Oswojenie

Jakże łatwo jest się wybić z rytmu swojego życia, prawda? Wystarczy wyjazd na dwa dni do Małej, gdzie czas kula się leniwie i bez żadnych oczekiwań, żeby dowaliło nas kolejny raz uczucie nadmiarów i braków w osobistej codzienności...

Osobista codzienność bowiem oczekuje ode mnie twardości, zorganizowania, pewności siebie, siły, funkcjonalności... Tak, mam być funkcjonalna. Dopasowana do potrzeb mojej rodziny, mojej pajęczyny, mojego małego świata. I taka staram się być. Nie zawsze, ale jednak bardzo często. I owszem, zbieram za to czasem pochwałę, klepnięcie w plecy, jakieś uścisk dłoni. Ale częściej zbieram cięgi. Za to, że despotka, zołza, awanturnica, uparta. Że tak męczę tą rodzinę tym zakupami, porządkami, terapiami, terminami u lekarzy, urodzinami i imieninami, rocznicami ślubów, pamięcią, że ktoś jest chory i trzeba zadzwonić.. Taka paskudna, wymagająca baba.

I taką babę trzeba ukarać. Nie lubić jej, dowalić coś na miarę nobla i nie tylko. Niech ją boli, niech jej ten uśmiech z twarzy spadnie. W tej rodzinie ceni się bycie marudnym, niezadowolonym i nieszczęśliwym. Niech się, kurde, dopasuje..

A jej, a mi.. jakieś szczęście w głowie fruwa. Jakaś radość lekka, jakiś uśmiech srebrzysty, który chciałby wyżej i wyżej.. Ramiona rozłożyć, wznieść się i zabrać ze sobą kilka serc. Bo tak właśnie mi się chce. Bo tak nawet czasem bywa.

Szkoda, że bywa, a nie jest.  "Jest" ma w sobie więcej oswojenia.

Czy można oswoić brak uśmiechu i zamyślenie? Można. Ładniej się nawet wtedy na zdjęciach wychodzi. Chociaż tyle.

Mam setki ładnych zdjęć.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Swiat sie nie zawalil, kiedy spalam.

Jak w studni

Lewe ramię