Jakość czasu

Przepuściłam dziś na przejściu dla pieszych zakochaną parkę. Ba!, nawet poczekałam chwilę, żeby w ogóle do przejścia doszli:) Bo miałam przyjemność z patrzenia na nich. Tacy zwyczajni, a tacy ładni.

Ten specjalny błysk w oku. To delikatne, pierwsze objęcie. Ten dotyk, jeszcze nie do końca odważny. Nie przynależący. Ona trzymała go bardziej za kurtkę, niż cokolwiek innego, on nieśmiało gładził jej plecy. Ładne to było.

Za kilka lat będą chodzili obok siebie śmiało, zdecydowanie, może za rękę, może pod rękę, a może, jak obcy, dalecy sobie ludzie. Dotyk już nie będzie elektryzował, już nie będzie tego chcenia do siebie. Tej ładnej nieśmiałości. Lub chwilę później głodnego pragnienia.

Przez chwilkę poczułam żal, że to już nie moje uczucia. Że przeszły do kolejnych zakochanych. Że ja już nigdy tego nie poczuję.

Ale zaraz potem pomyślałam, o tym, jak głębokie i fajne mogą być te dalsze uczucia. Ile radości daje wspólna duma z małego zmieszanego z nas Gena. Ile frajdy jest w oswojeniu. Ile ciepła i dobrobytu w spokoju...

Kolej spraw.

Nikt jej nie zmieni.

Ale można dbać o jakość przechodzącego obok nas czasu.

I to staram się robić.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Swiat sie nie zawalil, kiedy spalam.

Rozmowa z Kotem

Dalie