Wiekopomność

Już jakieś dwa tygodnie temu mąż rzekł do mnie, żebym ruszyła tyłek i wpisała coś na bloga.. I co? Znowu zeszło.. I dlaczego? Bo mnie wiekopomność dużym łukiem omija ostatnio. No, dobrze, nie tylko ostatnio. Ogólnie ona tak robi.

Wstaje człowiek o 6 rano, siada przy oknie w kuchni.., a nie..najpierw karmi kota, bo będzie darł pyska, a wtedy, to już żadna wiekopomność się nie zjawi. I siada ten człowiek z kawą, czyli ja, i myśli. Żeby zrobić coś..dużego, w sensie nawet przenośnym. Pustka w głowie. Mąż mówi, że Koreańczycy pracują nad hydrofonicznym wyświetlaczem, aż żal, że nie jestem koreańskim inżynierem. Ewentualnie jakimkolwiek wynalazcą, naukowcem lub twórcą niezależnym.. Ehhh żal..

Jestem niepracującą, 40sto letnią (na szczęście jeszcze regularnie miesiączkującą) matką autystycznego pierwszoklasisty. Ów pierwszoklasista uczy się w domu, w trybie indywidualnym, co jest najlepszym dla niego i dla nas rozwiązaniem. I oczywiście są głosy, że traci na kontaktach rówieśniczych, bo dzieci muszą zawierać przyjaźnie i się socjalizować, jakby nikt nie kumał, że autyści się nie przyjaźnią i wcale tego nie potrzebują tak, jak neurotypowi. Oni bardziej potrzebują harmonii, akceptacji, bezpiecznego otoczenia, braku tików i mówienia im, że są beznadziejni. I to ma teraz nasz syn. Święty spokój i warunki do nauki, której ,nota bene, nie lubi. A my mamy spokój od pretensji całego świata, że to nasza winna, że on świruje. Pierwszy raz od kilku lat czuję się dobrze wychowującą mamą. Fajne uczucie.

Ale wracając do wiekopomności i hydrofonicznych wyświetlaczy, o których wiedzą pewnie tylko Koreańczycy i mój mąż. Wiekopomności zauważam braki. Dni mijają na kupowaniu makaronu, podpasek i kociej karmy. Niby dramatu nie ma, a jednak trochę żal. Bo, owszem, kot zadowolony i dziecko też i mąż chyba też( wara mu, żeby twierdził inaczej), tylko ja tak jakoś chwilami do zadowolenia muszę się zapędzać trochę wbrew sobie. Ależ ja jestem zadowolona! Ależ spełniona! Ależ ja mam dobre życie! Bo mam. I byłabym podła mówiąc inaczej, zważywszy na fakt, że wielu nie ma tyle fuksa, co my.

Tylko ta... wiekopomność... Uczepił się dziś do mnie jej brak...

Dobiłam godziny siódmej. Dopiłam wystygłą już kawę. Czas ogarnąć dom i siebie, jako fajną mamę, bo zaraz obudzi się mój fajny syn. Trzeba przewietrzyć dom na przyjście pani Agnieszki, zwanej przez nas Groszek, dla odróżnienia od pani Agnieszki zwanej Od Rewalidacji. Nie ma czasu na rozmyślania o wielkich czynach i rozwoju techniki w krajach dalekiego wschodu. Wschód mam w kuchennym oknie.

Wschód i widok ten sam od 7 lat, a wciąż zachwycający swym urokiem. Niech ten wschód i widok będą wiekopomne. I nasza kuchnia, rodzina i miłość ciężka czasem jak imadło, co spadło, ale jest.

Właśnie sobie uświadomiłam, że pięknie jest tak, a nie inaczej. Że może nie stworzę żadnego wyświetlacza, ale pomidorówkę z makaronem owszem. A moi chłopcy ją zjedzą z apetytem.

Amen.❤

11And2more_tonemapped-Resizer-_1080Q100 1And6more_tonemapped-Resizer-_1080Q100

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Swiat sie nie zawalil, kiedy spalam.

Jak w studni

Lewe ramię