Strach

Znowu dopadła mnie bezsenność. Noce mijają na gonitwie myśli i zmęczonym posypianiu. Kiedyś zwariuję, jak bum cyk cyk..

Nie piszę tu za często, bo mi wena zdechła. Wystarcza jej ledwo na wymyślenie obiadu raz w tygodniu. Na opisanie tego, co mi się nocami po głowie tłucze, już nie.

Bo jak ubrać w litery strach?

Strach, to strach. I tyle.

A wcale nie tylko tyle, bo dużo więcej.

Strach rozłazi się w człowieku, jak rak. Powoli włazi w każdą komórkę. I ją zajmuje dla siebie.

Chemioterapii antystrachowej mi trzeba.

Stracham się o Synka, o Dziecko Ważki, o moich rodziców, o bezpieczeństwo na świecie, o to, że umrę. O to, że jestem zdrowo pierdzielnięta, bo nie potrafię tego wszystkiego wyłączyć.

I żyć sobie z dnia jednego na drugi, lekuchna i beztroska, aż śmierć mnie z życiem rozłączy.

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Swiat sie nie zawalil, kiedy spalam.

Rozmowa z Kotem

Dalie