Strefa komfortu

Ktoś mi dzisiaj życzliwie powiedział, że mam wyjść z mojej strefy komfortu.. Że niby ze swojego małego bunkra, zwanego codziennością.

Obruszyłam się przez całe 20 sekund, że co? Że ja? W strefie komfortu? Moja codzienność jest przecież taka chwilami trudna, tak mnie czasem więzi.. I już miałam dosiąść rumaka żałości, kiedy pomyślałam z uśmiechem, że tak przecież jest! Przecież sama tak uważam, kiedy mam szczerą łączność ze sobą:)

Jeszcze kilka lat temu tak bym nie pomyślała, bo faktycznie było ciężko... przyzwyczaić się do myśli, że to, co sobie wymyślimy na życie, kompletnie rozpada się w zderzeniu z ciężarówką rzeczywistości. Dzieci mają się wtulać w matki, a nie wyginać w łuk, kiedy się je przystawia do piersi. Mają ślicznie gaworzyć i potem słodko zagadywać sąsiadów w windzie. A nie biegać na paluszkach w kółko i machać rączkami, jak motylek. Matki mają mieć satysfakcjonującą pracę, a nie być wyrywane z pracy, żeby natychmiast odebrać "TO" dziecko z przedszkola, bo rzuca ławeczkami. Rodziny mają chodzić na miłe spacery i jeździć na jeszcze milsze urlopy, a nie skakać sobie do gardeł, bo wszystko jest nowe, inne, nieschematyczne i to wprowadza chaos. Małżeństwa mają być zadowolone i szczęśliwe, a nie walczące o przetrwanie w bagnie autyzmu.

I to była faza pierwsza- złość i nerwy.

Potem była faza druga- żałoba po zmarłych marzeniach i bolesny proces godzenia się na autyzm. I teraz jest faza trzecia- strefa komfortu. Przynajmniej mojego, bo mężczyźni dłużej przechodzą fazę drugą.

Moja strefa komfortu nie jest jachtem na Atlantyku, nie jest nawet zabawą sylwestrową, której, rzecz jasna, od 10 lat nie przetańczyłam i pewnie nie przetańczę przez kolejne, bo aspergerowcy nie są Fredami Asterami;))) Moja strefa komfortu nie jest imponująca.. Ale jest. Bezapelacyjnie jest.

Po latach podróży między przeróżnymi doświadczeniami odnalazłam spokój. Zbudowaliśmy z mężem i synem twierdzę i ona nas chroni. Przed oskarżycielskim tonem pań z przedszkoli, przed atakami paniki, przed niezrozumieniem naszego dziecka. I nas, jako rodziny. Każde z nas czuję się tutaj dobrze i ma swoją przestrzeń. Wiemy, że tu i teraz jesteśmy bezpieczni.

To dlatego nie śpieszę się z wychodzeniem z naszej strefy komfortu:)

Póki ją mam.

Bo różnie to bywa..

Ps. Oczywiście z domu wychodzę, bo nie stać mnie na dostawę zakupów do domu;)))

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Swiat sie nie zawalil, kiedy spalam.

Rozmowa z Kotem

Dalie