa. No i chociaż coś. Byle komplement lepszy od żadnego;)

Komentarze

  1. Wiesz, bieganie bez głowy jest trudne. Bardzo się człowiek obija o ściany, bo nawet echolokacji nie ma. No i ten pieprzony deszcz leci do szyi, a dużo go ostatnio. Czasami warto zostawić za sobą wszystko, czego już nie potrzebujesz i iść nowym rytmem. Najgorsze są te czkawką wracające bóle fantomowe... Ale gdy całkowicie zaleczy się stare rany, nie czuć ich prawie wcale.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Swiat sie nie zawalil, kiedy spalam.

Jak w studni

Lewe ramię