Reset

Cały dzień w drodze.

Zebraliśmy się z Synem osobistym od rana prawie samego i wyruszyliśmy w trasę gdzieś. Nie wiedzieliśmy w sumie gdzie, ale zostawiliśmy tą kwestię otwartą, uznaliśmy, że sprecyzujemy się z czasem.

Dotarliśmy do galerii, tam nabyliśmy rzeczy potrzebne jak zeszyty, teczki i kartki do rysowania. I niepotrzebne, takie jak zestaw lego i książeczka lego z ludzikiem.

I jeden zeszyt z kucykami Pony, ale to cicho szaaaa, bo Synek się ukrywa z miłością do nich.

Potem ruszyliśmy przed siebie, gdzie oczy poniosą, czyli do moich rodziców, dziadków Syna mego. Dotarliśmy tam elegancko około obiadowo, co niech nie myli, że na obiad. Obiad niby jakiś był, ale trudno było zidentyfikować, cóż to, więc uprzejmie zrezygnowaliśmy.

Syn po krótkiej chwili zabawy i złożeniu zestawu nowego oznajmił, że chce wyjść przed blok, na co mu skrzętnie pozwoliłam. Jako, że życie w Małym Mieście nie jest jeszcze tak dzikie i niebezpieczne, jak w Większym. Pozwalam zatem Młodemu czuć się strasznie samodzielnym dzieckiem i ryć samemu, bez nadzoru, na trawniku pod oknami.

Ja dla odmiany wysłuchałam sobie kolejny raz historii uprowadzenia pościeli, którego to dokonała ciocia Ewa. (imię dla informacji mojej Siostry, bo zaraz by inaczej dzwoniła pytać jaka ciocia???)

Uprowadzenie rzecz jasna nie miało miejsca. Natomiast schizofrenia mojej Mamy kwitnie elegancko i zadbanie, jak mój wrzos na stole. I begonie na balkonie.

Sapnęłam sobie trzy razy, zachciało mi się palić, jak wysłuchałam tej i podobnych kilku historii. Jako, że jestem niepalącą osobą było mi ciężko, ale dałam radę. Szlifowałam charakter jak diament, który uczynić chcę brylantem. Przytakiwałam, aha, aha mówiłam, starałam się niczego nie analizować i nie myśleć o papierosach, które normalnie ratowały mi życie w takich momentach.

Ojej, ojej powiedziałam, pójdę zobaczyć, co z synem moim autystycznym i uciekłam na zewnątrz. I tam zostałam resztę czasu. Na ławce pod blokiem. Pod ostrzałem spojrzeń i pytań, że znowu przyjechałam, że gościna jest.

Kuźwa, jakie życie jest proste w Małym Mieście. Jaki prosty rytm wyznacza tam dni. Dzieci mają dzieci, baby na czarno siedzą, bo chłopa w końcu pochowały, z czwartego piętra na fajkę się schodzi na dół, bo pogadać można. W sklepie bez skrępowania pytają- a który pani jest rocznik, bo was dwie było i "tera nie wiem, która je która"..

Słońce grzało, Syn autystycznie rył sobie dwie godziny dziury łyżką do zupy, ja siedziałam i nie robiłam nic.

I resetowałam.

Się.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Swiat sie nie zawalil, kiedy spalam.

Rozmowa z Kotem

Dalie