Dowolność wyboru

Mąż mi dziś zrobił dobrze. Dokładnie tak- zrobił dobrze mojej.. duszy;) Wyszukał mi piękny film do płaczu. I sobie wypłakałam kilka litrów łez. A co.  Oglądałam i płakałam, płakałam i oglądałam.

Film był o dziewczynie, która umarła na końcu. Wiem, że zdradziłam puentę, ale nie o to chodzi..

Chodzi o to, że teraz siedzę przed moim ulubionym kuchennym oknem, spoglądam na światła, słucham szumu usypiającgo miasta i myślę.. Myślę, że mam nadzieję nie umrzeć. Przez następne 40 lat chociażby. Mam nadzieję, że moje życie sprawi mi jeszcze dużo frajdy. I innym też.

Że zobaczę jeszcze te wszystkie miejsca, o których marzę, wszystkie filmy, na których płaczę i że zrobię choć dziesiątą część tego, co aż się boję planować.

Bo najbardziej boję się nie śmierci. Wcale. Tylko tego, że minę bezpowrotnie bez szansy na powtórkę. Że nie nauczę się już żadnego języka, nie zobaczę żadnej wystawy, nie wejdę do górskiego potoku, nie zwiedzę bawarskich zamków. Że nigdy nie zobaczę tych wszystkich pięknych miejsc na świecie, nie nauczę się malować pisanek, nie napiszę książki.

Od zawsze mam niedosyt życia, od zawsze chciałabym wszystkiego dobrego spróbować, a codzienność weryfikuje mnie inaczej. Codzienność pozwala na krótkie te-ta-te z marzeniami po zmroku i przypomina od razu, że następny dzień rozpoczyna się o 6.. Codzienność wysyła na plac zabaw, gdzie marzy się tylko o tym, żeby młody nie wrzeszczał tak, że patrzy się na mnie całe osiedle. Codzienność wyznacza najkrótszą trasę na cmentarz i konfrontuje z pierwszymi pytaniami o to, dlaczego brat i siostra są w ziemi, a nie z nami w domu. Codzienność jest czasem fajna, ale często jest zwyczajnie do bani.

Mam dziś ochotę na dowolność wyboru. Zaraz napełnię kieliszek dobrym winem i pójdę tam, gdzie... a tego już Wam nie zdradzę..

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Swiat sie nie zawalil, kiedy spalam.

Jak w studni

Lewe ramię