Trywialność i doskonałość

Jestem dziś trywialna. Fajne słowo, prawda? Użył go dziś pewien mój Kolega dawno nie słyszany. Się dziś znowu usłyszeliśmy oczami:) Takie moje określenie na rozmowę listami:)

I teraz sobie tu siedzę i myślę, że panta rei, a wszystko się zmienia. Czasem nawet nie wiemy kiedy. Ponoć kiedyś, dawno, dawno temu, jeszcze w LO, nie byłam porywcza. Mój Boże, kiedy to było?? I jakie to piękne musiało być dla świata. Ola nie-porywcza. Ola spokojna znaczy się. Ola miła i dobra. Taka, co nie wybucha gniewem na biednych kolegów z pracy.

Szkoda, że siebie takiej nie pamiętam. Bo ja generalnie niewiele pamiętam:) W sumie, to jakbym po lobotomii była często się czuję. Nie pamiętam nawet ważnych chwil ze swojego życia. I żadna obrzydliwa lecytyna nie pomaga na ową przypadłosć.

Ciekawe, jak mnie ktoś podsumuje dzisiejszą, za 15 lat powiedzmy. Że fajna, czy nie fajna byłam/jestem? Że jeszcze większa wariatka się zrobię? Że jeszcze bardziej i głębiej i na zewnątrz będę wszystko przeżywała? Kto wie, co będzie.

A tymczasem jest teraz. 15 lat wcześniej, oh! jaka młoda nagle się poczułam! Jaka dziewczyna jeszcze, choć młodzież mi się już kłania grzecznie, że "dzień dobry pani" Aż czasem się obejrzę za siebie. I rozglądam się, gdzie jest ta "pani"?? Bo przecież nie mnie mają na myśli, nie mnie!

Ja jeszcze mam tak mało lat, tak dużo sił i takie tłumy marzeń. Taka jestem nierozpoczęta nawet, taka jeszcze nowa i często onieśmielona życiem. Choćby tą jesienią dzisiejszą.

Onieśmieliły mnie drzewa, które zobaczyłam przez okno w biurze. Jak one to zrobiły te drzewa, że się tak cudnie w tą jesień ubrały?!

Takie piękne, takie rdzawe, takie doskonałe...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Swiat sie nie zawalil, kiedy spalam.

Jak w studni

Lewe ramię