Po calym dniu przespanym, bo tak wlasnie go spedzilam, ten moj dzien w nosie, siedze teraz i mysle. Mysle, ze nawet taka ucieczka w niebycie niewiele mi pomoze. Ale co sie wyspalam, to moje. Przed chwila wrocilam ze spceru, co pachnie coraz bardziej jesienia, bo w nosie moze i mam wiele, ale piesa wyjsc musi. Ona zreszta byla jedynym czynnikiem mnie dzis obchodzacym. Obchodzilo mnie mianowicie, zeby nie narobila w domu i obchodzilo mnie, czy taki maly pies nie dostanie wielkiej depresji przy takiej zdolowanej pani. Wyglada jednak na to, ze nie dostal. Lezy i chrapie, jak zwykly pies bez depresji. Troche w tym moim roztrzesieniu dzisiejszym bylam niesprawiedliwa i z braku innych ofiar zrobilam jazde psu o zycie. Nie chcial dac uszu do wytarmoszenia, musial zatem wysluchac wyrzutow o wszystko. O te szczepienia, wizyty u weterynarza, paszport europejski psi, smycz karabinkowa, koszyk do spania, orzelka do zabawy... I wiele innych. Wieczorem zadzwonilam do siostry i ona mi powiedzi
wolę zamyslenie codzienne niz te wyznaczone... mimo wszystko.
OdpowiedzUsuńwszyscy żylibyśmy piękniej, gdybysmy na codzień pamiętali o przemijaniu
OdpowiedzUsuńPięknie przypomniałaś. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń