Ciepło jak nadzieja

Za oknem deszcz zmywa kurz z zieleni. Podkreśla czerń asfaltu, jakby była ona nie wiem jakim szlachetnym marmurem. A jej przecież bliżej do lastryku taniego, który nie pamięta straconych żyć.
Otulona szlafrokiem piję pierwszą kawę. Próbuję zapisać na twardym dysku emocji ciszę przetykaną szeptem podmiejskich ptaków.
Przytulając twarz do ramienia czuję zapach wczorajszej kąpieli. I różanych płatków roztartych w balsamie. Delikatne ciepło rozlewa się jak nadzieja. Że może ten dzień będzie bardzo dla mnie dobrym?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Swiat sie nie zawalil, kiedy spalam.

Jak w studni

Lewe ramię