Dla Niej

Obudziłam się z mocnym postanowieniem zrobienia wpisu na blogu. Tak, postanowieniem, bo mi coś ostatnio to pisanie umyka w natłoku życia banalnego.

Dziś napiszę o tym, co mnie wkurza. Od dawna chciałam to z siebie tutaj wywalić, ale zawsze jest tak, że dopada mnie jednorazowo jedno wkurzenie, a dla jednego nie chce mi się odpalać laptopa. A z telefonu jest zwyczajnie niewygodnie. Dziś jednak postanowiłam, więc uczynię!

Zacznę od Lidla, a dokładnie od aplikacji lidlowskiej, co to na niej namiętnie sprawdzam oferty tygodnia. Bo muszę tu nadmienić, że owe oferty są moją dziką namiętnością. I nie, żeby coś kupować, tylko żeby wiedzieć. Może inni bardziej chcą wiedzieć, co się dzieje na świecie, w polityce i w czyichś majtkach, u mnie jednak Lidl stoi nieodmiennie, od dawna na pierwszym miejscu ciekawości.

Zatem aplikacja lidlowska.. Ha!, pewnie jest myśl- nie działa odpowiednio dobrze, zawiesza się, nie ładują zdjęcia i co tam jeszcze Bóg dał.. A tu niespodzianka! Mam w pompie działanie aplikacji, jestem użytkownikiem absolutnie niewymagającym, więc toleruję dużo. A jednak wkurza. Strasznie, okropnie, czasem nawet do przeklnięcia w myśli. A co? A oferty zatytułowane pięknie: Dla Niej.

Czegóż można oczekiwać po owej ofercie? Czego spodziewam się ja, choć już nie spodziewam, bo wiem, że się wkurzę. Zaczyna się. Spodnie cygaretki na przykład.(Hugon wie, co to jest, w sensie nazwy. Hugon wie, ja nie) Kilka kolorów, zdjęcia eleganckie, dupa za gruba, nie wbiję się w nie. Ale okej, są szczuplejsze łanie, trzeba być sprawiedliwym. Potem wjeżdżają kolejno: bluzki, sweterki, apaszki, buty, ramoneski (kolejna magiczna nazwa), staniczki, rajstopki i podkolanówki 60 den. Jest dobrze, jest miło. Wpadnie jakiś zegarek, bransoletka, wygodne dresy welurowe (nabyłam!). Czujność spada do zera i wtedy... wtedy.. łup w łeb! Garnki nie przypalające się, patelnie o średnicy 3 metrów (żeby milion kotletów dla męży smażyć), wypychaczki do wędlin i tostery. Są również towary sezonowe, takie jak mopy mega obrotowe, wiadra viledy, czy jak jej tam, zestawy szmatek z mikro fibry. Do sprzątania rzecz jasna. Są automaty do pieczenia chleba i frytkownice..

Noż kurwa jego mać!!! Kurwa kurwa kurwa!!! Co to ma, kurwa, być, ja się pytam??!! Kto układa tą debilną ofertę i co jest w jego chorym mózgu, żeby Dla Niej oferować szmaty do podłogi???!!! Ja się pytam, kto to taki i gdzie go można zabić?!

Nie jestem zajadłą feministką walczącą o prawo do naprawy gniazdek z prądem i przepychania kibla, choć jak muszę, to przepchnę. Nie wyrywam mężowi młotka z dłoni i wiertarki, choć, jak trzeba wbiję sobie gwoździk pod obrazek. Mąż się śmieje z tych moich gwoździków, bo on najchętniej wkręcałby mi śruby grubości kciuka, które utrzymałyby słonia w ramce, ale nie w tym rzecz. Umiem wiele rzeczy zrobić i robię. Umiem umyć okna, to myję. Bo czasem nawet lubię, a czasem po prostu trzeba. Gotować umiem i lubię średnio, ale robię to w imię bycia matką i żoną. A czasem dla przyjemności stwarzam jakieś fascynująco danie z kaszą lub innym stworem, którego nazwa wbija męża w fotel. I kotlety smażę, zwłaszcza, że mąż je chwali i mi mielone ego rośnie. I kurze pościeram tą mikrofibrą.

Ale mój mąż też to robi! A przynajmniej część. Chwyci za zmywanie i garnek, żeby pyrów obrać. Odkurzacz i pralkę ma w małym paluszku, kibelek myje genialnie. Przyznaję, że tego od niego oczekuję, bo mi obiecał przed ślubem, że on będzie to robił, a nie jego żona. Obietnica owa nieco się zmodyfikowała z upływem czasu, kilka zmian w ustawie wpisało życie nocą, ale cóż.. takie czasy. Mycie kibelka również przez żonę, to czasów znak.

Mniemam jednak i to mnie tak wkurwia, że jest wielu mężczyzn dla których aplikacja Lidla jest Biblią. Czytają ją, jak świętą księgę i stosują nakazy zawarte. Mojemu mężowi też chyba czasem się to zdarza. Kobieta kuchennym jest stworzeniem, z dostępem do mopa viledy i szmat z mikrofibry. Jej gadżetami są patelnia i frytkownica. Rozpływa się w zachwycie nad.. wypychaczką do wędlin! Boże, jaka ta wypychaczka cudowna! Jakie ładne wędliny zrobi! Jak mi będzie w takim ładnym pęcie kiełbasy do twarzy! Taaa...ja kolekcjonuję końcówki do wypychaczki. Najbardziej lubię te w kształcie gwiazdki..

To mnie właśnie wkurwia. Ten genialny przydział, jakim zostałam nagrodzona tylko dlatego, że jestem babą. Aż dlatego! To zaszczyt być kobietą z patelnią. Jak statua wolności wręcz się czuję! Jestem spełniona, kiedy dotykam mikrofibry..

Jak dopadnę odpowiedzialnego za układanie ofert tematycznych w Lidlu dam mu zwyczajnie w pysk. Z liścia. Jak baba.

 

Ps. Podejrzewam, że owym kimś może być kierownik mojego sąsiedzkiego Lidla. Jego spojrzenie na mnie mówi mi zawsze: bzyknąłbm cię, ale najpierw usmaż mi kotlety.

Łał!

Kupuję zatem stringi, pędzę do kasy, w której zasiadł łaskawie, bo kasjerka musiała zmienić podpaskę, kładę rozłożone na taśmie, żeby było widać koronkę i czekam na swoją kolej.. Nadchodzi, już tuż, już spojrzy na mnie z tym ogniem (spod patelni rzecz jasna) w oczach i powie:

- A te gacie po ile są, bo kodu nie ma???!!!!

Zakochałam się w nim. Do grobowej deski.

Ps.2. Rzeczy wkurzających jest więcej, wrócę do tematu.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Swiat sie nie zawalil, kiedy spalam.

Jak w studni

Lewe ramię