Dzień dla duszy
Jesień zaplątała się dzisiaj w mgłę. Przepuściłam dzień przez palce nie robiąc nic pożytecznego i wcale tego nie żałuję.
Na rytualne pytanie Wojciecha przed snem- opowiedz mi, co dziś robiłaś mamusiu, próbowałam jeszcze w akcie rozpaczy rozciągnąć gotowanie rosołu na cały dzień. Ale poległam na makaronie. Bo kurcze, nawet trzylatek wie, że makaronu nie gotuje się w takich ilościach.
Więc mu w końcu szczerze powiedziałam, że najwięcej to się dziś leniłam, patrzyłam w okno, piłam kawę, myślałam o cudach niewidach i nawijałam włosy na palce. I że było mi tak dobrze, nawet jeśli teraz gryzą mnie wyrzuty sumienia, bo za mało się z nim bawiłam.
Pomyślał. Westchnął. I powiedział głosem mędrca
- Włosi mas teraz na oko i mas ładną flyzulę (fryzurę).
Hmm.. Pewnie miała ta wypowiedź drugie dno. Ale nie szukałam. Pogilałam go po brzuszku i pocałowałam w łepek.
Czasem tęsknię do takich przemarnowanych, przemarzonych, wylniałych dni. Czasem chciałabym umieć zapomnieć się w lenistwie, czytaniu, pisaniu, rozmowie. Chciałabym być tylko dla siebie.
Ale życie bezkompromisowo weryfikuje takie tęsknoty.
Jutro opadnie mgła, wyostrzy się widok za oknem, a razem z nim moje wyrzuty sumienia. Że zajmują mnie dyrdymały, a okna brudne, prania full, doniczki czekają na wykończenie i firanki na uszycie. A z grobu dzieci trzeba pozdejmować wypalone świeczki...
Ale i tak nie żałuję. Dziś moja dusza tańczyła.
Przez brudne okna czasem widać więcej. Warto w tym czasie pobyć dla siebie. A zamiast rozciągać makaron, powiedz dziecku wieczorem, że myślałaś o nim.. :) Ściskam Cię mocno.
OdpowiedzUsuń