Bliski Ludź

- Ola… Nie patrz tak na mnie, bo się rozkleję – powiedziałem patrząc na nią z uśmiechem.





- Przepraszam – wyszeptała.

- Nie o to mi chodziło – odpowiedziałem smutniejąc – chcę, żebyś zaczęła się uśmiechać. Tak wiesz, szeroko. No pokaż dziury w ząbkach… O właśnie! Podziałało, choć na chwilę, a jej usta usunęły kurtynę znad zębów, schodząc lekko w prawą stronę, co czyniło jej uśmiech niepowtarzalnym. Był przy tym szczery, ciepły i jakiś taki magicznie urzekający.

- Właśnie to- powiedziałem już pewniej i rozszerzyłem swoje wargi w długą, radosną kreskę. - Co zrobiłaś z dziurami? Poszły do sera, czy zżerają twój nowy wehikuł od nadkoli?

- Nie – zaśmiała się – Mój drogi, mojego wehikułu nic nie pożera! To on jest bezwzględnym, dzikim i nieustraszonym pożeraczem paliwa, ha! – Zaśmiała się w głos i przechyliła szybko głowę, zarzucając włosy na ramię, odsłaniając lewą stronę twarzy.

- Nie dziwię się. Pod twoim czarcim kopytkiem…

- No wiesz!

- Wiem. Przecież wiesz, że Cię kocham! – powiedziałem z szelmowską wersją uśmiechu numer dwa, z uśmiechowego zestawu z rzymską piątką na pudełku.

- Wiem…  Nie jestem pewien, czy jej oczy błyszczały bardziej od okularów w lekkiej, czarnej oprawce od początku, czy też dopiero teraz lśniły blaskiem radości. Prawdziwie piękne oczy. Niezależnie od tego, czy biła z nich radość, podniecenie, gdy opowiadała o swoich najnowszych przeżyciach i walce z wszechobecną durnotą, żywo przy tym gestykulując całym ciałem. Odchylała się wtedy lekko do tyłu, kręciła dłonią kosmiczne kółka w powietrzu i mówiła szybko, z przerwami, zazwyczaj lekko zniżając głos. A jak już kogoś parodiowała, wkładając w to całe serce, nie mogłem się nie uśmiechać. Piękna była również wtedy, gdy jej twarz malował smutek. Wtedy zawsze czułem, że muszę ją przytulić. Tak po prostu, bez słów. Po przyjacielsku, ale bez klepania po plecach. I wtedy też, jej głębokie, zielone oczy, zdawały się wyrażać pełnię uczucia. Nie miały porównywalnego koloru. Nie zielone, po prostu nie szmaragdowe i nie żadne inne. Coś ze sproszkowanego amazonitu z domieszką złota i perłowym blaskiem. To były po prostu oczy Oli. I lubiłem w niej to, że zaraz po tym, jak się wkurzyła, potrafiła się do mnie uśmiechnąć. Bez słów, lecz wiedziałem, że ja wiem. I ona też wiedziała.

- Masz ładne usta – powiedziałem przechylając lekko głowę – ale wolę je w tej drugiej pozycji.

- No wiesz, czyżbym czuła podtekst tego, czego miałam nie robić?

- Masz mnie, jak ostatni tampon na pustyni – odpowiedziałem i nie musiałem długo czekać na reakcję jej warg, które złożyły się w mój ulubiony kształt.

- Przepraszam, musiałem. Wiesz, że to jest najpiękniejsze, co możesz nimi zrobić?

- Mogę jeszcze więcej! Muszę ci udowodnić, no pozwól mi!

- A kysz! Powiedziałem nie, to nie. Będę stanowczy. Jeszcze przez godzinę. No, może pół.

- Jesteś wariatem, wiesz?

- Owszem. Ale nie przeszkadza mi to w twoim towarzystwie.

- Ty wiesz…

- Wiem, Oleńko…

 

 

 

Powyższe słowa napisał dziś dla mnie cudowny Przyjaciel. Po tym, jak mu w telefon marudziłam, że mnie życie boli. A on mnie bawił rozmową, rozczulał troską i rozśmieszał do łez. I po rozmowie jakoś lepiej mi się zrobiło. Że są na tym świecie ludzie, którzy są blisko, nawet jeśli dzielą nas setki kilometrów.

Dziękuję Ludziu. Kocham Cię. Ty wiesz jak.




Komentarze

  1. Uwielbiam Was!
    Dwoje ludzi,kórzy od niedawna znaczą dla mnie tak dużo...
    (no,dobrze!nie histryzuj iskiereczko!Ty od 33lat :)

















    .

    OdpowiedzUsuń
  2. Wariatka:) ale najkochańsza:)

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Jedenzwielkim6 czerwca 2013 00:56

    Cieszę się niezmiernie, że mogłem pomóc, gdy wszyscy inni zawiedli. Od tego jesteśmy, bo sobie pomagać i biec dalej. I już nie mogę się doczekać następnego razu, bo wiem, że warto... Ty wiesz...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Swiat sie nie zawalil, kiedy spalam.

Jak w studni

Lewe ramię